Obolały ale zadowolony skończyłem stukilometrowy Bieg 7 Dolin w Krynicy łamiąc 14 godzin dokładnie o 1 minutę. Jest satysfakcja tym bardziej, że rok temu ten sam dystans przebiegłem prawie 40 minut wolniej. Mając zaliczony rekonesans w zeszłym roku mogłem się do zawodów lepiej przygotować i to zrobiłem. Jednak wracając do domu z Krynicy zawsze wpadam w przygnębienie. Zaczyna do mnie docierać że długo wyczekiwana impreza właśnie się skończyła, duża weekendowa impreza do której długo się przygotowywałem i której koniec zbiega się również z końcem lata i z końcem pięknej, ciepłej pogody.
W tym roku stwierdziłem, że po Festiwalu spróbuję znaleźć równie duże wyzwanie co B7D. Postanowiłem, że po miesięcznym odpoczynku w październiku w każdy kolejny weekend przebiegnę dystans maratonu. Wybór padł na Silesia Marathon, Poznań Maraton, Perłę Paprocan oraz Maraton Kukuczki.
Swój biegowy rok podsumowuje Łukasz Lubowicki, Ambasador Festiwalu Biegowego
05.10.2014 – Silesia Marathon
Szósta edycja tego maratonu, ale z nowym jesiennym terminem oraz nową trasą poprowadzoną w aglomeracji katowickiej. Biuro zawodów, start i meta zlokalizowane w jednym miejscu koło Centrum Handlowym „Silesia”. Na bieg zabrałem swojego 2-letniego syna Wiktora, z którym zamierzałem biec pchając go w wózku.
Start planowo nastąpił o godz. 9.00. Ja z Wiktorem zacząłem bieg z końca stawki starając się spokojnie i ostrożnie wyprzedzać. Bieg z wózkiem jest zawsze utrudnieniem dla rodzica, zawsze trzeba uważać przy wyprzedzaniu a podczas biegu w większym skupisku to praktycznie cały czas. Dodatkowo ograniczony jest ruch ramion, no i dziecko nie zawsze ma ochotę wysiedzieć prawie 4 godziny w wózku.
Początek biegu początkowo chłodny i mglisty z każdą minutą robił się cieplejszy i bardziej słoneczny. Wiktor robi się znużony i po pół godzinie biegu zasypia. Trasa Silesia Marathonu nie należy do łatwych, jest sporo podbiegów i zbiegów, które mocno dawały mi się we znaki pchając wózek. Na 27 km głośny doping mieszkańców dzielnicy Nikiszowiec dodaje skrzydeł i także niestety budzi Wiktora. Dalszy bieg robił się coraz trudniejszy: ja coraz bardziej zmęczony a Wiktor niespokojny. Nie obyło się bez zabawiania go, rozmawiania i dokarmiania na punktach odżywczych bananami i czekoladą.
Na szczęście na wielu kibicach i samych maratończykach widok biegającego ojca z dzieckiem w wózku robił wrażenie i ich aplauz bardzo mnie motywował, dodawał kopa i pozwolił dobiec do mety, gdzie dotarłem po 3 godz. 45 min. od startu. Obaj z Wiktorem mieliśmy dość!
12.10.2014 – Poznań Maraton
Piętnasty, jubileuszowy maraton w stolicy Wielkopolski, na który dostałem zaproszenie z Festiwalu Biegowego. Poznań Maraton to marka sama w sobie która przyciąga tysiące maratończyków. Jest to jeden z największych i najlepiej zorganizowanych maratonów w Polsce a prywatnie jeden z moich ulubionych. Jest to już mój siódmy maraton w tym mieście.
Start, meta oraz biuro zawodów zlokalizowane na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich i była to dla mnie nowość, ponieważ miejsca te dotychczas kojarzyły mi się z poznańską Maltą. Nowością była również trasa maratonu która na 6 km wiodła przez stadion Lecha Poznań – Inea Stadion. Dla mnie cały bieg to poezja: wspaniali i wszechobecni kibice, cudowna atmosfera biegowego święta oraz idealne warunki pogodowe do biegania: ok. 12 st. i zachmurzone niebo.
Pomimo zmęczenia maratonem z ostatniego tygodnia biegło mi się dość dobrze, mimo że już po kilku kilometrach nogi dopadało zmęczenie. Biegłem więc dość zachowawczo, starając się biec wolniej niż zazwyczaj bo wiedziałem że może być ciężko ale zmęczenie to nie narastało już tak szybko jak się spodziewałem.
Po przebiegnięciu 30km, gdzie dość często stykałem się ze „ścianą” miałem wrażenie, że mogę nawet jeszcze trochę przyspieszyć. Na metę dotarłem z czasem 3 godzin i 38 minut, finiszując jeszcze sprintem na ostatnich 100 metrach, wyciskając do ostatniej kropli energię, którą w sobie posiadam. Padam za metą ale uśmiech nie znika mi z twarzy.
19.10.2014 – Perła Paprocan
Maraton organizowany w moim rodzinnym mieście, Tychach. Trasa wiedzie po leśnych, malowniczych terenach wokół jeziora paprocańskiego. Start i meta na terenie Ośrodka Wypoczynkowego „Paprocany”. Długość jednej pętli wokół jeziora wynosi 7 km i aby zostać sklasyfikowanym należy przebiec od jednej do sześciu pętli pokonując dystans maratonu, z tym, że ilość okrążeń biegacz ustala sobie sam podczas biegu.
Pogoda dopisała: było słonecznie i ciepło, a nawet upalnie jak na październik. Pierwsze trzy okrążenia przebiegłem w towarzystwie kolegi Tomka w tempie 5 min/km i podobnie jak w Poznaniu, już po pierwszych kilometrach poczułem zmęczenie w nogach. Ale to zmęczenie już nie narastało.
Kiedy Tomek zakończył swoje bieganie na dystansie półmaratonu to stwierdziłem, że spróbuję utrzymać to tempo najdłużej jak się da i o dziwo nie było z tym problemu do samej mety, gdzie uzyskałem czas dokładnie 3 godziny i 30 minut. Byłem też mniej zmęczony i obolały niż po maratonie w Poznaniu.
26.10.2014 – VII Katowicki Festiwal Biegowy im. Jerzego Kukuczki
Organizatorem imprezy jest Akademia Wychowania Fizycznego w Katowicach. Trasa maratonu składała się z 10 pętli na terenach Katowickiego Parku Leśnego, w okolicy Doliny 3 Stawów. Po doświadczeniach z poprzednich maratonów stwierdziłem, że na tym maratonie pobiegnę na całość od początku do końca, tym bardziej, że kolejnego maratonu na razie nie planuję.
Po starcie o godz. 11.00 od razu ruszyłem do przodu i ambitnie trzymałem tempo poniżej 5 min/km. Zmęczenie, które doskwierało mi po pierwszych kilometrach przyszło i tym razem, ale było już dużo mniejsze i nie stanowiło już żadnego problemu. Dodatkowo buzowała adrenalina i myśl, że właśnie realizuję ostatni etap swojego planu.
Kolejne pętle połykałem bez większego problemu, trzymając zakładane tempo i wyjątkowo zadaniowo trzymając się tego biegu. Ostatnia pętla była najtrudniejsza bo już odzywały się skurcze oraz wyjątkowe zmęczenie ale utrzymałem tempo i dobiegłem do mety z czasem 3 godziny i 23 minuty, realizując swój plan.
Reasumując chcę powiedzieć, że bariera 4 maratonów w ciągu miesiąca, która do tej pory wydawała mi się nie do przejścia, nagle staje otworem. To prawie tak jakbym całą Koronę Maratonów Polskich, którą robiłem w 2 lata zrobił w przeciągu jednego tylko miesiąca. Mało tego -paradoksalnie każdy kolejny maraton przebiegłem szybkiej o ok. 7 min.
Do tej pory mój rekord to 2 maratony w miesiącu, który zakończyłem zresztą kontuzją ścięgna Achillesa. Uświadomiłem sobie, że nie warto przejmować się porażkami a ograniczenia są tylko w naszych głowach. Teraz czas na nowe wyzwania. Jakie? Tego jeszcze nie wiem.
Łukasz Lubowicki, Ambasador Festiwalu Biegowego
Fot. Tadeusz Skwarczyński