GP Warszawy na mecie. „W deszczu dobrze się oddycha”

 

GP Warszawy na mecie. „W deszczu dobrze się oddycha”


Opublikowane w sob., 17/10/2015 - 16:38

W trudnych deszczowych warunkach rozegrano ostatni etap Grand Prix Warszawy. Przełajowa trasa w Lesie Kabackim zamieniła się w grzęzawisko, jednak jak to mówi stare polskie przysłowie - mokry deszczu się nie boi. - Najtrudniejsza jest pierwsza kałuża - mówiła zwyciężczyni.

Po etapie rozgrywanym na Mokotowie biegacze rywalizujący w ramach Grand Prix Warszawy wrócili na Ursynów, w okolice metra Kabaty i stacji techniczo-postojowej podziemnej kolejki. Był to w sumie ósmy bieg w ramach GP Warszawy. 10-kiloemtrowa trasa uczestnikom cyklu jest więc dobrze znana.

W sobotę warunki do biegania nie były łatwe. Z każdą chwilą deszcz przybierał na sile. Fala kulminacyjny przyszła w momencie wręczania statuetek dla zwycięzców i losowania nagród. Na polanie zostali już tylko najwytrwalsi, przemoczeni do suchej nitki.

Wśród mężczyzn najlepiej spisał się Sebastian Polak, dla którego był to trzeci bieg w ramach tegorocznego cyklu. Popularny „Słonik” finiszował z czasem 33:50.

– Biegło mi się dobrze choć myślałem, że będę odczuwał jeszcze zmęczenie po Poznań Maratonie (2:52:42 i 62. miejsce open – red). Wolę jak pada deszcz niż świeci słońce. Wyspałem się, więc ty badziej nie mogłem narzekać (śmiech). W lesie nie było tak czuć padającego deszczu. Było za to ślisko przez kałuże. Czasami trzeba było skakać z prawej na lewą stronę. Do 4. kilometra biegliśmy w pięć osób, później zacząłem przyspieszać i uciekać kolejnym zawodniko – relacjonował Sebastian Polak. Chętnie wracał do startu w Wielkopolsce.

– Bardzo się cieszę, że wygrał Emil. To jest super sprawa! Przybiegłem prawie 40 minut za nim, ale nie trenowałem odpowiednio. Pamiętam, że kiedyś tu startował razem z nami w Kabatach, a na na Biegu Chomiczówki dobiegłem tuż za nim, na szóstej pozycji. To dobrze, że wspiął na taki wysoki poziom! – zachwalał kolegę nasz rozmówca.

Drugie miejsce na Kabatach zajął dziś pochodzący z Olsztyna Grzegorz Kłos. Do zwyciezcy stracił 13 sekund. Trzeci był Michał Żurawski z czasem 34:12.

Najlepiej wśród kobiet w strugach deszczu poradziła sobie Anna Sawicka – czas 40:06. Chociaż biegaczka stawała już na podium w GP Warszawy, to na zwycięstwo musiała czekać do ostatniego biegu.

– Biegło mi się super. Zrobiłam nawet życiówkę na dystansie 10 km! Gdy pada deszcz, są dobre warunki do oddychania. Ja uwielbiam biegać w deszczu. Może tylko tego błota było za dużo, najgorsza jednak jest tylko pierwsza kałuża. Jak ją już człowiek zaliczy, to biegnie przed siebie i ine patrzy pod nogi – powiedziała Nam Anna Sawicka.

Drugie miejsce zajęła Teresa Żywek z rezultatem 40:31. Natomiast trzecia była Sylwia Bondara z wynikiem 41:29.

Zdaniem organizatorki cyklu Aliny Sakwy, 26. edycja Grand Prix Warszawy należała do udanych.

– W tym roku cykl składał się nie z dziewięciu, a z ośmiu imprez. Nie mieliśmy już gdzie umieścić w kalendarzu tego jednego biegu. Czy zostaniemy przy obecnej formule? Zobaczymy. Gdy biegów jest więcej, jest z czego wybierać. W tym roku mieliśmy dużą frekwencją (w lutym ponad 400 osób – red.), startowali tu też znani zawodnicy jak Dominika Stelmach ( zwyciężczyni Wings for Life i druga zawodniczka Biegu 7 Dolin - red), Bartosz Olszewski (zwycięzca Wings For Life, zwycięzca Reykjavik Marathon i drugi zawodnik Koral Maratonu), Dariusz Nożyński (najlepszy Polak 37. PZU Maratoniem Warszawskiego), triathlonista Mikołaj Luft czy też maratończyk Wojciech Kopeć. Szkoda tylko, że nie biegali tu systematycznie, bo mogliby zamieszać w tabeli – cieszyła się Alina Sakwa.

W klasyfikacji generalnej Grand Prix Warszawy zwyciężyli Sebastian Polak oraz Sylwia Bondara. Gratulujemy!

RZ

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce