Błoto i kamyczki grzechoczące pod zębami... Silesiaman Duathlon na Trzech Stawach

 

Błoto i kamyczki grzechoczące pod zębami... Silesiaman Duathlon na Trzech Stawach


Opublikowane w śr., 01/05/2019 - 09:23

W poprzednią niedzielę – 28 kwietnia – na Trzech Stawach rozpoczęto popularny cykl triathlonowy SILESIAMAN. Tradycyjnie - od duathlonu. By zawiesić na szyi medal z podobizną katowickiego Spodka było trzeba przebiec 5 km, następnie 22 km rowerem, by ponownie – tym razem już 3 km – biegiem. Aura sprawiła, że było to nie lada wyzwaniem.

Nie narzekałbym, gdyby wówczas odbyły się zawody biegowe. Temperatura ok. 10 stopni w deszczu z pewnością przyniosłaby mi wyśmienity wynik. Tak jednak nie było i nieco ponad pół godziny dla najlepszych zawodników na rowerze było prawdziwą walką o przetrwanie. Zwłaszcza, że trasa była pofałdowana i kręta, z co najmniej dwoma bardzo trudnymi zakrętami i ograniczona dwoma 180 stopniowymi agrafkami. W dodatku, jazda odbywała się w konwencji z draftingiem, a jazda na kole/w grupie w deszczu – o czym w pełni uświadomiłem się już po kilku kilometrach – zakrawa wręcz o sport ekstremalny.

Mój pierwszy bieg zakończyłem w pierwszej dziesiątce, gdzie poza pierwszymi czterema zawodnikami, do których straciłem ok. 50 sekund, wpadłem do strefy zmian w niewielkim odstępie czasowym. Po 17:50 minutach i sprawnej 52 sekundowej zmianie ruszyłem na rower. Z góry zakładałem scenariusz, że to tam rozegra się najważniejsza część zawodów.

Pierwszy bieg bowiem służył mi przede wszystkim do pokonania go jak najmniejszym kosztem sił (oczywiście możliwie na jak najlepszej pozycji, gdyż dla mnie, jako biegacza, ta część zawsze jest w moim wykonaniu najlepsza), by następnie w pewnej grupie (na draftingu – nigdy solo!) na rowerze dać z siebie wszystko, gdyż to tam dochodzi do największych przetasowań. A nieustannie padający deszcz jeszcze bardziej spotęgował tę najbardziej widowiskową część zawodów.

Kraksy, rwane tempo w grupach, struga wody prosto w twarz spod roweru Cię poprzedzającego, błoto i drobne kamyczki grzechoczące pod zębami – tak w skrócie mogę opisać swoje 35:20 min na dwóch pętlach kolarskich. Ze względu na panujące warunki i będący świadom swojej słabej techniki nie było to najgorszym rezultatem, lecz na pewno mały niedosyt mi pozostał, gdyż podczas „normalnych” warunków być może nie spadłbym na 14. miejsce. Na którym już notabene zostałem – mimo wielu treningów mających niejako „zasymulować” warunki startowe - nogi ponownie nie pozwoliły na szybki bieg. A szkoda – w zasięgu wzroku stale miałem kilku zawodników, którzy w podobnym czasie wpadli ze mną do drugiej strefy zmian. Jedynym pocieszeniem był fakt, że z tyłu nie czułem się przez nikogo zagrożony, przez co ostatnie kilometry pokonałem już bez presji.

Ostatecznie zająłem 14 miejsce OPEN na 156 (co, wbrew aurze, okazało się... rekordem frekwencji!) startujących i wygrałem 3. miejsce w kategorii M-20 z czasem 1:09:33. Rywalizację tego dnia zdominowali Jakub Woźniak (1:05:31), Damian Pisorski (1:06:24) oraz Tomasz Skowron (1:07:20). Niewątpliwie cieszyłem się z zapisu regulaminu o braku dublowaniu się kategorii OPEN i wiekowych, gdyż niedzielne zawody zawojowała młodość – wszyscy Ci trzej zawodnicy... należeli do tej samej kategorii co ja, czyli M20.

Wśród kobiet najlepsza okazała się Ewa Bugdoł (1:11:53), za nią uplasowała się Daria Radczuk (1:15:44), a podium dopełniła Sandra Firek (1:20:27).

Jeśli chodzi o mnie – jeszcze jedne zawody tego samego typu na podobnym dystansie (5/20/3) pokonam już 5 maja podczas premierowej odsłony Duathlonu Marconi Świdnica. Tam też zakończę swoją duathlonową część sezonu, do której w głównej mierze się przygotowywałem.

Kacper Mrowiec, Ambasador Festiwalu Biegów


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce