Za pierwszym razem uczestnicy trochę narzekali na trasę. W tym roku została ona zmieniona, co najwyraźniej się spodobało się biegaczom. Zapisało się niecałe 4 000 osób, przebiegło ponad 3 300. Byłem wśród nich.
Relacjonuje Krzysztof Kolatzek, Ambasador Festiwalu Biegów
Do maratonu specjalnie się nie przygotowywałem, ale w pomorskich grupach biegowych wielu chciało pobić swoje rekordy życiowe i ciężko trenowali. W półmaratonie miały też wystać nasze lokalne gwiazdy sportu jak Adam Korol, Anna Rogowska, Marta Krawczyńska i Radek Dudycz. Marta chciała poprawić czas i wygrać w kategorii kobiet, a Radek pobić rekord Polski w swojej kategorii wiekowej - M40. Większość amatorów po prostu chciała się dobrze bawić jak zawsze uprawiając swoje wciągające hobby.
Ostatnie dni i treningi dla wielu to był gorący etap pracy, obawy o powodzenie realizacji planów. Ja zdeklarowałem się na strefę startową 1h50', ale zostałem zdopingowany przez znajomych. Obserwując ich pracę i zamierzenia, zmobilizowałem się by pobiec ile się da.
Na ostatnim treningu przed maratonem wstępnie się umówiłem z koleżanką Anią, że biegniemy razem poniżej 1h40'. Jeśli ktoś poczuje się lepiej lub gorzej, pobiegnie indywidualnie – postanowiliśmy.
W piątek przed imprezą dowiedziałem się, że kolega, z którym się spotkałem na Festiwalu Biegowym też przyjedzie na półmaraton. A dojazd do hali po pakiet startowy dla kogoś, kto nie zna miasta, jest trochę utrudniony - autobus bezpośredni jeździ tylko w dni pracujące. Zaproponowałem, że odbiorę pakiet w zastępstwie. Tak też zrobiliśmy. Spotkaliśmy się na starcie. Meta, odbiór pakietów i całą bazę imprezy zorganizowano w wielkiej hali Amber Expo, podzielonej na 3 części, co jest jej wielka zaletą - potrafi pomieścić praktycznie wszystkich pod dachem i bez względu na warunki atmosferyczne można tam przyjemnie spędzić czas przed i po biegu.
Jak na Ambasadora przystało, odbierając pakiet startowy polecałem Festiwal Biegowy. Większość biegaczy chyba stawiła się do południa. Na miejscu spędziłem kilka godzin.
Na hali zorganizowano małe expo, były rabaty, znajomi chyba nawet kupili nowe buty, a jeden z parnterów imprezy przygotował specjalna ofertę noclegowa dla ludzi z poza trójmiasta. Można było zapoznać się z metą i medalami, które czekały już na swoich właścicieli. Była też dmuchana zjeżdżalnia dla dzieci, by się nie nudziły, i ekrany na których relacjonowano przebieg rywalizacji. Wieczorem odbyło się spotkanie pacemaker'ów.
Sam pakiet startowy można było odebrać bez kolejek - dużo stanowisk, więc wszystko szło sprawnie. Prezentował się atrakcyjne - czarna torba z logo półmaratonu, koszulka, zestaw startowy, numer, chip, czekolada z naszej lokalnej fabryki Bałtyk oraz żel pod prysznic - też naszej regionalnego producenta Ziaja, baton białkowy i ulotki. Można było też wypróbować na miejscu izotonik dostępny w punktach serwisowych – jak dla mnie był za słodki. Ale unikam słodyczy, wiec może to tylko moje odczucia.
Wieczorem, wracając do domu rowerem szukałem drogi na skróty. Rozglądałem się za wydeptanymi ścieżkami, by rano szybciej się znaleźć na starcie. I znalazłem - 1,5 kilometra mniej do pokonania - zawsze cos.
Wcześnie rano owsianka musli z imbirem. Potem napoje, prysznic i jedziemy. Aha - ponieważ jestem gapa i zdarzyło się mi zapomnieć chipa, zamontowałem go na bucie już wieczorem. Sprawdziłem też czy mój numer na pewno znajduje się w plecaku. Skrót znaleziony na przełaj po ciemku, ranu oczywiście pomyliłem - zamiast kilometra mniej zrobiłem 2 km więcej.... Na rowerze to niewiele, ale... pękła mi linka od przerzutki i musiałem jechać na najcięższym, pierwszym biegu, służącym do zjazdu z górki. Spieszyłem się. Gdy dotarłem na miejsce, byłem mokry. Potraktowałem to jako rozgrzewkę. Jeszcze tylko telefon do Michaela, by oddać mu pakiet startowy, chip i numer. Porozmawialiśmy co, kto, kiedy, gdzie i poszedłem na rozgrzewkę do Grupy biegowej Dream Team. Już prawie kończyli, więc biegiem do depozytu.
Ten sprint to jednoczesnie test mojego pierwszego zegarka z GPS-em. Szukałem kolegi, który też ma mój model by zdobyć praktyczne informacje o jego uztykowniau. Za chwilę przecież miałem ruszyć.
Ustawiłem się w grupie na 2 godziny. Odszukałem Anię. Był już start, gdy uruchomiłem zegarek. Zanim dotruchtaliśmy do maty, minęło trochę czasu. Ale trzymaliśmy się baloników - tym razem były czarne, rok temu chyba białe.
Na 1h40' prowadził Piotrek, którego dobrze wspominam bo dopinguje wszystkich towarzyszy z trasy. Wyszliśmy na główną drogę do centrum Gdańska - mały podbieg na estakadę. Zostawiłem Anię, bo czułem się bardzo dobrze. Adrenalina kazała rwać do przodu, więc zostawiłem i baloniki. Powoli przyspieszałem. Zegarek ustawiony tak, by pokazywał szacunkowy czas ukończenia półmaratonu, bardzo podoba mi się ta funkcja, niestety nie pokazywała on przebiegniętego kilometra, tylko tempo chwilowe, a bałem się naciskać co by go nie zatrzymać. Test w trakcie biegu, a nie przed - u mnie to jest normalne! Poza tym - tak jest ciekawiej!
Pytam się garminowców i suntowcow, bo głównie tacy dominują w biegu, ile już przebiegliśmy. Mnie też co kawałek ktoś pyta o to samo. Odpowiadam, że jeszcze nie wiem gdzie ten parametr znajduje się w zegarku. Kolega podpowiadał, że można to sobie ustawić. Ogólnie byłem zadowolony, bo cały czas wyprzedzałem. Ale.. To też jest tak, że ludzie z przodu ustawiają się w strefach, których czasów nie są w stanie pobiec. Nie mam do nich pretensji, bo dzięki temu łatwiej utrzymać i tempo, a to dopinguje.
Dobiegamy już do stoczni i pomnika stoczniowców. Trasa się podoba - słyszałem tylko same dobre opinie. Wbiegamy na kolejną estakadę i na główną ulicę - Aleję Zwycięstwa. Teraz z 10 km praktycznie cały czas prosto. Ale nudno nie będzie.
Off topic - spotykamy się ostatnio z falą hejtu na temat biegów ulicznych. Organizatorzy niepotrzebnie na to odpowiadają i uskuteczniaja takie pomysły jak wpuszczanie samochodów na wielopasmówki z jadącymi obok samochodami. Trującymi samochodami, bo w naszym kraju większość to 10-, 20-letnie złomy i to jest niedopuszczalne. Identycznie było na Maratonie Solidarności. Maszym kosztem robi się ukłon w stronę hejterów, którym jest zawsze mało. Tym bardziej, że półmaraton biegliśmy 1,5 godziny, a nie na przykład 6. Przecież można skrócić limit do np. 2,5 godzin, bo to ludzie powinni się przygotować do takiego biegu, a nie bieg przygotować się na biegaczy. Na szczęście ruch w niedzielę na gdańskich ulicach był niewielki...
Na gdańskiej trasie mijaliśmy wiernych kibiców i biegających znajomych, którzy gdy sami nie bigają, zawsze dopingują znajomych. Ja też tak robię. Dobiegłem do Andrzeja, który właśnie w dniu imprezy miał urodziny - złożyłem życzenia i zaczęliśmy rozmawiać. Wychodziło, że obaj chcemy pobiec kilka minut lepiej niż zające trzymamy tempo.
Swoje kilometry odmierzałem punktami nawadniania. Na trasie były co 5 kilometrów - dobrze zorganizowane, z wydzielonymi punktami na śmieci. Wyrzucane kubki to bardzo dobry pomysł, bo nie walają się po drodze. Niestety spora cześć biegaczy jeszcze nie potrafi się do tego przystosować, ale liczę, że z czasem się to zmieni.
Andrzeja zgubiłem raz, ale mnie dogonił. Potem miał jeszcze zdarzenie losowe. Zobaczyliśmy się dopiero w hali. W jednym miejscu był też punkt z muzyką - oby takich więcej, w szczególności gdy niedaleko do mety.
Damy w końcu przegoniłem i spotkałem Andrzeja, z którym pojechaliśmy na Festiwal do Krynicy. Biegł w fajnej koszulce, którą tam kupił - filmowego bohatera Kapitana Amerykę. Mówię - mamy świetne tempo, ale musimy przyspieszać bo już chyba 5 km zostało.
Widać już stadion - pytam ile zostało nam kilometrów. W odpowiedzi słyszę - 3 km. Myślałem, że kilkaset metrów a czas jakby szybciej płynie. Podbiegamy na most przed stadionem - zegarek wskazuje 1h37'. Czas ukończenia – tragedia. Nie zwalniam, próbuję przyspieszać. Doganiam coraz więcej kumpli i słyszę - ej no co tak późno? Biegnę, ale nie mogę się zmobilizować na szybsze tempo. Już widać expo i tłumy kibiców.
400 metrów – krzyczy spiker, a mój zegarek... zamyka ekran. „Ukończyłeś półmaraton w 1h33'”. Jestem wkurzony. Wyprzedzam jeszcze kilku rywali. Widać metę w hali. Nagle słyszę jakiś przerażający krzyk - to dwóch takich, co wyprzedziłem, zebrali się ostatkiem sił i z krzykiem wyprzedzają mnie na 30 metrów przed metą.
Super było. Tylko... dlaczego tak krótko? Czułem wielki niedosyt kilometrów. Tak już jest, gdy się biega ultra. Najbardziej podobają się trasy całodzienne.
Odebrłem medal. Poczekałem na znajomych. Potem wspólne zdjęcia i wrażenia - każdy swoje. Jest Ania – 1h39'. Idziemy na drożdżówki i banany. Szukałem też Tomka - miał prowadzić ojca a 1h37'. Udało im się złamać 1h39'. Potem kolejni znajomi i posiłek - była bardzo smaczna i ciepła zupka pomidorowa z makaronem. Koleżanka Ewa nawet wcisnęła 3 talerze – szczęściara, dostała od znajomych.
Zakończenie imprezy w hali. Medal - niektórzy mieli mieszane uczucie. Mówili, że rok temu był ładniejszy. Ten obecny jest w kształcie wstążki - zamierzenie autora było takie, by każdy miał z sobą choć fragementa takiej, jaką przerywają zwycięzcy. Identyczna była na Biegu Westerplatte i ma być na Maratonie Gdańskim.
W Gdańsku wygrał Błażej Brzeziński – 1:05:21. Drugi Michajło Iweruk – 1:05.22. Trzeci Anton Potockij – 1:05.34. Czwarty Radosław Dudycz - po 20 latach pobił rekord Polski 40-latków – 1:06.56. Radek jednocześnie został uhonorowany tytułem najszybszego gdańszczanina.
Marta Krawczyńska osiągnęła lepszy czas niż rok temu – 1:15.18, ale po prostu nie mała szczęścia. Zajęła fantastyczne 2. miejsce przegrywając kilka sekund z Olgą Ochal – 1:15.14. Wszystko może Cię spotkać, możesz mieć słabszy dzień, albo przeciwnik lepszy.
Piotrek Pietrzak też pobił swój rekord życiowy czasem poniżej 1,21. Po dekoracji za drugie miejsce w kategorii wiekowej przyznał, że chce robić kolejne życiowi. Arek też rekord życiowy. Bo życiówek padło na trasie bardzo wiele - pogoda była wręcz idealna, a trasa wydawała się szybsza niż rok temu. Do tego sprawna organizacja - wielka hala, gdzie wszyscy mogli się pomieścić i dobre humory. Niczego więcej nie trzeba.
Poszedłem a spotkanie gdańskiego klubu biegowego. Dzieliliśmy się wrażeniami kameralnie, w Parku na zaspie. Jak po biegu w Sopocie.
Na przyszły rok będę chciał dogonić kolegów z 1h30', czyli pobiec niecałe 5 minut szybciej.
Dziękuje jednocześnie klubowi biegowemu Galion i Dyrektorowi półmaratonu za świetną organizacje biegu.
Krzysztof Kolatzek, Ambasador Festiwalu Biegów