Visegrad Maraton: Nie pobiegłeś? Żałuj. "Wielki Szacun dla organizatorów!"
Opublikowane w wt., 23/06/2015 - 11:46
Biegnę, jest cudnie jak zawsze, a w dodatku obok biegnie faworyt Grzesiek Czyż. Niestety zbyt długo nie cieszyłem się jego widokiem. Biegnę w grupie z Piotrem, Łukaszem i Mariuszem. Chłopcy narzucili ostre jak dla mnie tempo, 4:12-4:17 min./km. Nie odpuszczam i idziemy równo ok. 14. pierwszych kilometrów. Lekko pofałdowana trasa daje przedsmak tego co czeka nas dalej. Na punktach nawadniania woda, izo, banany. Przez całą trasę będą tam, gdzie najbardziej były wypatrywane. Pierwszy mocniejszy podbieg na rynek w Starej Lubowni i za chwilę zbiegając mijamy naszych kolegów wbiegających naszym śladem.
I już jest: przełęcz Vabec wznosząca się 766m n.p.m. już niejednokrotnie dawała mi lekcję biegowej pokory. Tempo spada do ok. 6 min./km, a w głowie znajomy głos szepcze, że przecież wszyscy zwolnili. I tak prawie przez 5 km ciągnącego się podbiegu, a na dodatek zostałem sam.
Na 19. kilometrze jest szczyt tego nieszczęścia i spora grupka kibiców. Ich okrzyki dodają skrzydeł tym bardziej, że czeka mnie dłuuuuugi zbieg. By nadrobić stracony czas dosłownie lecę w dół, wiedząc że to niezbyt mądre i pewnie niedługo się zemści. Długi po 9,5 kilometrach zbieg kończy się na granicy z Polską.
Teraz będzie już tylko gorzej. Trasa do Rytra to następujące po sobie podbiegi i zbiegi urozmaicone krótkimi wypłaszczeniami. Na szczęście pogoda jest łaskawa. Kilkakrotnie lekka mżawka zadziałała jak kurtyna wodna. W połączeniu z wiatrem schłodziła mięśnie i nieco orzeźwiła. Na wiadukcie w Rytrze dopada mnie naprawdę mocny deszcz ale do mety jest już tylko ok. 2,5 km.
Mijając oznaczenie 40 km spoglądam na zegarek: 3:02:25 i jest nadzieja na poprawienie zeszłorocznego wyniku. Byle tylko wytrwać ten 2 km podbieg do mety! Napieram resztkami sił, a 2 km wydłuża się w nieskończoność.
Sklep, szkoła, zakręt, znowu sklep, dom z wieżyczką, zakręt, więcej zielonego i błyszczący dach hotelu. Tak właśnie pamiętam ten podbieg. I wreszcie wymarzony zakręt w lewo i ostatnie 100m. Zbieram się w sobie i finiszuję sprintem widząc przy mecie żonę z córką. Robię to dla nich i jestem szczęśliwy.
Speaker krzyczy moje nazwisko!
Jest SIŁAAA!!!
Stoper pokazuje 3:12:52 – moja życiówka na tej trasie.
Super!
Na mecie oryginalny medal, dekorujący nas ubrani są w regionalne stroje górali czarnych. Ktoś wciska mi do ręki wodę, ktoś przynosi puszkę słowackiego piwa. Ktoś potrzebuje masażu? Jest oczywiście taka możliwość, ogromny namiot ze stołami do masażu i uśmiechniętymi masażystkami czeka. Odbiór depozytu trwa kilka sekund i już można iść pod prysznic. Organizator zapewnił każdemu maratończykowi możliwość darmowego skorzystania z hotelowego basenu ale wybieram tylko szybki prysznic. W ramach pakietu jeszcze ciepły posiłek, jest też możliwość dokupienia smakołyków z rusztu.