Chicago: Koniec z „zającami” na maratonie

Organizatorzy maratonu w Chicago postanowili zrezygnować z usług pacemakerów. Wcześniej na podobny krok zdecydowali się szefowie maratonów w Bostonie i Nowym Jorku

Zdaniem Careya Pinkowskiego, dyrektora zawodów w Chicago podczas imprezy najważniejszy powinien być sam bieg, a nie osiągane wyniki. – Dotychczas zawsze staraliśmy się łączyć rywalizację z szybkim tempem. Zawodnicy zaczęli jednak przywiązywać zbyt dużą wagę do pacemakerów – zauważa

Jego zdaniem odbywa się to kosztem dramaturgii samych zawodów. – Jeśli nie będzie „zajęcy” zmusimy najlepszych zawodników do większej koncentracji. Będziemy mogli obserwować więcej taktyki, strategii i współzawodnictwa przez cały bieg – twierdzi Pinkowski.

Dyrektor zawodów nie obawia się, że jego decyzja spowoduje obniżenie się poziomu maratonu w Chicago. – Jeśli pojawi się rywalizacja w czołówce, możemy być zaskoczeni, jakie będą osiągane wyniki – zapewnia

Maraton w Chicago zatrudniał „zające” od 1990 r., czyli od momentu, kiedy Carey Pinkowski został organizatorem biegu. Przez ten czas pacemakerzy byli sprawcami wielu niespodzianek. W 2001 r. np. Ben Kimondiu z Kenii, nie tylko ukończył zawody, ale je wygrał.

Spośród biegów należących do prestiżowego World Marathon Majors „zające” zatrudnia nadal Londyn, Tokio i Berlin. Kiedy w stolicy Niemiec w zeszłym roku Kenijczyk Dennis Kimetto bił rekord świata w maratonie, przez 30 km pomagali mu pacemakerzy.

MGEL

Źródła: outsideonline.com, running.competitor.com, chicagotribune.com