Z gór warszawskich do łódzkich. Łódzkie Biegi Górskie cz. 4 [ZDJĘCIA]
Opublikowane w ndz., 10/02/2019 - 18:07
Zima się miejscami trzyma. Przynajmniej w mikroklimacie wzniesień łódzkiego Lasu Łagiewnickiego ma się całkiem nieźle. Czwarta tej zimy odsłona Łódzkich Biegów Górskich przebiegała więc znów w białej scenerii. W organizowanej przez UKS Orientuś imprezie jak zwykle biegano na jednej lub dwóch mocno pagórkowatych leśnych pętlach, co wraz z dobiegowym odcinkiem ze startu i do mety dawało dystanse 6,6 oraz 10,5 km.
Dodatnia temperatura spowodowała jednak znaczne stopienie pokrywy śnieżnej. Biegacze zmagali się z grząską ciapą, a miejscami na przeszkodzie stawało im oblodzenie trasy. Większość twierdziła, że biegło im się zdecydowanie trudniej, niż w edycji styczniowej. Potwierdzają to czasy zawodników na obydwu dystansach, którzy zaliczyli obydwa biegi.
Drugi raz z rzędu wystartowałem na krótszej trasie. Łąka przed SP nr 61 cała zaśnieżona. Asfaltowa dobiegówka tym razem pozbawiona lodu, ale na tym koniec ułatwień. W lesie wpadliśmy w rozmiękczoną śnieżną breję, a na pierwszym, długim i łagodnym podbiegu koło szpitala zaczął się lód.
Biegłem z podobną intensywnością, jak przed tygodniem. Z wyjątkiem pierwszego kilometra, kiedy stawka się jeszcze tasowała, nie dałem się nikomu wyprzedzić i stopniowo przesuwałem się w górę. Chyba więc dobrze rozłożyłem siły. Na płaskich odcinkach trzymałem pozycję, a na pozostałych trzech sytych podbiegach i niewielkich zbiegach wyprzedzałem. Najwięcej zyskałem na słynnym Orientusiu i mega stromej „Gubałówce”, którą jako jedyny w mojej części stawki pokonałem biegiem.
Przed metą znowu wygrałem sprint z tym samym kolegą, co przed trzema tygodniami. Z czasu 36:14 – ponad minutę gorszego, niż wtedy – nie byłem zadowolony. Kiedy jednak dobiegł zwycięzca dłuższego dystansu z podobną stratą do własnego styczniowego rekordu, trochę zmieniłem zdanie, biorąc poprawkę na warunki pod nogami...
Zwycięzcą tym po raz czwarty z rzędu był Maurycy Oleksiewicz (41:28), tradycyjnie z ogromną przewagą nad najbliższymi rywalami: Tomaszem Kunikowskim (42:21) i Michałem Stawskim (44:33). Wśród pań wygrała Tamara Mieloch (49:39, 10. open) przed Ewą Gwóźdź (52:05) i Katarzyną Maślaną (1:01:37). Udział wzięły 74 osoby.
Pod nieobecność dotychczasowego etatowego zwycięzcy Sebastiana Duszyńskiego, który podobnie jak Maurycy zapewnił sobie już wygraną w całym cyklu, na 6,6 km najszybsi byli: Aleksander Bernaciak (27:11), Krzysztof Rzeńca (27:42) i Rafał Pszczoła (29:48) oraz Anna Kociak (32:47), Wiktoria Doreń (35:55) i Zuzanna Ratalewska (36:56). Udział wzięło 40 osób.
Spośród sześciorga biegaczy z psami na 6,6 km, tradycyjnie najszybsi byli Joanna Spułtowska z Rufusem ze zgierskiego schroniska Medor (33:31), przed Ewą Zborowską z Timbą (37:55; Kombo tym razem nie pobiegł przez skaleczoną łapę) i mąż zwyciężczyni Paweł z Gretą z Medora (39:26).
Pełne wyniki wszystkich dystansów można zobaczyć TUTAJ.
Wszystkie cztery biegi tej zimy zaliczyła Sylwia Florczak. – Miesiąc temu jednak dla mnie było trudniej – stwierdziła dziś na mecie. – Mój „ulubiony” z czterech podbiegów to ten ostatni, na nim już zawsze nie mam siły i go podchodzę. W ostatnim, marcowym biegu oczywiście też wystartuję.
– Mnie też się biegło lepiej, niż poprzednio – przyznała Elżbieta Krawczyk – mimo że obiektywnie były trudniejsze warunki, bardziej ślisko. Koniecznie muszę pobiec jeszcze w marcu, żeby odhaczyć trzeci start w cyklu i zostać sklasyfikowaną.
– Pięknie dziś było, cały czas górki, śnieg, słońce, ptaki! Nawet muzyki na uszy nie musiałam zakładać – cieszyła się Tatiana Frieze po przebiegnięciu 10,5 km. – Biegłam na tych górkach już trzeci raz. W pokonywaniu podbiegów bardzo mi pomagają nasze wtorkowe treningi na Rudzkiej Górze z nowo powstałą drużyną Droga do Ultra.
Po Laponii to dla mnie wiosenne warunki! – śmiała się Joanna Spułtowska, która dwa tygodnie temu wraz z Francuzką Marlène Cothenet wygrała ekstremalne zawody Finland Trophy – Raid Féminin. ( http://www.festiwalbiegowy.pl/biegajacy-swiat/nie-zawiodlysmy-pokladanyc... ) Na regenerację wystarczyło mi parę dni. Już dwa dni po powrocie poszłam biegać, bo nie mogę usiedzieć bez ruchu. A dziś Rufus był znakomity. Nie boję się z nim biegać nawet, gdy jest ślisko. Dostosowuje się do mojego tempa i jest świetnym partnerem do biegania. Mam nadzieję, że szybko znajdzie dom.
– Nawierzchnia dziś nie bardzo pozwalała na szybsze śmiganie – opowiadał poczwórny zwycięzca Maurycy Oleksiewicz. – Z tego powodu czas minutę gorszy, ale to też przez mocny trening w ostatnich dniach, bo nic nie luzowałem. Rywale dziś specjalnie nie naciskali i można było pobiec swoje. Tomek Kunikowski nie dość, że się spóźnił na start i musiał się przeciskać, to jeszcze był po 10 km wcześniejszego treningu, bo taki miał plan. Zwycięstwo w całym cyklu mam już zapewnione, ale przyjadę znowu i mam nadzieję, że będą współzawodnicy do ścigania się do ostatnich metrów.
Zwyciężczyni dłuższego dystansu Tamara Mieloch wygrała już jedną z poprzednich odsłon ŁBG tej zimy. Jestem tu dzięki koledze, który mnie namówił i przywiózł – przyznała znana biegaczka górska – i wcześniej nie wiedziałam, że w Łodzi macie takie górki. Nie dalej jak wczoraj wystartowałam w Zimowym Biegu Górskim na warszawskiej Falenicy, więc tym bardziej się cieszę, że teraz mi tak dobrze poszło. Do klasyfikacji w Łodzi potrzebuję jeszcze jednego startu, więc na pewno wrócę w marcu, i przy dobrym wyniku może się uda wygrać całość.
Finał Łódzkich Biegów Górskich rozegrany zostanie 17 marca.
KW