Zwycięzca Wielkiej Ursynowskiej: „Musiałem wygrać”

 

Zwycięzca Wielkiej Ursynowskiej: „Musiałem wygrać”


Opublikowane w wt., 03/09/2013 - 09:06

Artur Jabłoński z amatorskiej ekipy JacekBiega by Powergym

Zapraszamy na rozmowę z Arturem Jabłońskim, zwycięzcą biegu „Wielka Ursynowska”, zawodnikiem nowej amatorskiej ekipy JacekBiega by Powergym, którego jednak amatorem trudno nazwać. Wcześniej trenował bowiem lekkoatletykę w Unii Hrubieszów i AZS AWF Biała Podlaska.

Zwyciężył Pan w niełatwych warunkach,  padający deszcz, zimno. Można powiedzieć, że „Wielka Ursynowska” zwiastowała nadejście jesieni.

Faktycznie, padający deszcz sprawił, że było bardzo grząsko. Dodatkowo dzień przed „Wielką Ursynowską” miałem start w Tłuszczu, gdzie też wygrałem. Więc tu szczerze powiedziawszy nie liczyłem na zwycięstwo. Ten bieg potraktowałem jako dobrą zabawę i trening. Jednak ambicja, waleczność i chęć rywalizacji sportowej nie pozwoliła mi nie wykorzystać szansy i musiałem wygrać.

Jak ten bieg się rozgrywał z Pana perspektywy? Trasa była płaska, brak podbiegów, zakrętów które wybijają z rytmu więc teoretycznie wszystko sprzyjało sprinterom. Czy trzeba tu było mieć jakąś taktykę? Czy tylko biec „ile fabryka dała”?

Co do taktyki, to zawsze trzeba dostosować bieg do swoich możliwości. Nie można dać z siebie wszystkiego na początku, tylko pozwolić, żeby kwas mlekowy stopniowo się rozwijał a nie tylko na samym wstępie. Ja już biegam kilka lat, więc wiem, jak dobierać prędkości. Trasa była faktycznie bardzo płaska, jednak zrobiło się grząsko, bieg był bardziej przełajowy.

Kiedy postanowił Pan zaatakować rywali?

Przy nawrocie tak wyszło, że nikt nie wiedział, jak dobrze nawrócić. Wtedy straciłem dużo dystansu, gdyż koledzy zorientowali się szybciej, więc musiałem ich dogonić. Był to mój pierwszy start w Wielkiej Ursynowskiej, może dlatego miałem z tym problemu. Po pościgu chwilę odsapnąłem biegnąc z nimi. Po jakichś dwóch kilometrach od nawrotu  zacząłem przyspieszać, bo wiem, że jestem bardziej długodystansowcem niż sprinterem, a ze mną biegli koledzy, którzy biegają 5 km i 1500 metrów. Ja najlepiej czuję się na półmaratonach i na dystansie 10 km. Poczułem, że koledzy odstają i na ostatnim kilometrze ruszyłem na maksimum swoich możliwości.

Jak dalej będzie wyglądał Pana sezon?

Jestem po dwuletniej kontuzji (rozcięgna podeszwowa) i rok temu wróciłem do biegania. Więc powoli dochodzę do optymalnej formy. Zamierzam jeszcze pobiec półmaraton w Płocku i przymierzam się do maratonu górskiego w Bieszczadach. Miałem możliwość wystartowania w Krynicy, ale niestety moje przygotowania zostały poprowadzone innymi torami. Może za rok! Do startów przygotowuję się sam. Ukończyłem AWF, startowałem w kilku klubach, wciąż się dokształcam i próbuję sobie aplikować treningi tak, żeby  było dobrze. 

Rozmawiał Robert Zakrzewski

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce