Do trzech razy sztuka? Wielki pech Dariusza Strychalskiego na Głównym Szlaku Beskidzkim

Znowu się nie udało! Dariusza Strychalskiego prześladuje na Głównym Szlaku Beskidzkim prawdziwy pech. Drugie podejście do przebiegnięcia ponad 500 km z czerwonym szlakiem z Ustronia do Wołosatego zakończyło się w Cisnej, po przedostatnim dniu wyzwania... – Dokończę to! – zapowiada jednak.

Ponad miesiąc temu, Strychalski podjął się dużego wyzwania sportowo-charytatywnego. Chciał za jednym zamachem pokonać Główny Szlak Sudecki i Główny Szlak Beskidzki, czyli przebiec 950 km ze Świeradowa-Zdroju do Wołosatego. Bieg dedykował 7-letniej Lence Bęben, cierpiącą na rzadką chorobę autoimmunologiczną objawiającą się m.in. ostrą niewydolnością płuc. Pieniądze na jej leczenie i rehabilitację zbiera na konto Fundacji Darka Strychalskiego Zwycięzca.

W czerwcu udało się zrobić połowę i dobiec do Prudnika, gdzie kończy się Główny Szlak Sudecki. Wykonanie drugiej części zadania uniemożliwiły stopy zmasakrowane w deszczu i strumieniach.

Darek obiecał, że zaraz po wyleczeniu ran wróci na czerwony szlak i przebiegnie Beskidy. Słowa dotrzymał! 5 lipca wyruszył czerwonym szlakiem z Ustronia. Szło znakomicie, z dnia na dzień osiągnięcie celu było na wyciągnięcie ręki. Przedostatni odcinek zakładał pokonanie 75 kilometrów z Iwonicza-Zdroju w Beskidzie Niskim do bieszczadzkiej Cisnej.

– To się stało trochę po godzinie 20, było jeszcze w miarę widno. Minąłem już Komańczę i skierowałem się do Cisnej. Na łagodnym zbiegu w lesie potknąłem się o jakiś korzeń i wywaliłem się – opowiedział nam Darek Strychalski o fatalnym zdarzeniu. – Przewróciłem się tak pechowo, że prawym ramieniem boleśnie uderzyłem w kamień. Adrenalina działała, więc wstałem i ruszyłem dalej. Nie miałem zresztą innego wyjścia, musiałem dotrzeć do Cisnej. Biegłem jednak znacznie wolniej, w Bacówce pod Honem byłem po północy.

Rano okazało się, że dalej nic z tego nie będzie. – Noc przespałem, ale jak się obudziłem, ból ramienia był ogromny. Przygotowałem plecak, wziąłem proszek przeciwbólowy i myślałem, że jak przejdzie to pobiegnę dalej. Ale lek nie pomógł. Bolało coraz bardziej – mówi niepełnosprawny biegacz z podbiałostockich Łap.

Strychalski podjął więc trudną, bolesną jak kontuzja ramienia, decyzję. – Gdy minęło południe, sprawdziłem rozkład jazdy autobusów i o 18 opuściłem Cisną. Rano byłem w domu i od razu pojechałem do Białegostoku na prześwietlenie. Wykazało złamany obojczyk.

Zalecenie lekarza: 4 tygodnie przerwy. Na szczęście obojczyk nie poszedł w gips, jest tylko unieruchomiony szyną i obandażowany. – Dzisiaj (poniedziałek - red.) byłem już normalnie w pracy, nie chciałem iść na zwolnienie. Zajęcie mam w dużej mierze siedzące, a ciężarki, jak od czasu do czasu trzeba, przenoszę lewą ręką – mówi Darek, który pracuje w Łapach w klubie fitness.

Głównemu Szlakowi Beskidzkiemu nie chce odpuścić. – Jak się wyleczę dokończę moje wyzwanie i zrobię #BiegiemDlaLenki brakujący odcinek z Cisnej do Wołosatego. Zostało mi jeszcze 65 km – zapowiada 44-letni ultras i dodaje: – Mam na ten rok zaplanowanych jeszcze kilka startów, m.in. maraton w Berlinie i wierzę, że zdrowie pozwoli spełnić wszystkie cele – mówi z nadzieją Dariusz Strychalski.

Trzymamy kciuki, Darku! Policzysz się z GSB!

Piotr Falkowski

zdj. facebook Fundacja Darka Strychalskiego Zwycięzca