Alicja Konieczek o mrozie w USA, chorym trenerze i złocie na Uniwersjadzie. „Za mną szalony i stresujący rok. Teraz marzę o Tokio”

Przez pięć lata studiowała i trenowała w Kolorado. Znosiła temperatury minus 30 stopni Celsjusza, ale było warto. W ubiegłym roku zdobyła na Uniwersjadzie złoto na 3000 m z przeszkodami, wystartowała też w mistrzostwach świata w Doha.

Pod koniec roku przyjechała do Polski. Przy okazji wystartowałą w biegu ulicznym i wygrała 36. Międzynarodowy Bieg Sylwestrowy w Poznaniu (39:27). 

Wystarczy spojrzeć na pani instagram, by przekonać się, że 2019 rok był dla pani niezwykle ciekawy…

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

2019: lots of things happened. Long story in the shortest way: Got engaged with @johnsonkeifer, became a permanent resident of the USA, graduated from college at the @westerncoloradouniversity, won for the 9th time @ncaatrackfield D2 championships, won the @napoli2019 World University Games, represented Poland at the @etch2019 (European Team Championships), changed clubs for @azspoznan, qualified for @iaafdoha2019 championships, then changed coach for #MrKing, moved to Albuquerque-NM and became part time coach at the @unmloboxctf and a part time personal trainer at #upwardmotion. To end this year with a bang, I signed a professional running contract with @on_running. I hope the new year will be less crazy but same good-or better. Thank you to everyone who helped me this year! @pzla1919 for believing in me and helping along the way. Family and friends, @hypedglobalmarketing for some sick shots, @beetitsport, @naturesbakery, #zbaszyn, #bigredrosiewicz, @activelifeenergy, @aerifyrecovery and more. Thank you so much #grateful #running #youcannotdoitalone #friends #family #onrunning #supportsystem #2019isover #pastispast #allaboutthefuture Picture right after the race in Doha. I think I was little sweaty.

Post udostępniony przez Alicja Konieczek (@alicjakonieczek)

Alicja Konieczek: To był rzeczywiście szalony rok. Nie zdawałam sobie sprawy, że tak dużo się u mnie wydarzyło. To było fajne 12 miesięcy, ale nie zabrakło w nich też stresu. W roku przedolimpijskim nie chciałam iść do pracy, tylko poświęcić się przygotowaniom do igrzysk. Zależało mi na tym, by znaleźć sponsora, ale długo się to nie udawało. Po skończeniu studiów nie miałam dużych dochodów, a w Stanach Zjednoczonych życie jest drogie. Wakacje były stresujące właśnie pod względem finansowym.

Na dodatek w czerwcu zmieniłam trenera, a kilka miesięcy później okazało się, że choruje na raka i, co zrozumiałe, nie może się mną zajmować. Bez sponsora, bez trenera było mi trudno. Na szczęście miałam wsparcie rodziny, potem Polskiego Związku Lekkiej Atletyki i AZS Poznań. W końcu udało mi się znaleźć nowy klub, dostałam stypendium, a w grudniu podpisałam umowę ze sponsorem. Wszystko zaczęło się układać.

Jak to się w ogóle stało, że znalazła się pani w 2014 roku w Stanach Zjednoczonych?

Nie wiedziałam, gdzie chcę iść na studia. Mój brat studiował w Arkansas, jednego lata podróżował i trafił do Gunnison w stanie Kolorado. Był zachwycony. Lato jest tam piękne. Poznał tam trenerkę, która pracuje na Western Colorado University. Zachęcił mnie, by się z nią skontaktować. Tak zrobiłam i szybko okazało się, że mogę liczyć na stypendium sportowe. Zaryzykowałam i wyjechałam.

Nie wiedziałam jednak, że zimą nie jest już tak pięknie. Tam przez cztery do sześciu miesięcy jest naprawdę zimno. Temperatura spadała do minus 30 stopni Celsjusza, a przez kilka tygodni utrzymuje się poniżej 20 stopni C. Na dodatek byliśmy na wysokości 2500 m n. p. m.. To trudne warunki do treningów, ale jeśli się człowiek przyzwyczai, to są tego efekty. Mi zajęło trzy lata, by przywyknąć do temperatury, wysokości i innego stylu życia. W dwóch ostatnich latach zaczęłam coraz szybciej biegać. Nie wiem, czy bym została w sporcie, gdybym nie wyjechała. Sporo moich koleżanek przestało trenować.

Wyczytałem, że dziewięć razy wygrała pani dla uczelni biegi na różnych dystansach dywizji drugiej NCAA. Co to oznacza?

Dla uczelni biegałam przez pięć lat. Nie miałam zresztą wyjścia, bo inaczej nie byłoby stypendium. I tam naprawdę był rygor treningowy. Nieraz zdarzało się, że podczas zawodów musiałam startować trzy razy w ciągu czterech godzin. Na przykład w hali biegłam 3000 m, milę i jeszcze 800 m. Albo jednego dnia eliminacje na 3000 m z przeszkodami i 1500 m, drugiego finał na przeszkodach, a trzeciego decydujący bieg na płaskim. W USA akademickie mistrzostwa NCAA są podzielona na trzy dywizje w zależności od poziomu sportowego, liczby sportowców czy wielkości uczelni. Moja była w dywizji drugiej. Na 3000 m z przeszkodami i w biegu na milę do mnie należą rekordy tej dywizji.

Sportowo to też był dobry rok?

Świetny! Zaczęło się od Uniwersjady. Specjalnie zostałam miesiąc dłużej w górach, by się do niej przygotować, ale długo nie było pewne, czy w niej wystartuję. Napisałam do Akademickiego Związku Sportowego, że jestem zainteresowana startem w tej imprezie. Odpowiedzieli, że pojadę, jeśli wypełnię minimum na 3000 m z przeszkodami, czyli 9:50. Pobiegłam niecałe 9:53 i na początku nie chcieli mnie wysłać. Odwoływałam się i dzięki pomocy Lecha Leszczyńskiego pozwolili mi wystartować. I nie zawiedli się – zjechałam z gór z wysokości 2500 m na poziom morza, tak, by moja konkurencja była w dziesiątym dniu. I wygrałam w Neapolu w czasie 9:41, a ostatni kilometr przebiegłam w około 3 minuty. To mój największy sukces w karierze.

Już wcześniej myślałam o minimum na mistrzostwa świata w Doha i właśnie po Uniwersjadzie wydawało mi się, że jest to realne. Na własną rękę pojechałam na mityng do Finlandii. I pobiegłam tam życiówkę – 9:36.09. Pierwszy raz w życiu dostałam pieniądze za bieganie. W USA według zasad NCAA nie można zarabiać poprzez sport w trakcie studiów. Przed drużynowymi mistrzostwami Europy w Bydgoszczy byłam na obozie w Spale i czułam się w życiowej formie. Niestety, dopadła mnie choroba i trzymała przez trzy tygodnie. Byłam piąta [9:53.30]. Potem jeszcze były mistrzostwa Polski w Radomiu. Musiałam być w trójce, by pojechać na mistrzostwa świata. Zdobyłam srebrny medal [10:11.37].

Trzeba było szykować się na mistrzostwa świata. Wróciłam do Stanów Zjednoczonych i wtedy właśnie okazało się, że trener nie jest w stanie wyjść z domu z powodu choroby. Przygotowywałam się do startu w Albuquerque, gdzie przeniosłam się po ukończeniu studiów. Klimat jest tam dużo łagodniejszy. Nie ma śniegu, a w Colorado zaspy sięgały dwóch metrów. Do tego wysokość 1600 m n.p.m. doskonale nadaje się do trenowania. W Doha formy już trochę zabrakło. Albo inaczej, pobiegłam nieźle [9:44.96], ale inne zawodniczki było dużo lepiej przygotowane. Po prostu szykowały formę właśnie na tę imprezę. Za to udało mi się tam rozpocząć rozmowy ze sponsorem, szwajcarską firmą produkującą odzież sportową i obuwie, która niedawno weszła na rynek lekkoatletyczny. Jakość jak w szwajcarskich zegarkach. Poznałam tam też trenera Zbigniewa Króla.

Marzy pani o Igrzyskach Olimpijskich, ale od minimum PZLA – 9:30 – pani rekord życiowy jest słabszy o sześć sekund. To dużo czy mało?

To będzie mój cel na pierwszą część sezonu. Oczywiście jest też plan B, bo na IO można też pojechać dzięki punktom z rankingu. Teraz trenuję bardziej profesjonalnie. Wcześniej nie ćwiczyłam siły biegowej, nie było też dynamicznego treningu w siłowni. To powinno mi pomóc w lepszym pokonywaniu przeszkód.

Jak będą wyglądały przygotowania?

Już w sobotę z kadrą lecimy na obóz do Hiszpanii. Potem wracam do Albuquerque, gdzie teraz mieszkam i tam będę trenować. Reprezentacja też ma tu przyjechać na obóz, bo warunki naprawdę są świetne. Trener Król chce, bym więcej trenowała pod kątem 1500 m, bo dzięki temu można szybko biegać mój koronny dystans. Po przygotowaniach wystartuje w USA w mityngu i potem w dwóch w Europie, ale jeszcze nie wiem gdzie. Wierzę, że Igrzyska Olimpijskie są w zasięgu ręki. To moje największe marzenie. Chciałbym jeszcze wystartować w sierpniu w mistrzostwach Europy w Paryżu. Tam minimum 9:50 jest do wypełnienia.

AK