Pani Aleksandra Kapuścińska-Bernatek jest naszą czytelniczką, ale przede wszystkim pasjonatką biegania. Nie staje jednak na podium, nie wygrywa. Za to – jak napisała o sobie na naszym facebookowym profilu – zwyczajowo zamyka stawkę warszawskich biegów na 10 km. Podkreśliła jednak, że bieganie sprawia jej niesamowitą radość.
Nam opowiedziała o swoim nietypowym początku przygody biegowej, walce z nadwagą i zarażaniu pasją innych.
Dlaczego zaczęła pani biegać?
W 2008 r. zgłosiłam się do reality show „Co Masz Do Stracenia”, czyli polskiej edycji popularnego za oceanem „The Biggest Loser”. Uczestniczyłam w drugim sezonie, który w końcu nie został wyemitowany w polskiej telewizji, ale zanim podjęto taką decyzję, na planie tego programu w okolicach Kudowy-Zdrój spędziłam 8 tygodni. To właśnie tam zaczęłam ćwiczyć i biegać. Po powrocie do domu tak już zostało.
Ile kilogramów udało się pani zrzucić w tym programie?
Idąc do programu ważyłam 123 kg. Przez 8 tygodni byłam na racjonalnej diecie i 2 razy dziennie praktykowałam 1,5-godzinny trening. Program opuściłam ważąc 105 kg.
Wyobrażam sobie, że to musiał być szok dla organizmu. Jak pani wspomina pierwszy trening biegowy?
Było koszmarnie. Przyjechałam z Warszawy do Kudowy. Inne powietrze, inne ukształtowanie terenu. W czasie pierwszego treningu wejście na górę graniczyło z cudem, zresztą to nie było tylko moje odczucie. Całą grupą nie moglibyśmy oddychać i byliśmy pewni, że nigdy na nią nie wejdziemy, że ta droga się nie skończy. Po tygodniu regularnych treningów wbiegaliśmy na nią uśmiechnięci.
Po powrocie zdecydowała się pani kontynuować treningi biegowe?
Po powrocie od razu postanowiłam, że wezmę udział w swoim pierwszym biegu ulicznym. Decyzję podjęłam we wrześniu i zapisałam się na Bieg Niepodległości. Praktycznie codziennie biegałam około godziny. Na wspólne treningi namówiłam też sąsiadkę i wystartowałyśmy razem.
Ukończyłyśmy ten bieg, a sąsiadka mnie motywowała mówiąc „nie martw się, na mecie dają darmową grochówkę, to dobiegniemy na pewno” (śmiech). No i rzeczywiście w pewnym momencie ta grochówka trzymała nas przy życiu. Ukończyłam bieg druga albo trzecia od końca, z czasem 82 minut. Na pewno słyszałam za sobą zarówno motocykl i karetkę. Od tamtego startu właśnie tak świętuję imieniny męża Marcina – poza rogalami marcińskimi nic nie kupuję. Daję mu swój medal.
Nie zniechęciła się pani po tym biegu i pojawiły się kolejne starty?
Oczywiście, że się nie zniechęciłam. Zorientowałam się, że WOSIR organizuje Triadę Biegową „Zabiegaj o Pamięć” i postawiłam sobie za punkt honoru, że w następnym roku wezmę udział we wszystkich trzech biegach. Tak się też stało.
Jak reagują kibice, gdy widzą panią na trasie? Czy spotyka się pani z jakimiś uwagami podczas treningów?
W większości przypadków spotykam się z bardzo pozytywnymi reakcjami. Zazwyczaj słyszę słowa zachęty. Na treningach nie zwracam uwagi na otoczenie, biegam ze słuchawkami w uszach i sobie śpiewam, bo bez tego się nudzę. Korzystam również z pomocy trenera w ramach akcji „Biegam bo lubię”. On zawsze nam powtarza, że skoro oderwaliśmy się od telewizora i wyszliśmy z domu, to już jesteśmy wygrani.
Miałam tylko dwie nieprzyjemne sytuacje, gdy ktoś się ze mnie śmiał. Zdarza się też, że ludzie nie wierzą w to moje bieganie. No i oczywiście nie pasują na mnie damskie koszulki. Muszę zamawiać męskie, większe. Podczas jednego z biegów nie było już medali, bo wolontariusze sobie poszli. Musiałam poczekać 10 minut.
Miałam też takie zabawne sytuacje z gośćmi. W ramach couchsurfingu przyjmuję u siebie ludzi z całego świata. W zeszłym roku była u mnie amerykańska para 70-latków, która brała udział w maratonach. Wybrali kanapę u mnie, bo mam napisane na profilu couchsurfingu, że biegam. Byli bardzo zdziwieni, gdy mnie zobaczyli (śmiech). Nie byli jedynymi gośćmi, którzy tak zareagowali.
Czy udało się pani utrzymać tę niższą wagę?
Nie udało się tego spadku wagi utrzymać. Po jakimś czasie wróciłam do początkowej wagi. W zeszłym roku udało mi się schudnąć 10 kg, ale jak przychodzi zima, to kilogramy znowu wracają. Mam nadzieję, że w tym roku będzie lepiej, bo lekarz właśnie zdiagnozował u mnie niedoczynność tarczycy i zaczęłam to leczyć. Może to pomoże. Oczywiście w tym wszystkim ważny jest fakt, że ja po prostu lubię jeść. Nie będę oszukiwać.
Jak się zaczęły pani kłopoty z wagą?
Nigdy nie należałam do kobiet pokroju Anji Rubik. Zawsze miałam i na czym siedzieć i czym oddychać, ale problem zaczął się, gdy wpadłam depresję. Przez 2 lata pocieszałam się różnego rodzaju jedzeniem. Przytyłam wtedy 40 kg. Byłam zła na siebie, że się w jakimś momencie nie zatrzymałam. Wpadłam w błędne koło. Jadłam, żeby się pocieszyć, potem byłam nieszczęśliwa, bo tu i tam coś przybyło. Coś się na mnie nie dopinało, więc znowu się pocieszałam. Tak naprawdę powinnam była zacząć biegać 2-3 lata wcześniej i tak radzić sobie z depresją. Wtedy nie byłoby problemu. Bieganie zawsze poprawia mi humor.
Bywa pani sfrustrowana tym, że pomimo biegania waga stoi w miejscu?
Może i bym była sfrustrowana i zła, gdybym przestrzegała diety, trzymała się rygoru treningowego, a waga by stała. Jednak w sytuacji, gdy wychodzę pobiegać, a potem wracam do domu i całą rodziną wieczorem jemy kolację na ciepło, to nie mam prawa być sfrustrowana. Przecież nie robię zbyt wiele, żeby tę dietę utrzymać. Mam nawet dietę rozpisaną podczas programu. Ona mi służy i jest skuteczna, ale cóż, przychodzi taki dzień w październiku, kiedy robi się szaro, buro i niestety nachodzi mnie ochota na konfitury, które zrobiłam podczas wakacji. Dzięki bieganiu jednak ciało zachowuje jędrność i sprężystość. Jest po prostu ładne.
A jak się pani czuje na końcu stawki? Nie myśli pani o tym, żeby potrenować szybkość?
Bieganie sprawia mi wielką radość, bez względu na to, w jakiej jestem formie. Ale oczywiście chciałabym biegać szybciej. Wiem też, że mnie na to stać. W lutym biegałam w sztafecie 42x1 km i mój syn narzucił tempo znacznie szybsze od mojego, a ja się dostosowałam. O mało płuc nie wyplułam, ale dobiegłam w niecałe 5 minut. Normalnie biegam 6,5 km/h a tutaj biegliśmy prawie 12 km/h. Natomiast to nie jest mój priorytet. Startuję dla własnej satysfakcji.
Namówiłam też do biegania swoją rodzinę, sąsiadkę, a dodatkowo w Instytucie Chemii Fizycznej, gdzie pracuję, stworzyłam ponad 20-osobową grupę biegową i wszyscy startujemy 11 listopada. Ja oczywiście zamykam peleton (śmiech). Jako drużyna pobiegliśmy już trzykrotnie. Ja startowałam już ponad 20 razy, a w zeszłym roku pobiegłam 7-krotnie.
Czy nie bała się pani o stawy?
Boję się. Wiem, że specjaliści radzą, żeby najpierw schudnąć, a potem biegać*. No, ale bieganie to tyle radości, że pozostanę niepokorna wobec tych rad. Poza tym ja uważam, że truchtam (śmiech).
Jaki ma pani najbliższy biegowy cel?
Właśnie dzisiaj (we wtorek – red.) dałam się namówić koleżance na wspólny start w półmaratonie 31 sierpnia. To moje najbliższe wyzwanie i marzenie. Będzie ciężko, ale jak nie wystartuję, to nigdy nie spróbuję. Wcześniej jednak Samsung Bieg Kobiet i oczywiście Bieg Powstania Warszawskiego, a może i She Runs The Night. Ten ostatni bieg wspominam bardzo miło. Wbiegłam na metę dosłownie ostatnia pokonując 5-kilometrową trasę podstawową plus 3 dodatkowe, dobrowolne pętle po 500 metrów każda. Przez ostatnie 10 minut towarzyszył mi doping z karetki z megafonu. Zamiast medalu biżuteryjny medalik, który bardzo często mam na szyi. Fajny pomysł w biegach dla pań.
Mam też niebiegowy cel. Chcę uszyć kołdrę patchworkową z moich koszulek startowych. Niestety od 3-4 lat rozdają te sztuczne, techniczne, a nie bawełniane.
Rozmawiała Ilona Berezowska
*Bieganie z nadwagą, ale i niedowagą organizmu szkodzi. Obliczając współczynnik BMI (z ang. body mass index - masa ciała w kilogramach podzielona przez kwadrat wysokości w metrach) możemy sprawdzić czy jest ono dla nas bezpieczne. Generalnie przyjmuje się, że prawidłowa waga to wynik między 20 a 25. Wynik większy od 25 to zwiększone ryzyko zapadnięcia na choroby serca czy cukrzycę, wynik powyżej 30 to ostrzeżenie. Zlekceważone może doprowadzić do poważnych chorób układu krążenia. Bieganie, ale też inne aktywności fizyczne, odpowiednia dieta i nawyki żywieniowe pozwalają utrzymywać bezpieczną wartość indeksu BMI, czyli zdrowie!