To był przykład walki… do upadłego. Nie tylko dla siebie, ale dla całej drużyny. Młoda Japonka, startująca w sztafecie maratońskiej, ostatnie metry pokonywała idąc, a raczej czołgając się na krwawiących kolanach. Czekająca na swoją kolej koleżanka przecierała łzawiące oczy.
Dramatyczna scena rozegrała się w miniony weekend w Fukuoce, podczas zawodów Princess Ekiden. Zawody były kwalifikacją do mistrzostw kraju kobiet. Wydarzenie przyciągnęło tłumy kibiców nie tylko na trasę, ale i przed telewizory. Sztafety maratońskie są bowiem w Japonii bardzo popularne.
Dla 19-letniej Rei Lidy ostatnie 200 m pokonane na krwawiących kolanach były zapewne najdłuższymi w życiu. Zawodniczka poświęciła wiele, by tylko przekazać szarfę koleżance. Gdyby ktoś udzielił jej pomocy, cała drużyna zostałaby zdyskwalifikowana.
Zawodniczka walczyła więc, choć jej trener chciał to przerwać. Metr po metrze, zaciskając pięści z bólu, zmierzała do strefy zmian. Asystowali jej sędziowie, którzy odliczali, jak wiele jeszcze zostało. Gdyby to był boks, odliczyliby pewnie do 10 i byłby koniec. Tak się jednak nie stało.
Po biegu trener drużyny Iwatani Sangyo oświadczył, że gdy tylko zobaczył jak jego zawodniczka doznała kontuzji, powiedział organizatorom, że chce wycofać ekipę. Ci jednak ponoć zbyt późno przekazali informację sędziom. Gdy dostali zgłoszenie, Japonce pozostało już tylko 20 m. Organizatorzy stwierdzili też, że sędziowie i tak nie mogli jej powstrzymać ze względu na chęć kontynuowania wyścigu. W przyszłości mają jednak poprawić kontakt z arbitrami.
To oczywiście nie pierwszy przypadek w historii, gdy oglądamy biegaczy i biegaczki w podobny sposób kończących zawody. W 2015 roku w Austin Kenijka Hyvon Ngetich prowadziła w maratonie, ale tak opadła z sił, że również musiała kończyć rywalizację na kolanach. A właściwie nie musiała, tylko chciała. Zawodniczka odmówiła przyjęcia pomocy, mimo że ruszyli do niej medycy. Ostatecznie zajęła 3. miejsce.
Podobne sytuacje sprawiają, że do japońskich mediów wróciły rozważania o tym, kiedy ogromny hart ducha można pomylić z narażeniem zdrowia. Według przepisów IAAF „zawodnik powinien wycofać się natychmiast z udziału w zawodach, jeśli taką decyzję podejmie delegat medyczny lub lekarz zawodów, który jest członkiem oficjalnego zespołu medycznego zawodów (...)”.
W przypadku biegów ulicznych zapis ten wydaje się jednak martwy. Górę bierze sportowa ambicja, a organizatorzy boją się kogoś „zdjąć” z trasy na 200-300 m przed metą. Wspomniana Kenijka Ngetich, w dowód uznania za dzielną postawę, otrzymała nagrodę jak za drugą lokatę.
Jak informują media, Rei Lida ma złamaną nogę i będzie potrzebowała czterech miesięcy, żeby wrócić do zdrowia. Nie wiadomo, które z odniesionych urazów powstały na skutek ofiarnego finiszu.
Dodajmy, że na swojej zmianie biegaczka miała do pokonania 3,6 km.
RZ