Potykali się w ciemnościach, uciekali przed potworami, strzygi łapały ich za nogawki, duchy majaczyły w krzakach. Widziano też szaleńca z zakrwawionym toporem i czarownicę łypiącą złowrogo okiem. Uciekając przez las można było natknąć się na nagrobek albo zaplątać w gigantyczne pajęczyny. Upiorne dźwięki dochodzące spomiędzy drzew wywoływały gęsią skórkę a wyjący na wzgórzu wiatr tylko potęgował wrażenie. Na szczęście, chociaż na trasie przeżyli prawdziwy horror, wszyscy uczestnicy biegu dotarli cało do mety.
Horror Run odbył się w Bielsku-Białej już po raz drugi. Jego trasa ponownie wiodła na szczyt Koziej Góry, częściowo szlakiem, częściowo po prostu przez las. Zawodników chętnych do tropienia potworów wypuszczano na trasę dziesięcioosobowymi grupami, począwszy od 18:10. Obowiązkowym wyposażeniem były latarki albo czołówki, ale w absolutnej ciemności Cygańskiego Lasu na niewiele się one zdały.
Nieobowiązkowe były przebrania, ale zdecydowana większość uczestników biegu włożyła w przygotowania do niego mnóstwo pracy i serca. Na starcie stanęły potwory tak straszne, że w wielu przypadkach, to im udało się przestraszyć czyhające na trasie straszydła. Były oczywiście czarownice i kościotrupy, superman, różne wersje zombie, Gnijąca Panna Młoda, wampiry, strzygi, mumie, duchy, gigantyczne nietoperze i przerośnięte biegające dynie. Chyba przez przypadek znalazło się wśród nich stado pluszowych zwierzaków.
- Przebrałyśmy się za zjawę i Gnijącą Pannę Młodą – powiedziały na mecie Kinga Iwaniec i Asia Członka. – Rzucałam się po drodze na ludzi, musiałam coś złowić – przyznała obryzgana krwią zjawa. – Po drodze były potwory, ale nie miały z nami szans. Trasa nie była trudna, pod górę szło się przyjemnie. Postraszyłyśmy potwory, bawimy się tutaj świetnie.
Doskonale bawili się wszyscy uczestnicy. Mimo zimna i przejmującego wiatru w pobliżu szczytu, niewiele osób zdążyło zmarznąć. Emocje skutecznie podgrzały atmosferę. A i przebrania stanowiły skuteczną ochronę przed zimnem. Na wykonanie wielu z nich, zawodnicy poświęcili długie godziny.
- Nie wiem, co przedstawia moje przebranie… Coś strasznego. Maskę wykonałem z żelatyny, gliceryny i wody. Nakładałem to na twarz jakieś dwie godziny - powiedział Maciej Zieliński z Bielska-Białej. – Niezbyt dobrze się trzyma i ciężko się w tym biega – przyznał zawodnik. Trud włożony w przygotowanie przebrania się opłacił, bo Maciej dostał wyróżnienie od organizatorów. - Zawody bardzo mi się podobają. Było strasznie fajnie.
Wśród zawodników były też czworonogi. – To Ksenon – przedstawiła swojego pupila Magdalena Kaczmarek z Gliwic. – Dzisiaj to ja mam ostrzejsze kły od niego. Jestem przebrana za zombie. Przebranie chyba się udało, bo dwa razy to ja przestraszyłam potwory po drodze – powiedziała ze śmiechem. – Bieg bardzo mi się podoba. Świetna organizacja, fantastyczna zabawa. Trasa nie była trudna.
Bieg odbył się bez chipów i pomiaru czasu. Liczyła się dobra zabawa. Nagrody wręczono tym, którzy przebrali się najlepiej, czyli najstraszniej.
KM