Maraton Londyński: Impreza sportowa, biegowa, charytatywna. W niedzielę już 35. edycja
Opublikowane w pt., 24/04/2015 - 15:07
Zapowiada się wielkie ściganie
Pojawia się więc pytanie, czy warto przechodzić tę bardzo kosztowną drogę przez mękę, by wystartować w maratonie londyńskim. Odpowiedź może być tylko twierdząca. Trzeba wiedzieć, że ta impreza cieszy się niesamowitym prestiżem. Należy do elitarnego grona World Marathon Majors i każdego roku przyjeżdżają tu najlepsi zawodnicy na świecie.
W niedzielę na starcie zobaczymy m.in. genialnych Kenijczyków: aktualnego rekordzistę świata Dennisa Kimetto, ostatniego triumfatora Virgin London Marathonu i rekordzistę trasy (2:04:29) Wilsona Kipsanga oraz Emmanuela Mutai. Cała trójka legitymują się życiówkami poniżej 2:03:30. Gdy dodać do tego, że w Londynie zobaczymy również kolejnych sześciu zawodników z rekordami poniżej 2:05:00, możemy się spodziewać rywalizacji na najwyższym poziomie.
Nie inaczej powinno być w rywalizacji kobiet. W stolicy Zjednoczonego Królestwa zobaczymy aż cztery zawodniczki legitymujące się czasami poniżej 2:20:00. Faworytką jest z pewnością Kenijka Mary Keitany, która nie tylko ma najlepszą w stawce życiówkę (2:18:37), ale triumfowała w Londynie już dwukrotnie. Deptać je po piętach będzie jej rodaczka Edna Kiplagat ostatnia zwyciężczyni Virgin London Marathonu.
Zarówno elita jak i zwykli, amatorscy biegacze mogą liczyć na wspaniały doping. Rokrocznie wzdłuż trasy zawodów ustawia się ok 750 tys. rozentuzjazmowanych kibiców.
Zainspirował ich Nowy Jork
O takim wsparciu mogło tylko pomarzyć na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wielu brytyjscy maratończycy. Ich prowincjonalne biegi gromadzące z 20 zawodników, odbywające się z dala od centrów miasta oglądała jedynie garstka przyjaciół i… krowy. Jakim to było kontrastem wobec tego co można było zaobserwować za oceanem. Maraton Nowojorski przyciągał tysiące biegaczy i kibiców, był wielkim świętem sportowym w aktywny sposób wspieranym przez miasto.
Uczestniczący w nim w 1978 r. zawodnicy brytyjskiego klubu sportowego Raneleigh Harriers byli zachwyceni. Rok później pod wpływem tych opowieści do Stanów Zjednoczonych pojechali legendarny Chris Brasher, złoty medalista z Igrzysk Olimpijskich w Melbourne, pałający się w tamtym czasie dziennikarstwem oraz jego kolega John Disley, brązowy medalista olimpijski z Helsinek.
Po powrocie Brasher napisał w „The Observer”:
„Aby uwierzyć w tę historię trzeba wierzyć, w to, że ludzie mogą stworzyć jedną radosną rodzinę, pracującą razem, śmiejącą się i osiągającą to co niemożliwe. W ostatnią niedzielę w jednym z najbardziej zapalnych miast na świecie, 11 532 kobiet i mężczyzn z 40 państw, wspieranych przez milion ludzi - białych, czarnych i żółtych - śmiało się, cieszyło i cierpiało podczas największego festynu jaki kiedykolwiek widziano”.
Na koniec artykułu Brasher postawił pytanie:
"Czy Londyn może zorganizować podobną imprezę?"
Okazało się, że nie minęło półtora roku i stolica Wielkiej Brytanii miała swój wielki maraton.
Walka o kasę
Organizatorom dopisało trochę szczęścia. Entuzjastycznie do idei wielkiego sportowego święta odniosły się zarówno władze miasta, jak i przedstawiciele izby turystycznej. Pewne zastrzeżenia miała co prawda policja obawiająca się, że maraton może zablokować całe miasto. Udało się ją jednak szybko uspokoić prezentując projekt trasy. Wynikało z niego, że organizacja zawodów wymaga wyłączenia z ruchu jedynie dwóch mostów Londynu, w tym Tower Bridge, który i tak w niedzielę był niedostępny dla samochodów.
Problem pojawił się za to przy omawianiu kwestii finansowej. Przewodniczący Rady Miasta stanowczo oświadczył, że organizatorzy maratonu nie mają co liczyć na wsparcie z kasy publicznej. A chodziło o śmieszną z punktu widzenia dzisiejszych realiów kwotę 75 tys. funtów.
Organizatorzy znaleźli się w kropce. Na szczęście pomoc przyszła z zupełnie nieoczekiwanej strony. Pojawił się sponsor. Akurat w tym czasie firma Gillette zrezygnowała ze wspierania rozgrywek krykieta i szukała nowego pomysłu na promocję poprzez sport. Szybko doszło do spotkania z Disley’em i Brasherem, którego owocem była trzyletnia umowa partnerska.