... ale wciąż jest wiele do zrobienia, by dogonić liderów.
Stowarzyszenie Statystyków Biegów Ulicznych (ARRS) podsumowało biegi maratońskie rozegrane w 2013 r. na świecie. Zdecydowanym liderem są Stany Zjednoczone, organizator 1095 biegów maratońskich, przed Danią (645) i Niemcami (375). Polska z 69 maratonami jest sklasyfikowana na 15 pozycji.
W zestawieniu sumującym liczbę maratończyków w danym kraju Polska po 32 latach powróciła do pierwszej dziesiątki, zajmując 8. lokatę. Statystycy ARRS doliczyli się 36 533 polskich maratończyków (oczywiście niektórzy biegacze zostali policzeni kilkukrotnie). Zdecydowanym liderem w zestawieniu są Stany Zjednoczone, w maratonach rozegranych na terenie USA w 2013 r. metę osiągnęło 552 761 biegaczy.
Pierwszą dziesiątkę rankingu ARRS pod względem frekwencji w imprezach również zdominowały biegi amerykańskie. Największą został maraton w Nowym Jorku, w którym wzięło udział 50 062 biegaczy. Drugą pod względem wielkości był maraton w Chicago (39 122 uczestników), a trzecią bieg w Paryżu (38 690). Najliczniejszy Polski maraton rozegrano w Warszawie (8 509). Stołeczna impreza zajęła ostatecznie 36. miejsce w rankingu ARRS. „Uległa” bezpośrednio amerykańskiemu Medtronic Twin Cities, ale też wyprzedziła m.in. Athens Classic.
Kolejna impreza made in Poland w klasyfikacji to Poznań Maraton, który zajął 58. miejsce (5678 uczestników)., przegrywając minimalnie z Wipro San Francisco. 70. miejsce zajął kwietniowy Cracovia Marathon (4414), a na 79. pozycji w zestawieniu zadebiutował Orlen Warsaw Marathon (3951), wyprzedzając Vancouver International. W najlepszej „setce” zestawienia ARRS znalazł się także na 88. miejscu Maraton Wrocław (3 497), którego tylko o dwóch biegaczy wyprzedza w rankingu amerykański Indianapolis Monumental.
„Inna jakość, ale będziemy się rozwijać”
W czym tkwi sukces amerykańskich imprez? Niewątpliwie w ich jakości. Kto choć raz był w ojczyźnie wuja Sama, będzie miał podobne refleksje jak podczas oglądania piłkarskiej Premier League i polskiej Ekstraklasy - niby zasady te same, niby sprzęt identyczny, ale jakby inny sport. – Tam jest wszystko doskonale zorganizowane, począwszy od odbioru pakietów startowych – mówi Przemysław Alberski biegacz, który w ubiegłym roku startował w maratonach w Chicago i Paryżu.
– To są prawdziwe hale EXPO, a nie pokój lub korytarz Stadionu Narodowego. Tam jest bardzo dużo stoisk i nawet jak nie znasz języka angielskiego to wszystko jest narysowane i dobrze wytłumaczone. Po odebraniu pakietu masz olbrzymią paletę możliwości jak spędzić czas. Możesz pójść na zakupy i nabyć pamiątki związane z biegiem, odebrać opaski świadczące o tym, na jaki czas biegniesz. Dużo jest stoisk z żelami energetycznymi, izotonami itd. – opisuje biegacz.
– W Chicago zaskoczyła mnie pozytywnie liczba obsługi. Jest tych osób o wiele więcej niż w Polsce. Tam co 2,5 km stały osoby po lewej i prawej stronie na długości 100 metrów, które podawały wodę, cukierki banany aż po czekoladę. U nas często są problemy z wyżywieniem, bo ostatni zawodnicy nie mają co pić albo za dużo osób w określonym czasie wbiega w te strefy i nie zdąży brać napojów. Tam to jest niemożliwe. Dodatkowo wbiegając na metę w Chicago otrzymywałeś koc termiczny, dalej ktoś inny przyklejał ci ten koc naklejką, żebyś go nie musiał trzymać. Ciągle idąc dostajesz napój, banana oraz siatkę, w którą to możesz włożyć wszystko, a na końcu tego tunelu spotykasz osobę, która ci gratuluje i wręcza medal. Wszystko odbywa się w ruchu. Przy tej „autostradzie” są też wolontariusze z wózkami, którzy są gotowi w każdej chwili zabrać osobę, która nie jest już w stanie iść. Na końcu można było zażyć masażu, porozmawiać z innymi biegaczami lub zrobić zdjęcia przy fontannie znanej z czołówki serialu „Świat według Bundych”” – ciągnie Przemysław Algierski.
– Biegi u nas naprawdę się rozwijają. Zmienić powinno się kilka rzeczy w kwestiach organizacyjnych. W Chicago np. obsługa imprezy była nawet tak samo ubrana - od butów aż po czapki, nie mówiąc o koszulkach i bluzach. Wiadomo było więc kto jest z ekipy technicznej i do kogo zwrócić się o pomoc. Ulicę na największych biegach są doskonale oznakowane. Partnerzy tych imprez rozdają kibicom jakieś przedmioty do kibicowania - trąbki, dzwoneczki. Ludzie też inaczej podchodzą do imprez biegowych. Ja w Chicago na 37. kilometrze mijałem osoby, które w domkach rozstawiły swoje własne stoisko z wyrobami domowymi i mieli małe kubeczki z piwem. Częstowali tym innych kibiców. W Paryżu też już, gdy byłem przy Champs Elysées, widziałem jak jakaś starsza pani rozdawała ciasteczka, a starszy pan obok częstował colą. Czy ktoś u nas otworzyłby własne stoisko przy trasie i coś rozdawał? – pyta retorycznie biegacz.
– Tam kibicują miliony kibiców na całej długości trasy. W Warszawie wbiegamy na Kabaty i jesteśmy sami. Dodatkowo ludzie chcą protestować przeciwko maratonom, bo nie mogą wyjechać z uliczki osiedlowej. Natomiast w Chicago dla mieszkańców jest to święto. Mimo że impreza odbywa się w samym centrum. Tam już kilka dni wcześniej chodzą osoby w barwach imprezy i rozdają ulotki, informując o utrudnieniach, zapraszając do kibicowania. My nie jesteśmy aż tak daleko od imprezy w Chicago, decydują o różnicach pewne szczegóły. Wszyscy wiedzą, że maraton to dobry sposób na promocję. Biegacze nie przyjeżdżają sami, ale z osobami towarzyszącymi. Hotele mają wtedy dobry utarg. Ja nocowałem u znajomych, ale w trakcie tej imprezy inni biegacze nocowali kilkanaście kilometrów od miasta, bo w Chicago nie było miejsc. Dlatego myślę, że i u nas zawody będą się rozwijały pod każdym względem – kończy Alberski, który chciał jeszcze wystartować w Tokyo, jednak odpadł w losowaniu.
Niech ilość przełoży się na jakość
Wypada więc życzyć sobie, aby w kolejnym rankingu Stowarzyszenia Statystyków Biegów Ulicznych nasze maratony zaliczyły kolejny awans, a wszyscy biegacze bezpiecznie dotarli na metę osiągając swoje wymarzone wyniki. A same imprezy były jeszcze lepsze pod względem organizacyjnym.
Postęp frekwencyjny jest widoczny – w 2012 r. w Maratonie Warszawskim biegało 6 796 osób (26,9% procentowy wzrost liczby uczestników, w 2013 r. było ich 8509), w Maratonie Poznań 5 420 osób (przypomnijmy 5678 uczestników w 2013 r.) a w Cracovia Marathon 3014 osób (46,7% wzrost, 4414 uczestników w 2013 r.). Tylko Maraton Wrocław zaliczył spadek frekwencji z 3896 osób do 3497 (w czym „dopomógł” niewątpliwie odwołany I Nocny Pólmaraton).
Przybyło też samych maratończyków. Jak przypomina PZLA, w 1979 r., a więc w roku rozegrania pierwszego maratonu w Warszawie (1861 biegaczy na mecie) klasyczny dystans biegało w Polsce 2019 zawodników (biegano też w Dębnie - 82 zawodników i w Otwocku -76). W tym roku, przypomnijmy, było ich 36 533.
PS. Biegaczy, którzy chcieliby podzielić się z czytelnikami naszego portalu swoimi doświadczeniami ze startów zagranicznych zachęcamy do kontaktu. Będziemy sukcesywnie uzupełniać naszą publikację.
RZ
Źródła: ARRS, PZLA