Pod znakiem deszczu upłynął 4. Półmaraton Powiatu Warszawskiego Zachodniego. Fatalna pogoda dla mieszkańców Błonia czy Borzęcina Dużego okazała się jednak idealna dla biegaczy, którzy w rekordowej liczbie stanęli na starcie imprezy. Padł też rekord trasy.
Półmaraton im. Janusza Kusocińskiego rozgrywany jest na terenie podwarszawskich miejscowości, z którymi związany był złoty medalista IO w biegu na 10 000m z 1932 roku z Los Angeles. Mieszkając w Ołtarzewie, młody Kusociński miał trenować w okolicach Ożarowa Mazowieckiego.
Organizując imprezę organizatorzy biegu chcieli też pokazać walory powiatu. Start półmaratonu znajdował się w Błoniu, a biegacze mijali m.in. Leszno i Stare Babice oraz wspomniany Ożarów Mazowiecki. Meta znajdowała się Borzęcinie Dużym. Wszystko u stóp Parku Kampinoskiego.
Rekord trasy przed dzisiejszymi zawodami wynosił 1:11:23. Ustanowił go w 2012 roku, podczas drugiej edycji półmaratonu z obecną ścieżką, Bartosz Olszewski. W tym roku Warszawski Biegacz także pojawił się na starcie i miał apetyt na poprawę tego rezultatu. Faworytami zawodów byli jednak zawodnicy z Kenii - rosły Abel Kibet Rop oraz filigranowy Joel Maina Mwangi. Natomiast wśród pań karty miały rozdawać Agnes Chebet i Consalater Chemtai Yadda.
Od początku wyłoniła się grupa prowadząca bieg. Po 10 km na prowadzeniu znaleźli się Rop i Mwangi. Za nimi z pewną stratą biegł Olszewski, a po piętach deptał mu Tomasz Walerowicz. Po godzinie od rozpoczęcia biegu w okolicach mety padło hasło, że jeszcze tylko 2 kilometry zostają do mety liderowi. Jak się okazało, Rop uciekł swojemu koledze i samotnie mknął do Borzęcina Dużego. W rzeczy samej - zawodnik nabrał takiego tempa, że ustanowił nowy rekord trasy - 1:07:11. 40 sekund później finiszował Mwangi.
Trzecie miejsce przypadło Bartoszowi Olszewskiemu, z wynikiem 1:10:54. – Nie było szans na walkę z Kenijczykami. Czas 1:07:00 jest poza moim zasięgiem. Mógłbym jeszcze walczyć i marzyć o 1:09:00 – przyznał na mecie warszawski biegacz - bloger. – Bieg się śmiesznie ułożył, bo w pewnym momencie uciekłem od czwartego zawodnika o jakieś 150 metrów. Biegłem z niewielką przewagą, jednak on był coraz bliżej. Na 16. kilometrze nawet mnie dogonił. Wtedy lekko przyspieszyłem, a on został. Po chwili złapałem psychiczny dołek i pożegnałem się z podium. Gdyby rywal wcześniej mnie wyprzedził, to bym „pękł” i podium by nie było. Uważam więc, że ten bieg się ułożył dla mnie szczęśliwie – relacjonował Olszewski.
Podkreślał wysoki poziom organizacyjny imprezy. – Ten półmaraton to przykład dla wszystkich lokalnych półmaratonów jak się należy rozwijać. Gdy byłem tu w 2012 roku, to był to taki mały bieg, z jakimś małym biurem zawodów i toaletą. Była to dobrze zrobiona, ale mała impreza. W tym roku wszystko przygotowano perfekcyjnie: biuro, parkingi, przenośne toalety, których było więcej niż na części dużych półmaratonów w kraju. Samo przygotowanie trasy również był „ekstra”. Widać, że organizatorzy się uczą i z roku na rok gonią swój ogon.
Tuż za podium uplasował się Tomasz Walerowicz. Dla tego zawodnika był to dopiero trzeci półmaraton w życiu. Uzyskane miejsce i czas uznał za duży sukces. – Jestem bardzo zadowolony. Ja dopiero rok temu zacząłem biegać. Chciałem schudnąć, czułem się źle, trochę serce mnie kuło, a w moim życiu było za dużo pracy biurowej. Udało się zrzucić 20 kilogramów, a do tego widzę w swoim bieganiu i wynikach spory progres – opowaidał na mecie.
Jak wspominał, wszystko zaczęło się od biegu na 10 km. – W grudniu ubiegłego roku pokonałem swój pierwszy półmaraton w czasie 1:16:48 (Półmaraton Mikołajów, 7. miejsce – przyp red.). Ostatnio w maju pobiegłem Półmaraton Kurpiowski w czasie 1:14:20 (6. miejsce). Można więc powiedzieć, że co start to rekord – cieszył się Walerowicz. – Starałem się jeszcze dogonić Bartka. Jednak na 15. kilometrze złapała mnie kolka i musiałem odpuścić walkę, skupić się na sobie. Trasa była bardzo dobra. Warunki idealne bo deszcz bardziej pomagał. Doskonale chłodził organizm, praktycznie nie chciało się pić – relacjonował.
Wśród kobiet zwyciężyła Kenijka Agnes Chebet z czasem 1:15:38, który dał jej jednocześnie wysoką szóstą lokatę w klasyfikacji generalnej. Według przedbiegowych zapowiedzi, druga miała zafiniszować jej rodaczka Consalater Chemtai Yadda, jednak wszystkie próby podzielenia podium pokrzyżowała zawodniczka AZS UWM Olsztyn Aleksandra Lisowska. Sama zawodniczka była wręcz zszokowana swoim dobrym występem.
– Biegło mi się rewelacyjnie. Pierwsze dziesięć kilometrów było bardzo szybkie. Biegłyśmy po 3:30 min/km. Myślałam, że przyjdzie kryzys i pewnie odpadnę w dalszej części. Jednak chciałam spróbować. Mój wynik jest niesamowity, bo planowałam z wolniejszy bieg. Udało mi się zrobić super czas. Nastawiałam się na trzecią pozycję, byłam w szoku gdy udało mi się wyprzedzić jedną Kenijkę. Widziałam, że ta pierwsza jest nieosiągalna, coraz bardziej przyspieszała – opowiadała Lisowska.
Pełne wyniki znajdziecie w naszym KALENDARZU IMPREZ.
W przyszłym roku organizatorzy chcą przekroczyć pułap tysiąca uczestników. Po tegorocznych zawodach jesteśmy niemal pewni, że tak się stanie.
RZ