Grand Prix Krakowa w Biegach Górskich już na mecie [FOTO]
Opublikowane w ndz., 05/03/2017 - 20:26
Bez buta, ale z uśmiechem na ustach – tak niektórzy z biegaczy kończyli piąty i zarazem finałowy bieg piątej edycji Grand Prix Krakowa w Biegach Górskich.
Koniec zimowych przygotowań, czyli ostatni etap cyklu rozpoczął się tuż po 10:00 startem biegu na 3,7 km w trzech kategoriach: OPEN, nordic walking i biegu dzieci. Pogoda dopisała, więc od rana biegacze mogli cieszyć się słońcem i szybką trasą, która pozwalała na bicie życiowych rekordów, a także mogła pomóc w walce o wygraną w klasyfikacji generalnej czterech biegów (w punktacji liczyły się tylko cztery najlepsze biegi danego zawodnika).
Determinacji do pokonywania kolejnych metrów nie można było odmówić także najmłodszym, którzy zziajani, ale szczęśliwi kończyli podbieg, na końcu którego znajdowała się meta. W osiągnięciu swoich celów nie przeszkodził niektórym nawet zgubiony but i bieg w samej skarpetce.
Tradycyjnie godzinę po pierwszym starcie, o 11:00 wystartowali uczestnicy pozostałych 3 dystansów – Tradycyjnej Piątki, Ambitnej Jedenastki i nowości w tej edycji imprezy – Hardej Dwudziestki Trójki. Pierwszy długi podbieg pod krakowskie ZOO już na początku mógł dać w kość, ale to i pozostałe ciężkie fragmenty trasy nie przeszkodziły najlepszym w śrubowaniu rekordów i pokonywaniu swoich słabości.
– Najbardziej zaskoczyły mnie zbiegi, były ciężkie, a myślałem, że to podbiegi bardziej dadzą mi się we znaki. Na zbiegach odezwały się u mnie mięśnie posturalne, więc mocno angażowałem plecy. Troszeczkę mnie bolały, więc czekałem tylko aż w końcu zacznie się jakiś podbieg – powiedział nam po ukończeniu swojego biegu w „Hardej Dwudziestce Trójce” Andrzej Lachowski, który na mecie zameldował się jako drugi. – To był mój pierwszy bieg w tym cyklu i nie jestem zadowolony z wyniku, ale trasa jest wymagająca. Przynajmniej pogoda dopisała – dodał zawodnik.
Pogodę docenili również inni biegacze, chociaż nie wszystkim udało się poprawić swoje czasy.
– Niestety nie udało mi się poprawić mojego czasu tutaj, jestem po prostu w słabszej formie niż rok temu przez niedawną kontuzję – wyjaśniał Michał Garbacik, który mimo to jako pierwszy zameldował się na mecie Tradycyjnej Piątki z 20-sekundową przewagą nad drugim w kolejności biegaczem.
Nasz rozmówca zwrócił uwagę na przewrotność tej edycji cyklu, w czasie której każdy etap odbywał się w innych warunkach atmosferycznych. – Faktycznie, w listopadzie był rzęsisty deszcz i bardzo dużo błota, w grudniu była oszroniona, w styczniu typowa zima, czyli śnieg i słabe odbicie, w lutym lodowisko, a dzisiaj wiosenna aura. To jest też specyfika tych zawodów, że można się sprawdzić w każdych warunkach – podkreślił.
Rekordu życiowego na tej trasie nie udało się również pobić Angelice Maciejewskiej, która jako pierwsza z kobiet przekroczyła linię mety Ambitnej Jedenastki z czasem 59:57. – Było ciężko, ponieważ zaczęły się studia i moje treningi legły w gruzach, ale biegłam dla zdrowia, dla radości – śmiała się po zakończonym biegu, podkreśliła również, jak zmotywowali ją kibice i zawodnicy na trasie: – Udało się dzisiaj, że było bardzo słonecznie i w Lasku na trasie można było spotkać dużo więcej kibiców. Wtedy to bardziej motywuje, jak gdzieś tam krzykną, albo poklaszczą. Tak samo, jak złapałam tempo jakiegoś innego biegacza i pod koniec trasy powiedział do mnie „ale ty zbiegasz z tych górek” lub kiedy biegło mi się ciężko, miałam wrażenie, że zaraz zejdę z tej trasy, ale ktoś mnie mijał i mówił „no, ale forma!”, wtedy od razu wracał mi power – śmiała się po biegu Angelica Maciejewska.
Im dalej w las... i dzień, tym więcej słońca pojawiało się na niebie, a na trasie zostawało coraz mniej zawodników. Po półtorej godziny od startu między drzewami pozostali już tylko ci, którzy kończyli najdłuższy dystans – 23 kilometry i 200 metrów. A okazało się, że jej zdobycia podjęli się jej debiutanci. Poza Andrzejem Lachowskim udało się to również Martyna Kantor która jako pierwsza kobieta zameldowała się na mecie.
– W samym cyklu brałam już udział, ale dzisiaj był pierwszy raz na najdłuższej trasie. Wydaje mi się, że dużo lepiej poszła mi pierwsza pętla, ale kiedy już wiedziałam pod koniec, że jestem pierwsza i nad drugą zawodniczką mam dużą przewagę trochę odpuściłam – opowiadała po dotarciu na metę Martyna Kantor. – Zresztą biegło mi się bardzo przyjemnie, mieszkam w tej okolicy, trenuję tutaj na co dzień i było naprawdę super.
Po zakończeniu zawodów na terenie Szkoły Podstawowej nr 72 przy ul. Modrzewiowej 23 odbyło się oficjalne zakończenie V edycji Grand Prix Krakowa w Biegach Górskich połączone z dekoracją zwycięzców dzisiejszych biegów oraz tryumfatorów poszczególnych kategorii w klasyfikacji generalnej cyklu. Na ostateczny wynik składały się wyniki czterech najlepszych biegów danej osoby.
JP