"I'm IN, czyli biegnę w Badwater!" Artur Kujawiński wystartuje w najtrudniejszym ultramaratonie świata

 

"I'm IN, czyli biegnę w Badwater!" Artur Kujawiński wystartuje w najtrudniejszym ultramaratonie świata


Opublikowane w pon., 19/02/2018 - 16:18

„Ukoronowanie wieloletniej pasji biegowej! I'm IN czyli biegnę w BADWATER”. Tak napisał triumfalnie na portalu społecznościowym Artur Kujawiński. Ma się z czego cieszyć, to rzeczywiście wielki sukces biegacza z Poznania.

23 lipca w kalifornijskiej Dolinie Śmierci, Artur Kujawiński będzie miał szansę być pierwszym od 4 lat Polakiem, który ukończy najtrudniejszy ultramaraton świata (takim ochrzcił go magazyn "National Geographic Adventure"). Najtrudniejszy nie tyle z powodu dystansu (135 mil, czyli 217 km), co przede wszystkim różnicy wysokości i temperatur.

Trasa biegu prowadzi znad wyschniętego słonego jeziora Badwater w położonej w głębokiej depresji Dolinie Śmierci (85 m poniżej poziomu morza), gdzie temperatura sięga 50 stopni C, na szczyt Mount Whitney Portal na wysokości 2530 m n.p.m.

– Chciałbym zbliżyć się do najlepszego polskiego wyniku w Badwater – mówi Artur. W 2012 roku 49-letni wówczas Leszek Rzeszótko zajął 38 miejsce pokonując morderczy dystans w 36 godzin 21 minut i 33 sekundy. Wraz z niepełnosprawnym ruchowo i niedowidzącym Dariuszem Strychalskim, który zszedł z trasy przed punktem na 90 mili, byli pierwszymi Polakami w rozgrywanej od 1978 roku imprezie.

Dwa lata później Strychalski już osiągnął metę w czasie 45:11:10, a ponad 2 godziny przed nim wspólnie finiszowali przyjaciele Dariusz Łabudzki i Zbigniew Malinowski.

Ostatnim Polakiem, który zmierzył się z trasą przez pustynię Mojave w Nevadzie, był w 2015 roku Piotr Kuryło. Ale choć przed startem zapowiadał walkę o zwycięstwo, skapitulował na 80 kilometrze.

Niemal równie trudno jak ukończyć Badwater Ultramarathon jest się na niego w ogóle… dostać. Tu nie wystarczy zapisać i opłacić 1495 dolarów wpisowego. Miejsc w biegu jest zaledwie 100.  Trzeba wysłać do organizatorów wielostronicowy formularz.

– Pytania dotyczą biegowego cv, doświadczenia życiowego, motywacji, tego jakim jest się człowiekiem i biegaczem – opowiada Artur Kujawiński. – Odpowiedzi są punktowane w skali 0-10, a potem 4-osobowa komisja wybiera setkę szczęśliwców: 45 „weteranów”, czyli uczestników z lat poprzednich i tylu samo nowicjuszy w Badwater, a 10 miejsc to pula organizatora. Europejczyków w tej setce jest z reguły około 15 procent.

– By aplikacja miała jakiekolwiek szanse powodzenia trzeba w życiu naprawdę wiele przebiec. Niemal każdy ze zgłaszających się ma na koncie duże osiągnięcia, są zwycięzcy Spartathlonu, wielkich biegów ultra, mistrzostw świata

42-letni Artur Kujawiński z Poznania to były sprinter, który na długie dystanse przerzucił się w roku 1999, a ultra zaczął biegać w 2005. – Zrobiłem to, bo takie dystanse wydawały mi się niewiarygodne i bardzo ekscytujące. 100 kilometrów dla kogoś, kto ścigał się na 100 metrów było czymś niewyobrażalnym!

Definitywnie na biegi ultra postawił w ostatnich 5 latach. W tym okresie porwał się na niebotyczne dla większości biegaczy wyczyny. Ukończył Spartathlon, kilka innych biegów na dystansie 230-250 km, jeden nawet na 322 km (200 mil) w Anglii, o stumilówkach nie wspominając. Zrobił też samotny trening na prawie 300-kilometrowej trasie z Pragi do Wrocławia. – Myślę, że największe wrażenie na organizatorach Badwater wywarły zawody 10 ultra w 10 dni w Wielkiej Brytanii oraz wspomniane 200 mil w formule non stop bez suportu – mówi Kujawiński.

– Badwater jako numer jeden na liście najtrudniejszych biegów na świecie będzie na pewno ukoronowaniem mojego biegania – mówi podekscytowany. – Długo nawet nie myślałem o starcie w Dolinie Śmierci, ponieważ to bieg w 50 stopniach C bez możliwości schronienia się w cieniu. Ale kiedy mój serdeczny kolega Damian Drąszkiewicz podsunął pomysł i zadeklarował wsparcie, udział jako support, zapaliła mi się w głowie lampka i podjąłem rękawicę.

Teraz rozpoczęliśmy pracę nad logistyką i finansami, to jest kolejne ogromne wyzwanie. Przede wszystkim poszukujemy sponsorów, gdyż koszty lotów, wielodniowego pobytu w Stanach Zjednoczonych, wynajmu samochodów i wyposażenia będą bardzo wysokie. Musimy zdecydować, czy team wspierający będzie 2- czy 4-osobowy.

A sportowo? Przemyślałem to dogłębnie. Znając mój organizm wiem, że mam predyspozycje. Dzień po starcie na 322 km mogłem bez problemu biegać, sprinterska przeszłość i kilka lat ciężkich treningów, szczególnie na mięśnie nóg, sprawiają, że nie miewam kontuzji. A dzięki cierpliwości i systematyczności, im dłuższy dystans, tym lepiej dla mnie.

– Jestem szczęśliwy, że się dostałem, teraz czeka mnie do lipca ciężka harówka – mówi Artur Kujawiński o najbliższych miesiącach. - Duży kilometraż, im bliżej 200 km tygodniowo tym lepiej. Testowałem już taki system: 5-6 dni po 20-24 km i w niedzielę ultra (100-110 km) na zmęczeniu.

– Na 3 maja jestem zgłoszony do biegu 6-dobowego koło Budapesztu, na którym powinienem biegać po minimum 100 km dziennie. To mi da baaardzo dużą dawkę, 600-700 km w tygodniu.

– Jak tylko wyjdzie słońce, pewnie w maju, rozpocznę treningi w słońcu, a potem w upale. No i, oczywiście, długie podbiegi, np. 3 km podbiegu i 3 km zbiegu. Mam takie pod Poznaniem, już to przetestowałem i się sprawdziło. Chodzi mi jeszcze po głowie trening w saunie (stepy, wejścia na skrzynię czy wykroki), ale raczej nastawię się jednak na bieganie w upałach i w samo południe. Mam nadzieję, że będziemy mieli w tym roku dużo dni z temperaturą 30 stopni.

– Też już testowałem taki trening, przed Spartathlonem biegałem w 35 stopniach. Ideałem byłby wyjazd do Egiptu albo Indii, tam normą byłoby ponad 40 stopni. Ale nie ma co narzekać, większym problemem – zdradza Kujawiński – jest dla mnie regeneracja i różnicowanie treningu, ze względu na codzienne obowiązki. Daję jednak z siebie 100 procent zaangażowania, a nawet więcej.

– Ultramaraton Badwater jest 23 lipca. Wystartuję (w zależności od przydziału do grupy) o godzinie 20, 21:30 lub 23. W południe biegacze zaczynają mieć już bardzo poważne kłopoty z przegrzaniem. Priorytetem jest więc przygotowanie kondycyjnie i logistyczne, a reszta rozegra się na miejscu - jak zareaguje organizm.

– Przy tego typu wysiłku, trzeba o każdej porze dnia i nocy być zdolnym pobiec na luzie 100 km. Dlatego moim głównym celem i marzeniem jest ukończyć bieg, a poprawienie, bądź nawet powtórzenie wyniku Leszka Rzeszótki byłoby czymś fantastycznym – kończy Artur Kujawiński.

rozmawiał Piotr Falkowski


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce