Tropem Wilczym w Krakowie: Tysiąc na starcie! [ZDJĘCIA]
Opublikowane w ndz., 26/02/2017 - 18:25
Piąta edycja największego biegu ku pamięci Żołnierzy Wyklętych zgromadziła na terenie Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie niemal tysiąc osób! Biegacze mogli wziąć udział w rywalizacji na dwóch dystansach – w biegu honorowym na 1963 metry, który pojawił się na wszystkich imprezach organizowanych w Polsce i za granicą, a także na dodatkowym dystansie 5 kilometrów.
>> Tropem Wilczym: WYNIKI, ZDJĘCIA i RELACJE z całej Polski <<
Zaczęli kilka minut po 12. Kilkuset biegaczy (ten dystans nie był mierzony) ruszyło z jednego końca pasa startowego muzeum na drugi, w kierunku mety. Nikt się nie spieszył, każdy w swoim tempie pokonywał kolejne metry po trasie pomiędzy zabytkowymi wojskowymi maszynami lotniczymi. Każdy miał czas na rozprostowanie nóg przed dłuższym dystansem, ale przede wszystkim chwilę na zadumę i godne uczczenie poległych. Dystans 1963 metrów był bowiem symbolicznym odniesieniem do daty śmierci ostatniego z Żołnierzy Wyklętych - Józefa „Lalka” Franczaka, który został zastrzelony 21 października 1963 roku.
Pół godziny później wystartowali zawodnicy w pierwszej serii biegu na 5 kilometrów. Chętnych było tak wielu, że dystans trzeba było podzielić tak, żeby wszyscy spokojnie zmieścili się na trasie. Druga część biegaczy wystartowała godzinę później, klasyfikacja była jednak łączna, więc trzeba było starać się biec jak najszybciej, ponieważ nigdy nie było wiadomo, jak pobiegł lub pobiegnie najszybsza osoba w drugiej grupie.
Biegacze jednak, jak zawsze dzielili się na tych, którzy biegli po wyniki i tych, dla których była to okazja na połączenie przyjemnego z pożytecznym.
– To był mój pierwszy bieg w tej imprezie, ale bardzo mi się podobało. Panuje tu naprawdę pozytywna, rodzinna atmosfera. Biegną całe rodziny, starsi, bardzo dużo dzieci – powiedziała nam na mecie Aleksandra Tobiś. – Podjęłam się udziału w tym biegu głównie dlatego, że to świetna możliwość na to, żeby sprawdzić swoją kondycję i przy okazji uczcić pamięć Żołnierzy Wyklętych. Podoba mi się połączenie tych dwóch ważnych rzeczy - biegania i upamiętniania historii – dodała.
To jednak nie jedyne motywacje biegaczy. W ramach imprezy w niektórych miastach Polski, między innymi w Krakowie, Gdyni, Wałbrzychu, Warszawie czy Wrocławiu partner biegu, PKO Bank Polski i podlegająca mu fundacja zorganizowała akcje pod tytułem „Biegnę dla...”. W Krakowie były to dodatkowe kartki z informacją „Biegnę dla Maksa”. Bank poinformował, że jeśli określona liczba osób z karteczkami dotrze do mety – wybrani podopieczni Fundacji PKO Banku Polskiego otrzymają od banku darowiznę.
– Życzę Maksowi wszystkiego dobrego i trzymam kciuki, żeby na mecie pojawiło się jak najwięcej osób – tak o decyzji włączenia się do akcji „Biegnę dla...” powiedział po swoim biegu Jarosław Kasza. I chociaż, tak jak inni biegacze, bardzo chwalił organizację imprezy, zwrócił uwagę na jedno niedopatrzenie. – Szkoda, że organizatorzy nie zadbali o kibiców, żeby oni też mieli coś dla siebie – zwrócił uwagę Kasza. – Mam na myśli jakieś elementy dookoła biegu, na przykład jakąś rekonstrukcję historyczną, skoro mamy bieg historyczny – zastanawiał się.
Faktycznie, atrakcji dla kibiców organizatorzy nie przewidzieli. Co prawda, jeżeli ktoś był chętny mógł obejrzeć eksponaty muzeum, te znajdujące się wzdłuż trasy, lub te wewnątrz hangarów – za taką przyjemność trzeba było jednak zapłacić. Nieograniczoną możliwość zwiedzania budynków Muzeum Lotnictwa Polskiego mieli jedynie biegacze.
Po ukończonym biegu każdy z zawodników miał okazję na chwilę odpoczynku i zagwarantowany posiłek. Było jednak po żołniersku, organizatorzy częstowali bowiem... grochówką. Nie zabrakło również ciepłej herbaty.
Tuż po ukończeniu zawodów odbyła się krótka ceremonia rozdania nagród dla najlepszych trójek kobiet i mężczyzn w biegu na 5 kilometrów. Nagrodę odebrał również najmłodszy uczestnik biegu.
Imprezę swoją obecnością uświetnił ppłk Zdzisław Jan Kaczmarek, syn legendarnego płk Jana „Tygrysa” Kaczmarka.
JP