Tegoroczna edycja Biegu Entre była szczególna - Organizatorzy i biegacze wspólnie celebrowali jubileusz 10. edycji zawodów i 10. urodziny klubu Entre.pl Team.
Zacznijmy od początku. Bieg Entre w kalendarzu zawodów pojawia się 3 czerwca 2006 roku. W Magdalence pod Warszawą zwyciężają Marcin Kufel – 33:23, oraz Agnieszka Sypek - 39:15.
Kolejna edycja Biegu Entre rozegrana była już w Warszawie w Parku Młocińskim, jednak w 2009 roku bieg znów wrócił do Magdalenki. W 2011 roku impreza zawitała na Żoliborz, a rok później tereny Wojskowej Akademii Technicznej. Od 2013 roku miejscówką imprezy jest Park Moczydło na warszawskiej Woli.
- Początkowo impreza odbywała się latem. Dopiero ostatnie edycje przyjęły termin jesienny. Lokalizacja wielokrotnie się zmieniała. W Magdalence siedzibę miał nasz sponsor i tam odbywał się bieg. Na Wolę zawody zawitaliśmy trochę z mojego sentymentu. Wygrywałem tu kilkukrotnie imprezy w latach 2000-2008. Jest to przepiękny park. Warto, żeby w nim rozgrywały się ciekawe zawody - mówi Sylwester Karczewski, były prezes Entre.pl i uczestnik jubileuszowego biegu.
Mocna stawka
Urodzinowy bieg mieli rozstrzygnąć zawodnik „gospodarzy” Jakubem Pudełko i Artur Jabłoński – przewidywano na starcie. Ten pierwszy w ostatnim czasie ustanowił rekordy życiowe na 10 km (32:27 – 27. Bieg Niepodległości) i w półmaratonie (5. Samsung Półmaraton - 1:11:08). Natomiast drugi chciał obronić zwycięstwo w Biegu Entre z ubiegłego roku. Warto dodać, że obaj panowie mieli już okazję niedawno mierzyć się podczas kameralnej imprezy - Runbertów. Wtedy górą był Kuba Pudełko.
Bieg symbolicznie wystartował o godzinie 10. Początek zmagań był niezbyt fortunny. Niewielki falstart spowodował... brak wystrzału startera. Jeszcze raz zawodnicy ustawili się więc na lini, odliczyli, ustawili zegarki (lub nie ustawili, jeśli ktoś zdążył) i już bez przeszkód rozpoczęli zaganiania na 10-kilometrowej trasie.
Od początku ton rywalizacji nadawał Artur Jabłoński. Tuż za nim utrzymywał się młodzieżowiec Paweł Krochmal, który jednak biegł treningowo mając za zadanie prowadzić czołówkę w tempie ok 3:20 min/km. Jabłoński jednak szybko wszedł na wyższe obroty niż „zając”. Kilkadziesiąt metrów za nimi podążał Jakub Pudełko. Początkowo na dalszych lokatach biegł Sebastian Polak, zwycięzca Biegu Entre z 2013 roku. Z czasem jednak popularny „Słonik” poprawiał swoją pozycję.
Uczestnicy imprezy mieli do pokonania trzy okrążenia, w większości parkowymi alejkami. Jednak nie zabrakło też fragmentów przełajowych. Pogoda sprzyjała, obyło się bez zapowiadanego opadu śniegu. Trzeba jednak przyznać, że powietrze było nieprzyjemnie zimne. Już bardziej grudniowe niż kojarzące się złotą polską jesienią. Cóż taki mamy klimat...
Rywale zmobilizowali
Ostatecznie prowadzenia nie oddał już do końca Artur Jabłoński, zwyciężając z czasem 32:05. Drugi był Jakub Pudełko z wynikiem 32:18 i nowym rekordem życiowym. Trzecie miejsce przypadło Sebastianowi Polakowi z rezultatem 32:58.
– Chce się żyć. To pierwszy bieg w tym roku w którym „zakręciłem się” koło 32 minut. Jednak te biegi ultra niszczyły moją szybkość. Nie trenowałem za bardzo prędkości. Czuję, że jestem na początku drogi, a to jest dobry bodziec przed kolejnym sezonem – relacjonował na mecie Artur Jabłoński. – Wygrałem tu też rok temu i pamiętam, że jeszcze przed startem byłem pewny siebie. Nawet rzuciłem hasło, że jak przegram, to kończę karierę biegową. I rzeczywiście - zwyciężyłem wtedy łatwo. Teraz już wiedziałem, że tak prosto nie będzie. Czułem że Kuba Pudełko jest gdzieś za plecami. Trzech zawodników pobiegło poniżej 33 minut. Było z kim się ścigać! – chwalił kolegów Artur Jabłoński.
– Była szansa, żeby wygrać, gdybym zaczął biec na początku razem z Arturem. Niestety tak się bieg ułożył, że tempo początkowe było dla mnie za szybkie. Starałem się biec własnym rytmem. Niestety tego dystansu nie dało się już nadrobić. Przewaga była zbyt duża, żebym mógł ją zniwelować na ostatnich 2-3 km. Również trasa też temu nie sprzyjała, bo podbieg na 8. kilometrze to nie jest wymarzony fragment do ataku. Optymalnie powinienem do Artura dołączyć po 3 km, żeby walczyć o wygraną. Uważam, że mój wynik jest rewelacyjny jak na tę trasę. Oczywiście jest niedosyt, że nie udało się zwyciężyć. Chciałbym jeszcze w tym sezonie złamać 32 minuty – powiedział Nam Jakub Pudełko.
Przeganiaj strachy
Wśród kobiet nie było niespodzianek. Zwyciężyła faworytka Paulina Lipska z czasem 38:06. Drugie miejsce – tak jak przed rokiem – zajęła zawodniczka Entre.pl Team Diana Dawidziuk, z wynikiem 39:50. Trzecia była Antonina Miłek z czasem 40:24.
– Rok temu wygrała tu moja klubowa koleżanka z Warszawianki - Ania Łapińska. Tym razem ona staruje gdzie indziej, a ja Nas tu reprezentuje. Trochę się bałam tej krętej trasy, miałam nadzieję, że przed pierwszą kobietą też będzie jakiś rowerzysta. Ale trasa była na tyle dobrze oznaczona, że udało mi się nie jej pomylić i ani razu się nie zgubiłam – opowiadała nam Paulina Lipska. – Mimo, że jest to kameralny bieg, to ppjawiło się sporo zawodników. Było też wielu kibiców na trasie i dostaliśmy gorący doping. Krzyczano mi, że jestem pierwsza. To było bardzo miłe! Generalnie bardzo lubię biegi przełajowe - kiedyś się zraziłam do takich biegów, startując w nich pierwszy raz. Później je pokochałam. Najlepiej jest walczyć z tym czego człowiek się boi – wyjaśniała zwyciężczyni
– Biegło się ciężko, bardzo ciężko. Było mi zimno i chyba się za lekko ubrałam. Starałam się uzyskać jak najlepszy wynik. Nie myślałam nawet o gonieniu Pauliny. Wiedziałam, że mam małe z nią szanse. Za 6 dni czekają Młodzieże Mistrzostwa Polski w przełajach i nie chciałam dać z siebie wszystkiego. Chce na tych mistrzostwach powalczyć o miejsca w pierwszej ósemce – wyjaśniała Diana Dawidziuk.
Rekordzista niezadowolony
Wśród uczestników spotkać, można było m.in. Tomasza Chawawkę, rekordzistę świata w biegu 6-godzinnym (92,188km, Stein, 7 marca 2004). Tym razem ukończył bieg na 11. pozycji, z czasem 36 minut i 43 sekundy.
– Biegło mi się ciężko. Nie jestem specjalnie zadowolony z tego co pokazałem. Czas jest słaby, bo chciałem uzyskać wynik w okolicach 35 minut z „haczykiem”. Nie wiem czego zabrakło. Może to już zmęczenie sezonem i startami. Tempo tych 10 km, to jest to co biegałem w maratonie w swoich najlepszych czasach. Nie wiem czemu dziś było tak słabo, pogoda nie była zła. Trasa była selektywna, było trochę zakrętów i podbiegów – analizował pan Tomasz.
Po biegu na uczestników czekał m.in tor oraz losowanie nagród. W ręce szczęśliwców trafiło m.in. 5 pakietów startowych VIP na przyszłoroczny PZU Festiwal Biegowy.
RZ