Niedziela 17 kwietnia. Zbliża się godzina 13:00. Rozmawiamy z Agnieszką Mierzejewską, świeżo upieczoną Mistrzynią Polski w maratonie (2:32:04), jeszcze na gorąco po słodko-gorzkim dla niej DOZ Maratonie Łódzkim z PZU. Zajęła w nim 2. miejsce, będąc najszybszą Polką.
Do wywalczenia minimum na tegoroczne Igrzyska Olimpijskie (2:30:00) zabrakło jej dwóch minut. Naprawdę trzeba było pobiec jednak jeszcze szybciej, w granicach 2:29, gdyż trzy z naszych reprezentantek mają już takie czasy, a PZLA może wysłać do Rio tylko trzy zawodniczki w tej konkurencji.
Agnieszka, emocje jeszcze nie opadły, jesteś mimo wszystko zadowolona z dzisiejszego dnia?
Jeśli mam być szczera, to prosta odpowiedź – nie. Miało być lepiej. Wiadomo, że przede wszystkim chodziło o minimum olimpijskie...
Ale mistrzostwo Polski zdobyłaś. Tego się chyba spodziewałaś?
Liczyłam na dużo lepszy wynik i w związku z tym wynikiem liczyłam również na mistrzostwo Polski, tak że jest ono jakimś pocieszeniem, ale wynik nie jest zadowalający.
Wyrzucasz już Rio z głowy?
Będę startowała na 10 000 m na stadionie, spróbuję na tym dystansie. Jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa. W tamtym roku pobiegłam 10 km na ulicy z wynikiem 32:48, ale mam nadzieję, że w tym roku uda się pobiec jeszcze szybciej, zobaczymy (minimum PZLA wynosi 32:15 – przyp. red.)
Jak przebiegała walka na trasie? Cały czas się trzymałaś za zwyciężczynią (Racheal Jemutai Mutgaa z Etiopii)?
Do 28-30. kilometra biegło mi się super, w głowie czułam że dam radę, że dzisiaj jest mój dzień. Natomiast po 30. kilometrze tak jakby odcięło mi prąd. Myślę, że ta pogoda na pewno nam nie pomogła. Nikomu nie pomogła, nie tylko mnie, ale również innym dziewczynom, które chciały nabiegać dobre wyniki. Było bardzo wilgotno. Wcześniej padał deszcz, dzisiaj 18 stopni, więc wszystko parowało i czułam że w ustach mi się klei, jest mi duszno i bardzo ciepło, więc to nie pomogło. Po 30 km to wszystko we mnie uderzyło i zabrakło sił.
Etiopka musiała tak samo osłabnąć, bo odstęp między Wami się wiele nie zmieniał. Ona też zwolniła?
Tak, uciekła mi na 30. kilometrze, potem na 39. ją doszłam, byłam blisko, już tylko jakieś 2-3 sekundy za nią. Niestety jak się odwróciła i mnie zobaczyła to ruszyła, a ja byłam zmęczona pogonią za nią i zabrakło mi sił na przyśpieszenie. Nogi nie chciały współpracować i nie udało mi się jej przegonić.
Dlaczego drugi raz z rzędu wybrałaś Łódź?
W zeszłym roku tutaj bardzo dobrze mi się biegło, zrobiłam życiówkę, tak więc myślałam że znów będzie dobrze. Po prostu. Trasa tutaj jest szybka, prawda że było trochę podbiegów i zbiegów, ale w sumie jest naprawdę korzystna.
Łódź nie jest płaska...
No nie jest płaska, wiem o tym. Ale organizatorzy stanęli na wysokości zadania i przygotowali w tym roku chyba jeszcze lepszą trasę pod względem szybkości, niż w tamtym roku.
Tylko pogoda była gorsza...
Tak, pogoda zdecydowanie trudniejsza, i to na pewno nie pomogło.
Co było ważniejsze, mistrzostwo Polski czy walka o minimum? Wiem, że to takie trochę gorzkie pytanie...
Tak, i proste tak naprawdę. Wiadomo że chodziło o minimum... Licząc na minimum wiadomo było, że raczej wyjdzie mistrzostwo Polski, ale się nie udało.
Patrząc na to co robisz, to praktycznie jeździłaś z obozu na obóz. Co zmieniłaś w swoich przygotowaniach od zeszłego roku?
Jesień miałam niezbyt udaną, ponieważ przeszłam przygotowania do maratonu, natomiast sam listopadowy start w Saitamie (Japonia) nie wyszedł. Podczas biegu uszkodziłam przyczep mięśnia i po 12 km musiałam zejść. Ale praca którą wykonałam na pewno oddała to teraz. Natomiast same przygotowania aż tak bardzo się nie zmieniły, znowu byłam w wysokich górach (w Alamosie, USA).
Jak góry na Ciebie działają?
Trudne pytanie po takim nieudanym biegu... Biegałam dwa tygodnie temu półmaraton (1:11:46 w Berlinie – przyp. red.) i patrząc również na treningi i na to jak się czułam, a nawet dziś do tego nieszczęsnego 30. kilometra, myślę że góry bardzo oddają treningowy wysiłek. Super mi się biega po górskim obozie. Na wysokości trenuje się zupełnie inaczej, niż na nizinach. Poprawiają się wyniki krwi, wydolność. Po powrocie organizm dostaje mocnego kopa.
To teraz 10 000 m jest planem „B”?
Nie rozmawialiśmy jeszcze dokładnie z trenerem, ale patrząc na to jak się dzisiaj biegło czuję, że jestem w formie, chociaż wynik tego nie pokazuje. Nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa i będę próbowała wykorzystać tę formę i pracę, którą wykonałam do maratonu.
Czy będziesz robić minimum na czerwcowych Mistrzostwach Polski?
Myślę że nie. Tam jest ciężko zrobić minimum, ponieważ mało dziewczyn biega i wyścig jest rozgrywany taktycznie na miejsce, a nie na czas. Jeszcze nie zdecydowaliśmy o tym, ale na pewno trzeba będzie znaleźć jakąś imprezę z dobrym biegiem na tym dystansie.
Rozmawiał Kamil Weinberg