Pawłowiczki? A gdzie to jest? Pewnie wielu zadało to pytanie spoglądając na tytuł naszej publikacji... Pawłowiczki to piękna miejscowość leżąca niedaleko Kędzierzyna-Koźla na Opolszczyźnie. Dzięki staraniom urzędu Gminy, LZS Pawłowiczki oraz wodzisławskiego klubu Forma, w sobotę 12 lipca odbył się tam Bieg Herbowy.
Można by pomyśleć – ot kolejna miejscowość, która uległa modzie na bieganie i zapragnęła mieć swoją własną imprezę sportową. Nic bardziej mylnego. Pawłowiczki organizują swoje Biegi Herbowe już od piętnastu lat i w tym roku świętowały jubileusz. W tej opolskiej wiosce już dawno biegano, kiedy w Polsce zaczynał się wielki biegowy boom!
Boisko LZS Pawłowiczki, dziesiątki zaparkowanych w swoistym nieładzie samochodów, trasa oznaczona biało-czerwonymi taśmami, niewielkie szatnie w budynku boiska, żadnych chipów i elektronicznego pomiaru czasu. A do tego, o zgrozo, pętle! W sumie sześć dla biegaczy (10 km) i 3 dla zawodników chodzących z kijami (5 km). I… nikt nie narzeka. Naprawdę!
Wręcz przeciwnie, panuje atmosfera biegowego święta, radosnego spotkania z przyjaciółmi. Przyjechali ci, którzy naprawdę chcieli pobiegać – niektórzy pokonali prawie 300 km! W grupie można wyłowić organizatorów sporo większych biegów – Półmaratonu Kietrz & Rohov albo Biegu Ulicznego w Knurowie.
Jest też zaangażowany w organizację wielu sportowych wydarzeń Piotr Orian, który po mistrzowsku komentuje całą imprezę. To profesjonalista, który podczas kolejnych okrążeń częstuje widzów informacjami o zawodnikach, ich klubach, osiągnięciach i wzajemnych powiązaniach. Nie używa przy tym żadnych ściąg!
Trasa jest zróżnicowana – kawałki asfaltu i betonowej kostki na jednej z ulic, polna droga pełna kamieni, fragment łąki z suszącym się sianem, park z krętymi i wąskimi alejkami, wreszcie trawiaste boisko. Chociaż trzeba ją pokonać wielokrotnie, trudno się nudzić. Jedynie kijkarze twierdzą po zawodach, że łatwo nie było. – Bardzo urozmaicona nawierzchnia, od trawy, po asfalt i beton. To fajne dla biegaczy, ale nam utrudnia życie – mówi po marszu jedna z zawodniczek. – Zastanawiałam się jakie końcówki założyć, w końcu poszłam „na ostro”, z grotami i nie żałuję. Trochę hałasowały na asfalcie, ale za to miały dobrą przyczepność w terenie.
Zawodnikom życia nie ułatwiała też wysoka temperatura. Na szczęście zapewniono odpowiednią ilość wody, którą wielu biegaczy wykorzystało po prostu do zmoczenia koszulki. – Oj, słońce przygrzewało mocno! Fajnie, że część trasy była w parku, bo można było się schować w cieniu – mówił po biegu Adam. – Lubię tutaj przyjeżdżać, bo zawsze jest super atmosfera. W tym roku znowu udało mi się poprawić czas, więc jestem jeszcze bardziej zadowolony. I za rok wracam na pewno!
Po zawodach na uczestników czekał posiłek regeneracyjny oraz absolutnie ekspresowa dekoracja zwycięzców. Ekspresowa, bo zaczęła się właściwie tuż po dotarciu do mety ostatniego uczestnika marszu, bez zbędnego przeciągania i oczekiwania. Statuetkami i nagrodami uhonorowano najlepszych biegaczy, puchary i nagrody rzeczowe otrzymali chodziarze. Wyróżniono też biegaczy niepełnosprawnych oraz najmłodszą uczestniczkę kilkuletnią Marysię, która przeszła z kijkami całe 5 km! Emocje były jeszcze gorętsze niż pogoda. I podobno tak jest co roku. A to oznacza, że warto przyjechać do Pawłowiczek za rok, na szesnastą już edycję Biegu Herbowego. My na pewno wrócimy!
KM