W Falenicy startują już tylko najwytrwalsi [ZDJĘCIA]
Opublikowane w sob., 21/02/2015 - 17:15
W sobotę Falenicy można było poczuć wiosnę. O śniegu nikt już nie pamiętał. Było ciepło, świeciło słońce, gdzieniegdzie wśród drzew słychać było nawet śpiew ptaków. Ta leniwa atmosfera udzieliła się chyba biegaczom, bo frekwencja podczas piątej rundy Zimowych Biegów Górskich nie należała do najwyższych.
Relacja Macieja Gelberga
Być może część zawodników uznała, że skoro zaliczyła już trzy biegi i zgodnie z regulaminem imprezy zasłużyła na medal, to można sobie teraz trochę odpuścić. Mnie i moją drużynę Żoli Runners takie myślenie nie interesowało. Czekała nas obrona ósmej lokaty w klasyfikacji generalnej. Zawzięcie atakowali nas Lechici Zielonka.
To był dla mnie dziwne zawody. Niby wszystko sprzyjało osiągnięciu dobrego wyniku, ale stało się inaczej. Na pewno na przeszkodzie nie stanęła trasa, bo choć piasek na wydmie nie był zmrożony, to tworzył w miarę jednolita, zbitą strukturę, po której biegło się całkiem dobrze.
Wydawało mi się, że moja forma jest też coraz lepsza. Wskazywały to przede wszystkim międzyczasy na treningach. Miałem nawet nadzieję, że mogę powalczyć o zrobienie życiówki. Dlaczego tak się nie stało? Na prawdę nie wiem. I tu wcale nie chodziło o to, że czułem się słabo kondycyjnie, albo, że nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Nic z tych rzeczy. Na mecie wcale nie byłem ekstremalnie zmęczony, czułem nawet, że zostały mi jeszcze spore rezerwy.
Dlaczego więc nie mogłem przycisnąć mocniej podczas zawodów? Może brakowało mi świeżości, albo zwyczajnie to nie był mój dzień. Na szczęście, jak zwykle lider naszej drużyny Karol stanął na wysokości zadania. Nie wiem jak on to robi, ale z zawodów na zawody stale poprawia wyniki. Wydaje się, że nie ma dla niego żadnych granic.
W Falenicy życiówkę zrobił też Michał, a całkiem dobre wyniki mieli Dorota, Paweł i Fabian. Jest więc szansa, że Lechici z Zielonki nie dadzą nam rady!
MGEL