W niedzielę 27 września odbył się 37. Pzu Maraton Warszawski. Równolegle rywalizowano w sztafecie maratońskiej i biegu na 5 km. Ja wybrałem tradycyjnie pełny dystans.
Relacja Jana Nartowskiego, Ambasadora Festiwalu Biegów
Pogoda wymarzona, lekkie zachmurzenie, 14-16 stopni Celsjusza i chłodny wiatr. Wystartowałem z moją drużyną MORT! Łącznie - 12 osób.
To był naprawdę miejski maraton, bez wybiegania na odludne przedmieścia Warszawy. Nowa trasa ze startem na błoniach Stadionu Narodowego początkowo prowadziła ulicami Pragi.
Pierwszy odcinek trasy zaczynam tempem 5:05-5:10. Trochę za szybko, ale biegnie mi się lekko i przyjemnie. Powrót Wałem Miedzeszyńskim do mostu Świętokrzyskiego i wbiegamy do Warszawy. Trochę kręcimy się po Solcu, Łazienkach i Gagarina przypominając sobie przy okazji stare kąty dawno nie odwiedzane przez Maraton Warszawski.
W końcu wbiegamy na Czerniakowską i Wisłostradę. Przed nami 10 km prostej a po drodze tunel bardzo lubiany przez biegaczy. Połówkę mijam w dobrym czasie 1:52:02.
Dalej biegniemy prosto aż do mostu Grota, za którym skręcamy na 29 km w lewo w ul. Gwiaździstą. Mała pętelka na Kępie Potockiej i na 32. kilometrze znów jesteśmy na Wisłostradzie. Biegniemy już w kierunku Stadionu Narodowego.
Na 34. kilometrze skręt w prawo i zaczyna się forsowny podbieg ul. Sanguszki. Dawno tu nie byliśmy ale daję radę. Prawie nie zwalniam. Kocham ten podbieg, bo przypomina mi moje pierwsze maratony.
Robimy pętlę w prawo i Mostem Gdańskim wracamy na Pragę. Na 37. kilometrze kryzys i kłopoty z żołądkiem. Ale po dwóch minutach w Toi Toi'u znów wracam na trasę. Jeszcze trochę kręcimy po ulicach Pragi ale to już ostatnie 5 km. Biegnie mi się teraz całkiem dobrze. Tempo poniżej 6:00 min/km.
Na ostatnim kilometrze już słychać doping ze stadionu - mogę przyspieszyć. Mijam ze 30 osób i wbiegam na stadion. Jest tłum kibiców i prawdziwa wrzawa. O takim finiszu może marzyć każdy sportowiec!
Zegar wskazuje 3:54:18. Niezły czas. Miejsce 2604/6506. Odrobiłem lekcje na 3+. Po kilku marnych startach wróciłem do swojego przyzwoitego poziomu.
Drużyna wypadła świetnie - Tomek i Radek złamali 3 godziny. Iwona osiągnęła 3:35:24, dzięki czeu zdobyliśmy wicemistrzostwo Polski w klasyfikacji drużynowej. MORT’em All!!! No i Paula biegnąca w welonie!
Maraton zorganizowany świetnie. Nowa, szybka i bardzo atrakcyjna trasa. Tłumy kibiców praktycznie cały czas dopingowały biegaczy. Po drodze strefy kibica i ze cztery energetyczne zespoły rockowe.
Bufety co 2,5 km - świetnie zorganizowane i wystarczająco długie: jest woda, izotonic i banany, a w jednym miejscu nawet żele energetyczne. Są też miski do zamoczenia gąbki.
Wolontariusze wspaniali, nie dość, że uwijają się jak w ukropie to jeszcze dopingują biegnących. A na mecie medal, woda, izotonic i banany, później posiłek regeneracyjny i piwo bezalkoholowe. No i największa bomba - peleryna podbita polarem zamiast tradycyjnej folii izotermicznej. Czegoś takiego jeszcze nie było!
Szkoda, że frekwencja nie dopisała - bieg ukończyło 6,5 tys. biegaczy, chociaż uwzględniając sztafetę i bieg na 5 km wyszło lekko ponad 10 tys. ludzi. Znów nie udało się złamać magicznej granicy 10 tys. uczestników maratonu.
Jan Nartowski, Ambasador Festiwalu Biegów