Trójmiejski Ultra Track okiem supportu
Opublikowane w wt., 19/02/2019 - 09:17
Niedziela 17 lutego , godzina 5:15. Przygotowani i spakowani w aucie na pierwsze w tym roku ultra. Ruszamy z Justyną i chłopakami do Gdyni, na start do Trójmiejskiego Ultra Tracku na dystansie 68 km. Ja tym razem w roli wspierającego, tzw. supportu.
Na miejsce docieramy 30 minut przed wystrzałem startera i mamy czas na ostatnie poprawki sprzętu, omówienie taktyki itp. W ten dzień pogoda była idealna do biegania - 6 stopni ciepła, sucho i bezwietrznie, dlatego kijki i nakładki na buty, tzw kolce, zostały w bagażniku.
Równo o 7:00, około 300 biegaczy rusza na trasę TUT’a 68 km – najdłuższego dystansu imprezy.
Pierwszy punkt kontrolny zaplanowany był na ok 23. kilometrze, gdzie oczywiście udałem się w oczekiwaniu na zawodników. Ku mojemu zaskoczeniu, spotkałem tam uśmiechniętą Justynę, która biegła jako druga wśród kobiet! Wyglądała rewelacyjnie, jak w transie, biegła jak zaprogramowana. Szybko pomogłem uzupełnić wodę, krakersy, banan - wszystko w biegu.
Zamieniliśmy kilka słów i gdy Justyna dowiedziała się, że jest druga, była zaskoczona! Zdążyłem jeszcze tylko przekazać, że ma biec spokojnie i bez kontuzji, i ruszyła przed siebie. Ja udałem się na kolejny punkt, oddalony o kilka kilometrów, zlokalizowany na 45. kilometrze trasy.
Na punktach odżywczych zawodnicy mieli bardzo duży wybór picia i jedzenia - herbatę, wodę, izotonik i colę. Do jedzenia były drożdżówki, banany, krakersy, czekolada, dekstroza i żelki. To wszystko serwowali świetni wolontariusze.
Tego dnia organizator przewidział start na dwóch innych dystansach - Grubej „15” i Szybkiej „40”. Największą gwiazdą imprezy był jednak niestartujący Marcin Świerc, który promował swoją książę i rozdawał autografy.
Na drugim punkcie kontrolnym Justyna zameldowała się na czwartej pozycji, z niewielką stratą do trzeciej zawodniczki. Oboje wiedzieliśmy, że jest to bardzo dobre wysokie miejsce, gdyż czołówkę biegu stanowiły doświadczone ultraski z kilkuletnim stażem biegowym. Po Justynie było widać duże zmęczenie i grymas na twarzy. Starałem się podnieść ją na duchu i przypomniałem, że najważniejsze w tym co robi jest zdrowie i dobra zabawa.
Na ostatni punkt, słynną Rybakówkę, udałem się nieco zaniepokojony zdrowiem Justyny, choć wiedziałem, że jest mocna psychicznie. Razem ukończyliśmy kilka biegów, min. Bieg 7 Dolin na dystansie 100km w Krynicy i wiedziałem na co ją stać.
Na Rybakówce, tj. jakieś 10 km przed metą, już tradycyjnie serwowana była pyszna zupa rybna. W oczekiwaniu na swoją biegaczkę zauważyłem, że z czołówki mało kto zatrzymywał się tu na dłużej niż kilka sekund. Myślę, że największym pragnieniem była dla nich była meta. Justyna również nie zatrzymała się choć na chwilę, pewnie dlatego, że plasowała się na wysokim 5. miejscu.
Na mecie TUT’a panowała fantastyczna atmosfera. Finiszowali zawodnicy z trzech dystansów - 15, 40 i 68 km. Łącznie linię mety przekroczyło 828 osób, w tym 266 kobiet. Justyna, której starałem się tego dnia pomagać jako support, ostatecznie zajęła wysokie 36. miejsce open na 300 startujących i 5. wśród kobiet, z czasem 7:04:05!
Poza medalem, na mecie nie zabrakło pyszności - grzane wino, piwo, kiełbaski z ogniska, gorący krem z pomidorów, chleb ze smalcem i ogórkiem, drożdżówki, rogale i uścisk najbliższych. Za rok, jeśli dopisze zdrowie, chcemy wrócić do TPN i powalczyć o miejsce na podium.
Maciej Jankiewicz, Ambasador Festiwalu Biegów