Cracovia Maraton - relacja Jana Nartowskiego ambasadora Festiwalu Biegowego

  • Biegająca Polska i Świat

Do Krakowa przyjechaliśmy z Andrzejem w sobotę po południu, zaraz po zawodach GP w Warszawie, a nad ranem dojechał samochodem Darek. Nie byłem tu od 2010r. ,kiedy to walczyłem o Koronę Maratonów. Pociąg relacji Gdynia - Kraków był pełen biegaczy, co od razu dla wprawnego oka było oczywiste. Na miejscu przywitała nas bardzo ciepła i duszna pogoda. Żeby nie tracić czasu, ruszyliśmy ze wszystkimi na krakowskie Błonia do Biura Zawodów, gdzie sprawnie wszystko załatwiliśmy. Trochę porozmawialiśmy ze znajomymi, zaliczyliśmy pasta party i Expo ze stoiskiem Festiwalu Biegowego w Krynicy i na spacerkiem poszliśmy do naszego hotelu Pelegrinus, a wieczorem wypad na Stare Miasto.

Od rana w hotelu krzątanina, zrobili dla biegaczy wcześniejsze śniadanie tak, że mogliśmy spokojnie przygotować się do startu. W ciągu 20 min dotarliśmy na stadion Wisły, gdzie zlokalizowano szatnie i depozyty, sprawnie oddaliśmy rzeczy do depozytu i poszliśmy rozejrzeć się w tłumie, oczywiście masę pozdrowień i powitań, jakby to było towarzyskie przyjęcie. Zapisanych jest ponad 5tys. zawodników, w tym rekordowo dużo z zagranicy. Rzeczywiście inaczej niż na niedawnym Orlen Maraton, wszędzie słychać obce języki .

Przed startem chwila ciszy za ofiary z Bostonu i punktualnie o 9:30 dwa wystrzały obwieszczają start. Trasa prawie ta sama, co w 2010r., teraz jakby trochę więcej kręcenia po starówce i lekko zmodyfikowany finisz, wtedy robiło się duże kółko wokół Błoni i finiszowało prostym odcinkiem ulicy od strony miasta, teraz po okrążeniu błoni wpada się przed stadion Wisły od przeciwnej strony.

Pogoda nieoczekiwanie popsuła się, ale jest dobra do biegania - 12st. C i w pierwszej połowie biegu siąpi niewielka mżawka. Początkowo biegniemy w dużym tłoku , właściwie trasa rozluźnia się dopiero po opuszczeniu starówki i okrążeniu Wawelu. Na starówce stoi dość dużo kibiców, którzy nas dopingują, później robi się już spokojniej, gdy ruszamy w stronę Nowej Huty. Ponieważ mój GPS odmówił posłuszeństwa, mam kłopoty z ustaleniem tempa biegu, oznaczenia kilometrów są prawie niewidoczne na trasie.  Punkty pojenia i odżywiania rozlokowane dosyć często, co 4 km, jest woda, izotonik , czekolada i banany, ale jest mało wolontariuszy podających kubeczki, co powoduje zamieszanie i nie zawsze na stole stoją kubki z wodą. Nie ma gąbek do odświeżania, a swoją gubię gdzieś około15 km. Jak zwykle piję mało od 15 km po dwa łyki wody.

Do połowy biegu wszystko idzie zgodnie z planem, tempo 5:30 -5:40/km Andrzej hamuje mnie, bo mam chęć przyspieszyć. Mimo chłodu jest dosyć duszno i jesteśmy mocno spoceni . Gdzieś na 20 km zostawia mnie Andrzej. Połówkę mijam z czasem 1:50, co daje mglistą szansę na niezły wynik. Niestety od 25 km wszystko zaczyna się walić, najpierw daje znać o sobie żołądek, później wysokie tętno i lekki ból w okolicy serca, muszę znacząco zwolnić, na  28km mija mnie Darek. Na 29 i 36km żołądek uniemożliwia mi bieg. Kolejno mijają mnie peacemakerzy na 3:45, 4:00, 4:15 trochę smutno, ale nie jestem w stanie nic zrobić, od około 34km wbiegamy na bulwar nad Wisłą, zaczyna wiać dość silny i bardzo zimny wiatr w twarz. Na 35 km mija mnie Paula. Pozdrawiamy się, ale znów nie mogę utrzymać Jej tempa. Bliskość mety ułatwia mi bieg , żołądek nie przeszkadza teraz tak bardzo, ale nie mogę już odrobić zaległości. Po wbiegnięciu na Błonia trzymam jakoś fason, żeby nie prowokować kibiców , którzy stoją już gęsto, wyduszam ostatnie 2 km i finiszuję przed Stadionem Wisły w szpalerze wiwatujących kibiców, naprawdę miła chwila. Mój czas 4:34:42 i miejsce open 3581/4415 nie napawają mnie dumą. Większość znajomych już czeka odświeżona i uśmiechnięta. Andrzej pociesza jak umie. Parafrazując znane powiedzenie wróciłem nie z tarczą, lecz na tarczy. Odbieram rzeczy z depozytu, przebieram się i po dłuższej chwili zbieramy się w powrotną drogę samochodem z Darkiem. Gdy dowiaduję się o czasie zwycięzcy 2:19 trochę odzyskuję humor, może warunki nie były takie idealne. Bieg ukończyło prawie 4500 zawodników, czyli lepiej niż na wypasionym Orlen Maraton w zeszłym tygodniu , a więc gratulacje dla Krakowa.

Podsumowując bardzo fajna impreza, z kolejnym rekordem frekwencji i atrakcyjną dość  płaską, wydawać by się mogło szybką trasą, z dwoma niewielkimi podbiegami. Pasta party , napoje na mecie, w tym piwo Krakauer, ładna koszulka techniczna i dobra organizacja, to wszystko atuty Cracovia Maraton.

Do minusów zaliczyłbym brak czytelnych oznaczeń kilometrażu na trasie i nieco za duży bałagan przy punktach odświeżania na początku biegu.