Upalne bieganie w historycznej Łodzi – 6. Bieg Fabrykanta [ZDJĘCIA]

 

Upalne bieganie w historycznej Łodzi – 6. Bieg Fabrykanta [ZDJĘCIA]


Opublikowane w ndz., 28/08/2016 - 10:29

Pogoda rozdała karty na rozegranym po raz szósty Biegu Fabrykanta. Dziesięciokilometrowa lekcja historii Łodzi – bo takim hasłem reklamują się te zawody – przebiegła w trzydziestostopniowym upale. Nie mogło na niej zabraknąć festiwalowego reportera, który bierze w niej udział nieprzerwanie od drugiej edycji, niezależnie od planów startowych i aktualnej formy.

Relacja Kamila Weinberga

Trasa biegu prowadzi ulicami włókienniczej Łodzi, co roku nieco inną trasą, wśród zabytków przemysłowej epoki – obecnie w dużej części zrewitalizowanych. Ma dzięki temu swój niepowtarzalny klimat, ale nie należy do najłatwiejszych. Łódź, choć leży na nizinie, jest dość pofałdowana, a fabrykancki Księży Młyn nie jest pod tym względem wyjątkowy. Przed rokiem jednak pagórki i upał nie przeszkodziły przyszłemu olimpijczykowi Arturowi Kozłowskiemu złamać tutaj 30 minut.

Tegoroczna trasa zapowiadała się na jeszcze szybszą. Dla jej ułatwienia zrezygnowano z pamiętnego odcinka po kocich łbach przez podwórze Białej Fabryki. Co z tego jednak, jeśli aura postanowiła spłatać figla i 27 sierpnia okazał się jednym z najgorętszych dni tego lata, znacznie przewyższając temperaturą ubiegłoroczny dzień biegu...

Start jak co roku sprzed odnowionego budynku fabryki Ludwika Grohmana, na terenie Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Tylko w odwrotną stronę, niż zwykle. Tłum biegaczy liczy ponad 1500 osób. Do rekordu frekwencji zabrakło niewiele, choć ilość zapisanych – ponad 2000 – wskazywała na jego pobicie. Film ze startu autorstwa Agnieszki Palmowskiej można obejrzeć tutaj:

Nie biegam ostatnio nic szybkiego, trenując do biegów górskich i przeszkodowych, więc Fabrykant miał być dla mnie tym razem po prostu jednym z nielicznych szybkich treningów tempowych. Ukształtowanie terenu znam: na północ podbiegi, na południe zbiegi. Tak też jest na pierwszej połówce dystansu. Sienkiewicza pod górę, Kilińskiego w dół. Targową pod górę, Przędzalnianą w dół. Beczki Grohmana, Muzeum Kinematografii, Palmiarnia zostają za nami...

Słoneczko wali w łeb od samego początku. Nie myślałem, że będzie aż tak źle. Zaraz po starcie spotykam znajomą imienniczkę Kamilę z Kutna, z którą większość trasy pokonaliśmy też razem przed rokiem – obydwoje w czasie o trzy minuty lepszym. Już na trzecim kilometrze wyprzedzamy pierwszych maszerujących. Z każdym następnym ich liczba rośnie wykładniczo.

Czas na 5 km tak żałosny, że płakać się chce, prawie 24 i pół minuty. Do tego łapie mnie kolka, która będzie trzymać prawie do końca. Na wodopoju za półmetkiem wolontariusze nie nadążają z nalewaniem wody. Nie chcąc przestać biec, łapię kubek dopiero na przedostatnim stoliku. Większość musi się zatrzymać i poczekać, albo przynajmniej przejść w marsz, by dostać wodę. Biegnący po nas, z tego co opowiadali, mieli jeszcze trudniej.

Większość podbiegów mamy za sobą, ale zmęczenie narasta. Kamila trzyma się za mną, czasem wyskakuje przede mnie, nawzajem narzucamy sobie tempo. Długa zacieniona ulica w dół, więc dociskamy. Drugie życie przychodzi dopiero na 2 km przed końcem. Ostatni kilometr to już naprawdę mocne przyśpieszenie. Bardzo pomaga doping kolegi Maćka „Jagody”, który po zajęciu znakomitego 13. miejsca wybiegł nam naprzeciw. Po finiszowym sprincie na kresce łapię 48:46. Trzy minuty gorzej niż poprzednio, prawie pięć wolniej od życiówki. Kamila kilkanaście sekund za mną, trzymała się dzielnie.

Zdecydowanie najgorszy czas w historii moich fabrykanckich startów. Mimo to z dużym zapasem mieszczę się w górnej ćwiartce stawki, co świadczy o trudności warunków pogodowych. Rok temu, w trochę mniejszym upale, taki wynik ledwo dałby mi miejsce w pierwszej 1/3. Kolejny medal z fabrykanckim wąsem – bezcenny. Poza tym zawsze powtarzam, że Fabrykanta nie biegam dla życiówek, lecz dla klimatu. Niekoniecznie w sensie pogodowym...

Zwyciężył znakomity łódzki średnio- i długodystansowiec Tomasz Osmulski (32:42), o prawie minutę wyprzedzając dwóch Ukraińców: Wiktora Nagirniaka (33:34) i Siergieja Fiskowicza (33:45). Najszybszą wśród pań była małżonka tego ostatniego, Mołdawianka Lilia Fiskowicz (11. open, 35:59) przed łodzianką Moniką Kaczmarek (37:51) i kolejną Mołdawianką Olesią Smowżenko (38:33). Pełne wyniki TUTAJ.

Zwycięzca w poprzednich latach na Fabrykancie tylko kibicował, a teraz po raz pierwszy zdecydował się wystartować. Nie liczył na wygraną, tym bardziej że pobiegł świeżo po wyleczeniu kontuzji, a konkurencja była mocna. Tak więc założenia zrealizował znacznie ponad miarę.

Najszybsza Polka, a druga w generalce Monika Kaczmarek od początku do końca spokojnie trzymała swoją pozycję. Nie była teraz przygotowana na bicie życiówki, a upał też zrobił swoje, choć tegoroczną trasę uznała za najszybszą z dotychczasowych.

Podobne odczucia miała większość uczestników – trasa mniej widokowa od poprzedniej, lecz łatwiejsza. Słońce jednak nie było łaskawe, przez co uzyskane czasy były przeważnie gorsze. Coroczna zmiana trasy sprawia, że jednym z bardziej zapracowanych przy organizacji ludzi jest atestator PZLA Maciej Tracz, który za każdym razem mierzy ją od nowa.

Z ciekawostek warto jeszcze dodać, że dwoje zawodników – Paulina i Łukasz – przebiegli trasę w bardziej eleganckich niż zwykle strojach (Łukasz nawet w krawacie). Bieg Fabrykanta był bowiem dla nich swoistą imprezą panieńsko-kawalerską – za tydzień staną na ślubnym kobiercu!

Utrzymująca się wysoka frekwencja świadczy o docenianiu imprezy przez biegaczy z Łodzi i nie tylko. Lista zapisanych i opłaconych zawodników wskazywała na zdecydowane pobicie jej rekordu, jednak kilkaset osób nie stawiło się na starcie, być może wystraszonych piekielnym upałem. Jak przyznał dyrektor biegu Bartłomiej Sobecki (inesSport), pojemność trasy wynosi właśnie około 2000 uczestników. Poziom organizacyjny Biegu Fabrykanta został również na tyle doceniony przez PZLA, że w zeszłym roku imprezie przyznano organizację mistrzostw Polski kobiet na 10 km. A na pogodę... nic nie poradzimy – warunki są dla wszystkich takie same.

Kamil Weinberg


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce