Rekord trasy Biegu 7 Dolin na 34 km wciąż należy do Kamila Leśniaka, choć start w 2015 roku potraktował treningowo. – Ale ze zwycięstwa cieszyłem się bardzo – podkreśla.
Pokonanie 34 km z dwoma mocnymi podbiegami na Wierchomlę i Runek zajęło Leśniakowi 2 godziny 51 minut i 12 sekund. Rok temu Paweł Belcik był wolniejszy o zaledwie siedem sekund! Leśniak to jednak bardziej biegacz ultra – ma za sobą np. 170-kilometrowy Ultra Trail Tour du Mont Blanc. Dwa lat temu przebiegł go w niespełna 27 godzin. Dwa tygodnie późnej przyjechał właśnie do Krynicy. W 2011 i 2013 roku ukończył Bieg 7 Dolin na 100 km.
Jak przyznaje 34 km w Krynicy były dla niego mocniejszym treningiem. Uważa, że ten dystans jest dobry dla osób, które chcą rozpocząć biegi górskie, a w perspektywie myślą o ultra. - Polecałbym osobom, które mają doświadczenia takie jak półmaraton, może nawet maraton. Podejścia w B7D mogą bowiem zaskoczyć. Można zasmakować kilkugodzinnego wysiłku w górach – podkreśla Kamil Leśniak.
W 2015 roku ten dystans ukończyło prawie 500 biegaczy. Do 8. edycji PKO Festiwalu Biegowego zapisało się ponad tysiąc osób, a około 700 opłaciło start. - To rzeczywiście sporo jak na bieg górski. Ze swojego przykładu mogę powiedzieć, że ludzi ciągnie w góry. Biegi ultra są wyzwaniem, przełamywaniem kolejnych barier – twierdzi biegacz z Torunia. - 34 km jest dobrym sprawdzianem pod biegi ultra. Może dlatego tak dużo osób się zapisało. Jestem tym trochę zszokowany.
W 2015 roku Leśniak był gościem Festiwalu Biegowego. Prowadził prelekcję o biegach ultra. Wspomina, że bieg na 34 km był bardzo szybki. – Ten dystans zachęca do startu ludzi z biegów ulicznych. Nie mają doświadczenia w górach, ale dużo i szybko biegają po płaskim. Zwłaszcza początek był więc bardzo szybki – opowiada Leśniak. – Byłem w grupie 5, 6 biegaczy. Tyle że w górach trzeba biegać trochę inaczej. Ja jako jedyny z nich próbowałem trzymać tempo i najmniej zwalniałem. Jak się zbyt mocno zacznie, to potem to się odbije. Mięśnie się zakwaszą i trudno będzie z tym zmęczeniem sobie dalej poradzić.
Leśniak zapamiętał podbieg pod Wierchomlę. Na stoku narciarskim nie jest łatwo. - Starałem się trzymać krótki krok biegowy. Może momentami byłem wolniejszy od maszerujących, ale chciałem pozostać w rytmie – tłumacz Leśniak.- Ci z biegów ulicznych zrywali się i przed wierzchołkiem za to zapłacili. Najpierw biegli, a potem maszerowali i cierpieli. Potem pod kolejną górę już nie dali rady podbiec, choć jest dużo łagodniejsza.
Choć jak przyznał, był to bieg treningowy, to… - … na mecie oczywiście były emocje. Mimo że biegłem treningowo, to jednak rywalizowałem. Radość ze zwycięstwa oczywiście więc była – zapewnia Kamil Leśniak.