Bartosz Świątkowski „Odnalazłem się na schodach”

  • Festiwal biegowy

Zawodnik Sana Kościan, zwycięzca dwóch edycji Biegu na szczyt Rondo 1 wraca do sportu po 1,5 rocznej kontuzji. W rozmowie z naszym portalem ocenia rozwój imprezy, w której dominował przez lata i kreśli idealny profil biegacza po schodach...

Wygrał Pan pierwszą edycję „ Biegu na Szczyt Rondo 1” w 2011 r. Wtedy w imprezie wzięło udział ponad 170 osób. Minęło pięć lat, a zawody organizowane są z coraz większym rozmachem. W weekend rozegrano na schodach biurowca Mistrzostwa Europy. Jak Pan jednak ocenia rozwój imprezy? 

Bartosz Świątkowski: Dużo się zmieniło. W 2011 roku praktycznie zaczynałem biegać po schodach.  Dopiero pół roku przed pierwszą edycją Biegu na Szczyt Rondo 1 zainteresowałem się tą dyscypliną. Najpierw wystartowałem w mistrzostwach Polski rozgrywanych w Katowicach. Tam zająłem drugie miejsce. Postanowiłem, więc spróbować swoich sił w Warszawie.

Początkowo miał to być taki luźny charytatywny bieg,  utrzymany w formie zabawy. Jednak informacja o imprezie dotarła do zawodników z zagranicy, którzy specjalizowali się w towerruningu. Zaproszono kilku z nich i stworzono taką elitę. Mnie włączono do niej, jako wicemistrza kraju. Pamiętam jednak, że biegło mi się strasznie. Byłem jednak bardzo zmotywowany. 

Powtórzył Pan jeszcze wygraną w 2013 roku. Cały czas zmieniała formuła zawodów?  

Bieg  czas ewoluował. Początkowo była tylko jedna seria. Później były dwa biegi. Najpierw był bieg otwarty, a później a do finału awansowało dwunastu najlepszych zawodników. W trzeciej odsłonie, w której też wygrałem formuła była podobna, z tym wyjątkiem, że dwunastoosobowy finał był rozgrywany w formule biegu pościgowego. W czwartym i piątym Biegu na Szczyt, w których nie startowałem było podobnie. Tym razem formuła zawodów została zupełnie zmieniona ( oddzielnie rozegrany bieg amatorów i oddzielnie przeprowadzony trzy etapowe zmagania elity - red). Czy to było dobre czy złe? Można o tym dyskutować i polemizować? Na pewno równie wielu zawodników byłoby za zmianami, ale i wielu przeciwko.

W tym roku zajął Pan 9. miejsce w klasyfikacji Mistrzostw Europy. Jak Pan ocenia ten występ?

Dopiero w połowie stycznia otrzymałem informacje, że w Warszawie będą Mistrzostwa Europy. Wcześniej chciałem potraktować ten bieg treningowo. Miało to być przetarcie przed późniejszymi startami. Postanowiłem, więc do maksimum skrócić czas w którym zajmowałem się wytrzymałością i przeszedłem do ostrzejszych treningów. Jak widać nie wyszło to końca tak jak powinno. W tym roku może być trudno jeszcze o coś powalczyć. Spokojnie przygotowuje się do kolejnego sezonu. Chciałbym wrócić do dawnej dyspozycji.   

Czy przez 5 lat od pierwszej edycji Biegu na Szczyt Rondo 1 postrzeganie biegów po schodach zmieniło się w Polsce? Organizacja mistrzostw Europy w tej konkurencji jakoś wpłynęła na promocję tej konkurencji? 

Wciąż jest to bardzo niszowy sport. Nawet nie wiem do czego można by go porównać. Gdy mówię, że trenuję biegi po schodach to ludzie otwierają oczy ze zdziwienia. Inni słyszeli jakieś krótkie wzmianki w Telexpressie, albo innych mediach. Z drugiej strony biegów po schodach przybywa. Powstała międzynarodowa federacja, która pomaga w zagranicznych startach biegaczom z czołówki. Rok temu były pierwsze Mistrzostwa Świata, teraz mieliśmy trzecią edycję Mistrzostw Europy. Czy jednak doczekamy się biegów po schodach na Igrzyskach? Z tym byłbym ostrożny.

Powiedział Pan o rosnącej liczbie biegów po schodach w naszym kraju. Co jeszcze potrzebne jest do rozwoju dyscypliny?

Nie mamy stowarzyszenia, czy też związku zrzeszającego krajowych trenujących bieganie  po schodach. Sami wszystko musimy sobie organizować. W innych krajach takie komórki funkcjonują. Swoje związki mają Czesi, Słowacy, Austryjacy, czy też Niemcy. Narodowe federacje są też za oceanem. Nie wiem czy u nas nie ma chętnych. Powstanie krajowej federacji dodałoby nam większej powagi.

Jeśli miałby Pan określić profil zawodnika posiadającego potencjał do odnoszenia sukcesów w biegach po schodach, to gdzie powinniśmy go szukać? Wśród spinterów? Biegaczy górskich? 

Trudno jest znaleźć konkretny przykład. Ja jestem niespełnionym średniodysntasowcem. Nie udała mi się przygoda na bieżni. Zabrakło trochę szczęścia i talentu. Odnalazłem się na schodach. Nie znaczy to jednak , że każdy kto biega na 800 i 1500 m, będzie odnosił sukcesy w towerruningu. Często na biegi po schodach przyjeżdżają specjaliści od biegów górskich czy też średnich i nie zawsze mają dobre wyniki. Trzeba tu mieć dobrą koordynacją, siłę w nogach, mocna głowa i odporność na ból. Kwas mlekowy szybko zalewa organizm. Nie każdy sobie z tym radzi. 

Przez prawie 1,5 roku leczył Pan kontuzję. Jakie ma więc Pan teraz plany? 

Za trzy tygodnie startuję w Holandii w biegu po schodach. Później chciałem wystartować w Londynie i we Frankfurcie. Ale chyba uszczuplę kalendarz startów. Niedawno zostałem tatą. Urodził mi się syn i myślałem, że łatwiej wszystko będzie mi pogodzić. (śmiech) Jak patrzę na tego malucha, to nawet trochę żal mi było przyjeżdżać do Warszawy. Skupię się, więc póki co na rodzinie. Oczywiście nie rezygnuję ze startów. Tak jak powiedziałem, jeszcze chcę wrócić do dawnej formy.

Trzymamy kciuki. Powodzenia!

Rozmawiał Robert Zakrzewski