Anna Witkowska: „Trenując ze mną, zwycięzcy aukcji WOŚP poczują się wyjątkowo”

Ambasadorów naszego Festiwalu, którzy w różnej formie włączyli się w 22. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy było co najmniej kilkoro. Anna Witkowska z Krakowa pobiła wszystkich. Nie tylko kwestowała i licytowała fanty na orkiestrowych aukcjach, ale też… sama została zlicytowana. Już wkrótce trójka szczęśliwców będzie miała okazję pobiegać i pozwiedzać najpiękniejsze zakątki Małopolski.  

Jak ważna jest dla pani WOŚP?

Jak wszyscy wiemy, organizacji charytatywnych jest wiele, a i biegając nierzadko można wesprzeć szczytny cel. Znamy grupę maratończyków Spartanie czy akcję Biegam Dla Bartka. To wspaniałe, kiedy można połączyć przyjemne z pożytecznym. Ponieważ zajmowałam się kiedyś zawodowo finansami organizacji non-profit, mam zaufanie do Fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Wierzę, że zebrane pieniądze zostaną na cel Finału wydane jak najlepiej. A celem tegorocznego 22. finału była zbiórka pieniędzy na zakup specjalistycznego sprzętu dla dziecięcej medycyny ratunkowej i godnej opieki medycznej seniorów.

Skąd pomysł na aukcję?

Nawet już nie pamiętam od ilu lat, ale co roku staram się jakoś „dołożyć” do tej akcji: a to zwyczajnie wrzucając pieniądze do puszki wolontariusza, a to biorąc udział w aukcjach na aukcje.wosp.org.pl – to taki „klon” portalu aukcyjnego allegro, gdzie odbywają się nie tylko aukcje wystawiane przez oficjalne sztaby WOŚP – każdy może sprzedać lub wylicytować na rzecz WOŚP dosłownie cokolwiek! Naprawdę nie muszą to być wcale cenne przedmioty (chociaż są aukcje, które nie kończą się na kwotach czterocyfrowych…), najlepszy przykład to aukcje… przepisów kulinarnych;)

Moją uwagę przyciągają aukcje rzeczy bądź usług, których nie da się kupić w sklepie. Jestem zachwycona kreatywnością wystawiających! Podam tylko kilka przykładów, co można było w tym roku wylicytować: udział w akcji obrączkowania bocianów, staż jako opiekun fok w fokarium, jeden dzień pracy z ratownikami albo ze strażą graniczną… Biegacze również mogli znaleźć co nieco „na temat”: do wylicytowania były wejściówki do klubów fitness, pakiety startowe z wyjątkowymi numerami m.in. na Półmaraton Warszawski czy Chudego Wawrzyńca, gadżety, koszulki i medale z wielu biegów.

Były też dwa indywidualne treningi – górski i uliczny oraz wycieczka terenowa z Anną Witkowską…

Pomyślałam sobie: mam dwie zdrowe nóżki, to mogę przecież również pochodzić z puszką. Wersja nieoficjalna: skoro potrafię biegać, to będę mogła ścigać z puszką potencjalnych darczyńców (śmiech). Żeby było ciekawiej, zgłosiłam się do koordynatora Karpackiego Finału WOŚP (można powiedzieć, że to taka górska edycja WOŚP) Kuby Terakowskiego, który przydzielił mnie do grupy wolontariuszy kwestujących w schronisku na Markowych Szczawinach pod Babią Górą (Karpacki Finał odbył się w tym roku w 28 schroniskach).

Myślę sobie dalej: mam też dwie zdrowe rączki, je również trzeba wykorzystać. No to napiszę kilka słów zachęty i może znajdzie się ktoś, kto będzie skłonny wydać kilka zł na WOŚP, a ja w zamian zorganizuję dla zwycięzcy aukcji trening biegowy. Tu również wersja nieoficjalna: jak ktoś wylicytuje trening, to będzie to motywacja dla mnie, bo trudniej będzie znaleźć wymówkę, aby odpuścić czy „dzisiaj lepiej nie wychodzić z domu” (śmiech).

Efektem tych przemyśleń była nie tylko moja obecność z identyfikatorem i puszką WOŚP pod Babią Górą, ale i trzy aukcje na aukcje.wosp.org.pl, o których Pan wspomniał.

Ile pieniędzy udało się Pani zebrać? Z aukcji wiemy ile – trening uliczny 81 zł, trening terenowy 123,50 zł, a wycieczka biegowa 25,52 zł.  A ile z puszki?

Wolontariusz WOŚP nigdy nie zbiera pieniędzy sam, dlatego nie jestem w stanie odpowiedzieć na pierwsze pytanie. Natomiast pierwsza puszka przy mojej pomocy zapełniła się, i co ważne bardziej szeleszcząc niż pobrzękując już w sobotę. Bo tradycją Karpackich Finałów WOŚP jest to, że w sobotnie wieczory, poprzedzające niedzielny Finał, w schroniskach organizowane są po pierwsze wydarzenia takie jak slajdowiska czy koncerty (na Markowych Szczawinach mieliśmy pokaz zdjęć Barbary Krauze pt. „Napal się na Nepal”) oraz po drugie aukcje przedmiotów ofiarowanych przez sponsorów komercyjnych (firmy m.in. Polarsport, viking, Compass – długą listę można znaleźć na http://www.orkiestra.e-beskidy.com/) i osoby prywatne. Wolontariusze mogą brać udział w tych aukcjach na zasadach identycznych, jak pozostali zainteresowani.

Co udało się Pani wylicytować? Na blogu pisała Pani, że chciałaby polecieć Dreamlinerem…

Walczyłam o oryginalne mydełko, ponoć z mleka jaka, przywiezione z himalajskiej wyprawy. Jednak zostałam przelicytowana. Udało mi się za to wygrać aukcję ślicznej koszulki. Aukcje trwały do późnego wieczora, a zwycięzca każdej aukcji był nagradzany gromkimi brawami. Na tych schroniskowych aukcjach znalazły się ciekawe przedmioty kolekcjonerskie – jak przywołane mydełko, koraliki przywiezione z egzotycznej wyprawy, mapa Bieszczad na której brakuje głównego szlaku (!), przedmioty zaskakujące – jak kolorowanka z naklejkami dla dzieci, ale również przedmioty „sklepowe” czyli koszulki, czołówki, ręcznik szybkoschnący, bielizna termiczna a nawet plecak. Jako ciekawostkę podam, że aukcje przedmiotów najbardziej oryginalnych osiągały naprawdę zawrotne ceny, natomiast rękawiczki czy okulary przeciwsłoneczne można było zakupić za zaledwie część ceny sklepowej.

W niedzielę już od bladego świtu kwestowaliśmy w schronisku, na szlakach (trasę na Markowe Szczawiny pokonałam czterokrotnie), oraz w miejscowościach u podnóża gór. Wiele godzin na mrozie nie jest męczące, a zacinający śnieg nie przeszkadza, kiedy ludzie z uśmiechem wrzucają pieniążki do puszki, mało tego – sami podchodzą i dopominają się: „a dlaczego was w zeszłym roku tu i tu nie było?”

Jaki jest bilans Karpackiego Finału WOŚP?

Ze wstępnych wyliczeń wynika, że zebraliśmy „z górką” 60 000 zł. No i mogę się pochwalić, że grupa wolotariuszy, do której należałam, miała w tym swój znaczny udział.

A zanim wróciłam do domu, zakończyły się aukcje wystawione przeze mnie. Jestem zachwycona, bo dwóch z trzech zwycięzców aukcji natychmiast wpłaciło pieniążki na WOŚP, w dodatku „zaokrąglając” mocno w górę wpłacaną przez siebie kwotę, co oznacza, że „zarobiłam” dla WOŚP prawie 400zł! Domyślam się, że zwycięzcy spodziewają się naprawdę wyjątkowych wrażeń (śmiech).  

Co mnie jeszcze bardziej zaskoczyło: jedna z osób, które przegrały licytację, napisała do mnie prośbę, aby wystawić jeszcze jedną taką aukcję – oczywiście natychmiast i z największą przyjemnością spełniłam tą prośbę (aukcja dostępna jest pod TYM adresem – red.)

Kim są zwycięzcy aukcji? Czy te osoby są z Krakowa?

Na razie dysponuję tylko informacjami z portalu aukcyjnego – żaden ze zwycięzców nie ma tam adresu krakowskiego. Z pewnością jeszcze dzisiaj będę się kontaktować ze zwycięzcami (rozmawialiśmy w poniedziałek 13 stycznia – red.). Tu zabawa się kończy, czuję się bardzo odpowiedzialna za jak najlepsze zrealizowanie mojego zadania. Z pewnością zacznę od dopytania się o oczekiwania zwycięzców aukcji oraz o ich – nazwijmy to w skrócie i uproszczeniu – poziom sportowy, aby trening był jak najbardziej indywidualny. Jak obiecałam w aukcji, chcę zaskoczyć!

Jak od technicznej strony wygląd realizacja takich aukcji jak Pani?

Zwycięzca aukcji otrzymuje z portalu aukcje.wosp.org.pl dedykowanego linka do realizacji wpłaty na rzecz WOŚP. Jak wspomniałam, z opcją dodania kwoty dodatkowej. Po zaksięgowaniu tej wpłaty, ja z kolei otrzymuję z portalu aukcyjnego wiadomość o wpływie, czyli „zielone światło” do realizacji transakcji.

Portal aukcje.wosp.org.pl to, w tym Finale WOŚP, ponad 20 tysięcy aukcji (zakończonych lub trwających), na konto Fundacji wpłynęło już tego tytułu ponad 2 mln zł (prawda, że to imponujące liczby?) Każda aukcja to dar dwóch osób: tej, która przekazuje rzecz lub usługę na aukcję i tej, która za ten przedmiot wpłaca pieniążki na rzecz Finału WOŚP. Bardzo się cieszę, że mogłam mieć w tym swój maleńki udział.

Jak będą wyglądały same treningi i wycieczka z Panią?

Pomysłu na treningi i wycieczkę dla zwycięzców tych aukcji nie zdradzę, bo ma to przecież być niespodzianka! Bardzo zależy mi na tym, aby te osoby miały poczucie uczestniczenia w czymś wyjątkowym. Mam nadzieję, że już sama lokalizacja treningów i wycieczki będzie miłą niespodzianką. Przede wszystkim treningi odbędą się w nieco mniej popularnych zakątkach biegowych Krakowa, w terenie, po ścieżkach. Minimum asfaltu, to naprawdę działa! A wspólną wycieczkę zaproponuję w terenie górskim, nie więcej niż półtorej godziny dojazdu z Krakowa.

Co może zaoferować pani tym osobom jako biegaczka?

Chociaż nie jestem sokołem ani orłem biegowym, czyli niekoniecznie rywalki spodziewają się mojego ataku na podium, ani nie mam tysiąca lat doświadczenia biegowego, to staram się mieć na temat treningów i wszystkiego wokół obszerną, jak najlepszą wiedzę. I w dodatku uwielbiam się tą wiedzą dzielić z innymi. A moimi patentami na plany treningowe podzielę się ze zwycięzcami aukcji.

Z jakimi myślami podchodzi pani do treningów i wycieczki? Czuje pani jakieś obawy?

Moją ambicją jest realizowanie treningów w ten sposób, aby nie mieć poczucia upływającego czasu, czy myśli w stylu „muszę jeszcze dzisiaj wykonać trzy powtórzenia…” Treningu nie można robić z poczuciem przymusu, trening powinien być świetną zabawą, a przynajmniej fajnym wydarzeniem. Co wcale nie oznacza, że unikam zmęczenia czy nie wypruwam z siebie żył czasami.

Dobre efekty daje wzmacnianie treningu poprzez dodanie elementów rywalizacji (z tego powodu ja dość często startuję w zawodach, traktując je wyłącznie jako trening). Przykładem „na zachętę” może być trening, który niedawno zorganizowałam dla przyjaciół. Był to wspólny trening rowerowo – biegowy z akcesoriami takimi jak spadochron treningowy i opona (tak, w tym momencie wszyscy powinni mieć przed oczami Justynę Kowalczyk). Ubaw mieliśmy po pachy, a najlepsze było to, że tak naprawdę, to jednocześnie wykonaliśmy ponad dwugodzinny wyczerpujący trening siłowy…

Życzymy zatem dobrej zabawy ze zwycięzcami aukcji. Proszę ich pozdrowić od Festiwalu Biegowego.

Oczywiście przekażę pozdrowienia! Ciepłe słowa są tu najlepszym wspomagaczem regeneracji po intensywnym weekendzie. Nadmienię jeszcze, że do schroniska na markowych Szczawinach jechałam w sobotę dosłownie prosto z mety 3. edycji biegu Grand Prix Krakowa w Biegach Górskich.

Ma pani prawdziwie końskie zdrowie. Zazdrościmy!

Rozmawiał Grzegorz Rogowski