Gatlin znów ma kłopoty z dopingiem

Gdy w sierpniu stanął na starcie lekkoatletycznych MŚ w biegu na 100 m, został wybuczany przez kibiców. Ci dali wyraz swojemu niezadowoleniu, że biegacz przyłapany na dopingu już dwukrotnie - w 2001 i 2006 r. - nie został zdyskwalifikowany dożywotnio. Sytuację na stadionie uspokoił wtedy Usain Bolt, który pokazał, że mimo zarzutów, przyjaźni się Justinem Gatlinem. Chwilę później to właśnie Gatlin został mistrzem świata, a na konferencji prasowej przepraszał za grzechy młodości, zapewniając, że jest już innym człowiekiem.

Od dwóch dni Justin Gatlin znowu jest w centrum afery dopingowej, chociaż na razie nie wiadomo czy był zaangażowany w proceder, a jeśli tak, to w jakim stopniu. Wszystko za sprawą dziennikarzy The Telegraph, którzy przeprowadzili brawurowe śledztwo na obozie treningowym zawodnika na Florydzie.

Jeden z dziennikarzy, podając się za filmowca, namówił Dennisa Mitchella - trenera Gatlina i Roberta Wagnera - jego managera, na rozmowę o dostarczeniu środków dopingowych na potrzeby filmu. Rozmowa dotyczyła zakazanego wspomagania w ogóle, ale także konkretnej drogi zdobywania anabolików przy pomocy zagranicznych lekarzy i fałszywych recept. W kontekście używania środków przepisanych w ten właśnie sposób, padło także nazwisko Gatlina.

Wprawdzie nie wiadomo, na ile dotyczy to obecnej sytuacji sprintera, a na ile było stwierdzeniem faktu, że takie substancje brał, niemniej śledztwo ruszyło. Gatlin zwolnił trenera i managera, a w oświadczeniu napisał, że nie bierze takich środków i zamierza podjąć kroki prawne.

Manager Gatlina tłumaczy, że cała sprawa była żartem wymierzonym na oszukanie filmowca. Potwierdził również, że jego podopieczny jest obecnie „czysty”. Śledztwo USADA pokaże, kto mówi prawdę.

IB