Ambasadorka "po drugiej stronie" w Biegu Rzeźnika

„Biegniemy parami, bo samemu żal, cieszyć się urodą tych bieszczadzkich hal”  - śpiewa zespół Wiewiórka Na Drzewie.

Od dawna chciałam wrócić w Bieszczady, gdzie kiedyś włóczyłam się po haszczach jako studentka, a później przewodnik beskidzki SKPB (w Studenckim Kole Przewodników Beskidzkich - www.skpb.waw.pl)
Wreszcie nadarzyła się okazja – Bieg Rzeźnika. 

Słyszałam o tym biegu wiele, pierwszy raz, kiedy Krzysztof Lisak, kolega z Koła, wygrał ten bieg, wtedy była to dla mnie abstrakcja – bieganie w ogóle, a zwłaszcza po górach. Potem słyszałam o tym biegu od biegaczy poznanych na obozach biegowych. Teraz też biegło kilka znajomych zespołów.

Mój udział w tym biegu polegał na wsparciu organizatorów. Pierwszy raz jestem po drugiej stronie. Nieraz biegając myślałam o wolontariuszach, jak to jest na przykład wieszać komuś medal na szyi. Dla mnie w czasie zawodów jest to zawsze ważna i podniosła chwila, którą staram się dostrzegać i smakować, to takie pozytywne wzmacnianie.

Bieszczady powitały mnie soczystą zielenią, majestatem i trwaniem, bo na szczęście nie zmieniły się: dzikie, odludne, z dumnymi połoninami, góry jedyne w swoim rodzaju, nie ma takich nigdzie indziej.

Przygotowania, które odbywały się na miejscu w Cisnej, to święto współpracy i synergii, zaangażowanie i radość z tworzenia czegoś razem, jak 2+2=5. Powtórka z pierwszej pomocy - a jednak nauczyłam się czegoś nowego i mam mocne przekonanie, że mogę uratować komuś życie.

Wydawanie pakietów startowych to świadomość uczestniczenia w wydarzeniu podniosłym i bardzo ważnym dla innych ludzi, niemalże historycznym. Ważnym i dla mnie, z poczuciem przynależności do wielkiej rodziny biegowej i wspólnotą dzielenia tej samej pasji.

Przepak przygotowany z troską o biegaczy. Zaskoczenie i niespodzianka wywołująca radość w sercu -  to grający w krzakach przy szlaku kontrabasista.

Podanie picia biegaczowi, który ma w nogach 56 km, błysk radości w jego oku na widok pepsi w kubeczku – bezcenne.

Sprzątanie miejsca przepaku na bieżąco i obserwacja natychmiastowych efektów, wszyscy od razu bardziej dbają, aby wyrzucać śmieci do worków do tego przeznaczonych, a nie innym pod nogi. Ważne jest pozostawienie miejsca, które odwiedzam, w takim stanie, jak je zastałam.

Włączanie dzieci i młodzieży w pomoc to kontynuacja i ciągłość, dzielenie się tym, co dla nas  wartościowe i cenne.

Zmęczenie i satysfakcja, radość – powrócę tu na pewno za rok. A może wcześniej.

Joanna Wróblewska, Ambasadorka PZU Festiwalu Biegowego

fot. Irena Hulanicka