Maraton Lubelski Ambasadora. "Udany debiut"
Opublikowane w pt., 08/08/2014 - 10:46
Relacja Jana Nartowskiego – Ambasadora Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdrój
Na pierwszą edycję Maratonu lubelskiego zdecydowałem się w ostatniej chwili, na tydzień przed biegiem. Zadecydował dobry dojazd z Warszawy i opłata w granicach rozsądku.
Po dosyć mokrym i niezbyt ciepłym piątku, sobota zapowiadała się sucho i ciepło. Do Lublina przyjechałem na dwie godziny przed startem, bez problemu znalazłem biuro zawodów i po odebraniu pakietu startowego przebrałem się w strój startowy. Jest dużo znajomych, stałych uczestników maratonów. Spotykam Andrzeja, Agnieszkę, Janka z Kodmia i Elę z Leszkiem i wielu innych.
Po krótkiej rozgrzewce poszliśmy na start pod Bramę Krakowską. Atmosfera gorąca, jest około 1000 uczestników, pełne słońce, temperatura wciąż rośnie: w powietrzu jest 24-25 stopni Celsjusza, ale przy asfalcie termometr wskazuje 32 stopnie.
O godz. 9:00 minister Joanna Mucha wystrzeliła z pistoletu dając sygnał do startu. Ministerstwo Sportu zostało sponsorem biegu. Dobrze, że oprócz koncertu Madonny podatnicy dopłacili również do maratonu w Lublinie. To znacznie lepszy cel.
Zaczynamy zbiegiem w dół, ale zaraz zaczynają się podbiegi. Trasa jest dosyć trudna, właściwie jest niewiele odcinków płaskich, cały czas biegniemy w górę lub w dół, chociaż są to dosyć łagodne wzniesienia. Upał daje się mocno we znaki, choć początkowo wieje chłodny wiatr.
Organizatorzy ustawili kilka kurtyn wodnych, ale nie wiele one dają, właściwie przebiegając przez mgłę wodną nie czuć wcale chłodu. Najlepiej sprawdza się polewanie wodą z kubków i butelek. Trasa jest oznaczona co kilometr, nieparzyste kilometry na jezdni, a parzyste oznaczono flagami. W sumie jest to bardzo czytelne. Punkty ?pojenia? ustawiono co 2,5 km jest woda, izotoniki, a w drugiej części biegu banany, czekolady nie zauważyłem może zjedli ją biegnący przede mną.
Na trasie jest trochę kibiców, ale po minach widać, że nie czują po co właściwie biegniemy, Andrzej co chwila ich strofuje, żeby mimo upału trochę poklaskali.
Do połowy biegu idzie mi dość dobrze, trasa jest raczej urozmaicona, bez długich prostych, ale i bez cienia –musimy biec w pełnym słońcu. Połówkę mijam w rozsądnym czasie 1godzina i 55 minut, cały czas kontroluję tętno, staram się nie przekraczać 150 bps, ale widzę że w tym upale mam podwyższone odczyty.
Wybiegamy nareszcie z miasta i robimy długą pętle wokół Zalewu Zembrzyckiego, patrząc na wodę mam ochotę zejść z trasy i trochę popływać. Nadal jest bardzo gorąco, mimo że trasa jest teraz częściowo ocieniona, ale wiatr przestał wiać i jest dosyć duszno.
Po minięciu 25 km zaczynam mieć kłopoty z tempem, dosłownie mnie zatyka, zaczynam też odczuwać trudy ostatnich biegów, pocieszające jest, że nie czuję kolana, o które tak się ostatnio martwię.
W ostatniej części maratonu trochę przyspieszam, ale nie jestem w stanie zrobić dobrego wyniku, przegrywam ze zmęczeniem i upałem. Finiszujemy krótkim podbiegiem pod górę pod lubelskim Zamkiem i wbiegamy na Plac Zamkowy, gdzie ustawiona jest meta.
Z czasem 4:55:38 zajmuję 587/808 miejsce. Powinno być trochę lepiej, ale warunki mi nie sprzyjały, poza tym mało biegałem w tym roku w upale, wymagam jeszcze aklimatyzacji.
Po biegu bardzo czuję nogi, takich zakwasów nie miałem już bardzo dawno.
W sumie bardzo udana impreza i okazja do spotkania ze znajomymi. Sprawna organizacja, dobrze poprowadzona trasa, dobre zaopatrzenie w wodę, a po biegu prysznic.
Oceniam ten debiut jako bardzo udany.