"Jestem szczęśliwy. I nigdy nie wrócę na GSB" - Rafał Bielawa, rekordzista Głównego Szlaku Beskidzkiego
Opublikowane w ndz., 15/10/2017 - 23:18
Rafał Bielawa, biegacz ultra z Wrocławia, pokonał czerwony Główny Szlak Beskidzki ze wsparciem w rekordowym czasie 108 godzin i 55 minut. Przebiegł trasę z Ustronia do Wołosatego długości 501,5 kilometra (wg wskazań gps w zegarku nawet 510), z przewyższeniem ponad 22 tys.metrów. Wynik Macieja Więcka sprzed 4 lat poprawił o blisko 6 godzin (5:55). Rozmawiałem z Rafałem 4 godziny po zakończeniu wyzwania.
– Jestem bardzo szczęśliwy, a gdy wbiegałem do Wołosatego poczułem ogromne wzruszenie. Cieszę się, że sprawiłem frajdę sobie i wszystkim, którzy byli ze mną na Głównym Szlaku Beskidzkim – powiedział nam Rafał.
– Marzyłem o tym, żeby nie był to mój ostatni bieg, żebym po odpoczynku i regeneracji mógł dalej biegać. I udało się – cieszył się biegowy bohater ostatnich dni. – Nie mam żadnej kontuzji, tylko jakieś odciski i otarcia oraz trochę nadwyrężone kolana, bo na niektórych zbiegach było bardzo ślisko. Widać, że dobrze odrobiłem lekcję sprzed 2 lat (wtedy Rafał z Kamilem Klichem pokonali GSB bez wsparcia, też w rekordowym czasie 150h 51' - przyp. autor). - Nieźle wtedy dostałem w kość, drogo zapłaciłem za wyczyn, zniszczonymi stopami, zeszły mi wszystkie paznokcie, dorobiłem się urazów mięśniowych. Teraz przez 2 lata ostro pracowałem z Piotrkiem Hercogiem i była to całkiem nowa jakość, ten trening dał mi niezłego kopa. Poprawiłem też znacznie logistykę, spanie, jedzenie. Zdradzę Ci, że 2 tygodnie temu wysłałem Krzyśkowi Dołęgowskiemu plan biegu po GSB. Wynikało z niego, że skończę w czasie 109 godzin. Jak widzisz, pomyliłem się o 5 minut – śmieje się Rafał Bielawa.
- Najważniejsi jednak byli ludzie – podkreśla ultrabohater z Wrocławia. - Bez nich nic by z tego nie wyszło. Miałem fantastyczny support! To świetni ludzie, super ekipa, której się niesamowicie chciało, tak samo jak mnie. Wspaniale się z nimi czułem i cieszę się, że oni czuli frajdę pomagając mi w biciu rekordu. Dali mi ogromną siłę. Podziwiam ich, bardzo szanuję i... po prostu ogromnie lubię. Dzięki wam wszystkim!
– Wyruszając na Główny Szlak Beskidzki chciałem przede wszystkim dobrze się bawić - kontynuuje Rafał Bielawa. - Udało się, już na sam koniec gdy uściskaliśmy się z chłopakami i zaczęli zbiegać z Rozsypańca pocisnęliśmy mocno, żeby wynik zaczynał się od 108, a nie 109. Byłem tak podekscytowany, że ostatni kilometr asfaltem, choć pod górkę, poleciałem w tempie 4'30/km! Wojtek Probst śmiał się później, że chyba markowałem zmęczenie. Ale nie, byłem po prostu szczęśliwy, że to zrobiłem. A raczej – zrobiliśmy. Razem.
– Najtrudniejsze były dwie noce: trzecia, gdy dobiegałem do Chyrowej i czwarta, z soboty na niedzielę, gdy docierałem do Cisnej. Bardzo mi brakowało już snu, byłem ogromnie zmęczony. Ale wiedziałem, że tak będzie, tak ułożyłem plan, żeby spać niewiele, za to móc biec spokojniej, nie forsując tempa i nie ryzykując „zarżnięcia się”. Dzięki temu miałem też czas, żeby na szlaku porozmawiać ze spotkanymi ludźmi, choćby z Tobą w sobotę na trasie Łemkowyny czy ze wspaniałym pustelnikiem z Bartnego. To też dawało mi mnóstwo energii – podkreśla Rafał Bielawa.
– Jestem teraz rekordzistą GSB ze wsparciem, jestem rekordzistą również bez pomocy. Nic już nie muszę sobie udowadniać. Podtrzymuję więc to, co powiedziałem Ci wczoraj na Tokarni – powtarza Rafał. – Nigdy nie wrócę na Główny Szlak Beskidzki. Na cała trasę, oczywiście. Jeśli ktoś będzie chciał go przebiec, chętnie podpowiem jak to zrobić, nawet jak poprawić mój wynik. Mogę też służyć jako support, tak jak chłopaki pomagali mnie. Rodzinie z przyjemnością pokażę niektóre miejsca, bo widziałem je o różnych porach, gdy wyglądają zupełnie inaczej niż w pełnym świetle dnia. Ale na cały szlak, tak sportowo – już nie wrócę. I tłumaczy: – To jest prawdziwa wyrypa, ciągły balans na granicy poważnej kontuzji. Ja zdołałem jej uniknąć, ale powtarzać tego nie zamierzam – zarzeka się Rafał Bielawa.
I dziękuje: – Raz jeszcze wszystkim chłopakom z mojej grupy wsparcia. Adam Banaszek, Paweł Jach, Krzysiek Dołęgowski, Mateusz Dzieżok, Kamil Klich, Tomek Komisarz, Tomek Niezgódka, Wojtek Probst, Kuba Wolski, Andrzej Zyskowski (tak alfabetycznie, mam nadzieję, że w zmęczeniu nikogo nie pominąłem) - panowie, jesteście wspaniali! Łukasz Buszka i Piotrek Stanisławski - dzięki za super foty, będzie piękna pamiątka! I moja Gosia. Cały czas przez te prawie 109 godzin była ze mną, najpierw mentalnie, z Wrocławia, a od sobotniego ranka już osobiście, od Krynicy do końca szlaku w Wołosatem. Przytuliła, pocałowała. Niezastąpiona.
– No i last but not least... dziękuję wszystkim, którzy spotkani na szlaku zatrzymali się na chwilę, żeby poklepać, pozdrowić, dodać otuchy, jak też kibicującym mi i śledzącym bieg na tracku i fejsbuku. To dawało niesamowitą energię. DZIĘKUJĘ! – kończy Rafał Bielawa.
Teraz sen. Dużo snu. To jest mu teraz potrzebne chyba najbardziej.
Rafał, jesteś wielki! Ogromne gratulacje, biegowy Wariacie!
Rozmawiał Piotr Falkowski
fot. Łukasz Buszka