Przepiękne medale w Ravennie, ale... „Włosi mogliby się wiele od nas nauczyć” [ZDJĘCIA]

 

Przepiękne medale w Ravennie, ale... „Włosi mogliby się wiele od nas nauczyć” [ZDJĘCIA]


Opublikowane w czw., 17/11/2016 - 19:52

Chociaż Ravennę od Polski dzieli ponad tysiąc kilometrów, na odbywającym się tam jesienią maratonie od lat spotkać można Polaków. Przyjeżdżają z powodu niepowtarzalnego klimatu włoskich biegów, piękna miasta słynącego z mozaik i niezwykłego medalu, przez wielu określanego najpiękniejszym na świecie.

Podczas gdy w kraju medale hand made kojarzą się biegaczom z cięciem przez organizatora kosztów przygotowania biegu i niejednokrotnie tandetą, w Ravennie to właśnie ręcznie robione medale są główną atrakcją maratonu. Od lat przygotowuje jest wytwórnia artystyczna Annafietta, poświęcając całe miesiące na żmudne układanie szklanych mozaik dla biegaczy. Co roku są one inne i nawiązują do konkretnej mozaiki w jednej z bazylik. Tegoroczny medal utrzymany jest w tonacji złota i turkusu a zainspirowany został Bazyliką Sant’Appolinare in Classe, która po raz pierwszy znalazła się na trasie maratonu.

Skoro już o trasie mowa… 18. Maratona Internazionale Ravenna Citta D’Arte to tak naprawdę trzy biegi: maraton, półmaraton i Good Morning Ravenna na dystansie 10,5 km. Wszystkie odbywają się na tej samej trasie, z której kolejno odłączają się finiszerzy śniadaniowej dychy a potem półmaratonu. W ten sposób maratończycy biegną w coraz bardziej kameralnych warunkach. Do pokonania mają najpierw kilkanaście kilometrów po ścisłym historycznym centrum Ravenny. Po ostatniej zmianie trasy odcinek ten nie prowadzi już głównie po kostce brukowej, pozwala jednak zobaczyć najważniejsze zabytki miasta i „zgubić” się w krętych włoskich uliczkach.

Drugi etap, na który wyruszają już tylko biegnący co najmniej półmaraton, prowadzi w kierunku wspomnianej Bazyliki św. Apolinarego, leżącej ok. 8 km od centrum i wraca do miasta. Tutaj oddziela się największa grupa zawodników, czyli półmaratończycy. Ci, którzy wybrali królewski dystans mają jeszcze do pokonania długą asfaltową prostą prowadzącą nad morze, do Punta Marina. To typowa agrafka, która ciągnie się przez tyle kilometrów, że spokojnie można spotkać wszystkich znajomych, którzy biegną szybciej albo wolniej od nas, przybić piątki i posłuchać regionalnych kapel. Tych na całej trasie maratonu nie brakuje.

Dobrze zaopatrzone są też punkty żywieniowe, na których można się posilić owocami (świeże włoskie cytrusy!), ciastkami, kostkami cukru, batonikami zbożowymi i wybrać coś z szerokiej gamy napojów. Do dyspozycji zwykle jest woda (w butelkach i w kubkach, co kto woli), herbata i niezwykle smaczny izotonik, który choć oznaczony „Sali” wcale słony nie jest. Za to nie jest też słodki i nie „zakleja”.

Niestety, na pierwszym punkcie odżywczym panuje spory tłok i wiele osób, którym zależy na dobrym wyniku, rezygnuje z przepychania się po napój albo kawałek banana. Podobna sytuacja pojawiła się też na starcie: – Utknąłem w tłumie zawodników na 10 km – przyznał podczas biegu pan Stanisław Stasiński z Poznania. – Najpierw nie mogłem się dostać do swojego sektora, potem, zanim wystartowali wszyscy maratończycy, ruszył bieg na 10 km i straciłem dobrych kilka minut, przepychając się przez tłumy.

Nie tylko on ucierpiał z powodu tłumu biegaczy i… spacerowiczów. W tym roku limit startujących w biegu śniadaniowym ustalono na 1500 osób i po raz pierwszy zaproponowano im medale z mozaiki, miniaturki tych przygotowanych dla maratończyków. Sprawiło to, że na starcie znaleźli się nie tylko biegacze obeznani z panującymi na trasie zasadami, ale też sporo przypadkowych osób, które pokonywały ją spacerem, z plecakami i torebkami, skutecznie blokując drogę biegaczom. Niestety, pojawiły się też przypadki skracania trasy. Kuriozalny był widok dziesiątek osób skaczących przez niski murek na Via Darsena, by odjąć sobie kilkaset metrów od tych 10,5 km.

– Włosi mogliby się wiele od nas nauczyć przyjeżdżając do Polski na maraton – przyznał Marek Dworski, który w Rawennie startował już po raz trzeci. – Ale Rawenna ma coś w sobie, specyficzną atmosferę, którą przyciąga od kilku lat mnie i Zygmunta Brożka. – To coś, na co zwracają uwagę wszyscy Polacy. Włosi mają inny sposób bycia niż Polacy nie tylko na co dzień. Są bardziej towarzyscy także podczas maratonu. Mniej osób startuje „po życiówkę” i „leci w trupa”, większość miło spędza czas biegnąc ze znajomymi. Więcej tutaj rozmów i żartów, więcej uśmiechów i mniej rozczarowań na mecie.

– Jest też wyjątkowy medal, każdy inny. Tutaj nie ma dwóch identycznych, bo wszystkie są wykonywane ręcznie. Biegałem na całym świecie i takie medale są tylko tutaj – zapewnia Marek Dworski, zdradzając jednocześnie, że za rok także planuje start we Włoszech.

Niezwykły medal skusił także Ewę Paplę i Magdalenę Adamiec: – O wyjeździe do Ravenny zdecydowałyśmy już rok wcześniej, oglądając zapowiedź medalu która odbyła się podczas expo Maratonu we Florencji – zdradziła Ewa, która ma na swoim koncie także maraton w Rzymie. – Dołączyła do Nas całkiem spora grupa biegowych zapaleńców, łącznie dwanaście osób. W Ravennie zmagaliśmy się z różnymi dystansami, od 10 km, przez półmaraton, do maraton. Czy było warto? Jako wielbicielka włoskiego klimatu i temperamentu włoskich biegaczy twierdzę, że warto, a medal jest jednym z piękniejszych jakie posiadam w moim biegowym dorobku.

Jak się okazało, włoskie klimaty i unikatowy medal to nie jedyna motywacja do startu. Niektórzy, jak Stanisław Stasiński, co roku planują urlop gdzie indziej, łącząc bieganie maratonów z rodzinnymi spotkaniami. Odwiedził już Rzym i Mediolan, w tym roku wybrał Rawennę.

Zupełnie wyjątkową motywację do biegu miał za to Łukasz spotkany przez nas na trasie – Właściwie to nie biegam – rzucił w okolicach 20. kilometra, wzbudzając tym konsternację. – To mój pierwszy i ostatni maraton. Po prostu zrobiłem ostatnio bucket list, spisując rzeczy, które chcę zrobić przed śmiercią i znalazł się wśród nich maraton. Ravenna była najbliżej czasowo i wybierał się tu klub, do którego należą rodzice. No to biegnę… – przyznał Łukasz. Chociaż udało mu się odhaczyć maraton na liście, mamy nadzieję, że magiczny klimat włoskich biegów zrobił swoje i nie będzie to jego ostatni start.

18. maraton w Ravennie ukończyło dwudziestu Polaków. Najszybsi byli Tadeusz Milczarek (2:53:08), który zajął 64. miejsce i Elżbieta Król (3:14:32), która na metę wbiegła jako 14. kobieta. Zwyciężył Marokańczyk Youness Zitouni z czasem 2:24:54. Najszybszą kobietą okazała się Anna Spagnoli (2:46:04). Bieg ukończyło 1409 osób, w tym 222 kobiety. 1742 osoby przebiegły półmaraton, którego zwycięzcą okazał się Ahmed Nasef (1:07:43). Spośród 489 pań najszybsza była Emanuela Massa (1:2:36).

KM


Festiwal Biegów - Wszystko co chcesz wiedzieć o bieganiu

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce