Gdy amatorskie biegi są lennikami lekkoatletycznej centrali

W czasie, gdy w naszym kraju toczy się gorąca dyskusja nt. zaangażowania Polskiego Związku Lekkiej Atletyki w amatorskie biegi uliczne i ew. uzyskiwania z tego tytułu profitów, za naszą zachodnią granicą codziennością są opłaty wnoszone przez organizatorów takich imprez na rzecz lekkoatletycznej centrali. Opłaty te w znakomitej większości finansują sami zawodnicy, jakkolwiek wiedza o tym na co pożytkowane są ich pieniądze jest ogólnodostępna, a sama centrala od 50 lat wspiera organizatorów i biegaczy.

W Niemczech, bo o tym kraju mowa, organizuje się rokrocznie ok. 3500 biegów ulicznych i imprez biegowych. Podstawową formą ich organizacji są tzw. Volksläuf i Strassenlauf, czyli biegi masowe, otwarte dla wszystkich chętnych, mające oczywiście swoje regulaminy i obostrzenia, np. wiekowe. Organizuje się też biegi dla członków klubów sportowych, pracowników firm. Wszystkie mają różne formuły, nie odbiegające od tego, co znamy z rodzimego podwórka – są więc biegi dzieci, biegi rodzinne, biegi główne. Chipy są tu wypożyczane (często za opłatą lub kaucją) przez zawodników, można też wystartować z własnym chipem. Pierwszy oficjalny Volkslauf zorganizowano w Niemczech dokładnie pół wieku temu – 1964 roku i od tego też roku prowadzone są oficjalne statystyki biegów amatorskich w Niemczech.

Organizatorami biegów Niemczech są zwykle kluby sportowe i stowarzyszenia, zrzeszone najczęściej w Niemieckim Związku Lekkiej Atletyki (Deutche Leichatletik Verband DLV). Związek – wg informacji zawartych na jego stronie internetowej - ma oficjalnie 850 000 członków, którzy reprezentują 7 753 kluby i stowarzyszenia.

DLV promuje na co dzień bieganie rekreacyjne i dyscypliny pokrewne (np. nordic walking) poprzez realizowane przez siebie – zwykle z partnerami – liczne akcje i projekty biegowe, marszowe, czy to dla młodzieży szkolnej, amatorów, klubów je zrzeszających, sprawując jednocześnie pieczę nad niemal wszystkimi imprezami rozgrywanymi w tym kraju. Wydawany przez DLV kalendarz imprez obejmuje zdecydowaną większość wydarzeń. Kalendarz dostępny jest przez internet jak również w formie drukowanej w siedzibie związku w Darmstadt, jak również w lokalnych komórkach. Kalendarz można pobrać bezpłatnie.

Federacja firmuje swoimi wizerunkiem także cykl biegów German Road Race, obejmujący obecnie  63 imprezy (zgodnie ze standardami AIMS/IAAF). Cykl obejmuje w większości maratony i półmaratony, a od uczestników nie są wymagane ani ubezpieczenie ani badania lekarskie. Odbierając pakiet startowy zawodnik podpisuje tylko stosowne oświadczenie.

Co jest podstawą działalności DLV? Związek otrzymuje państwową dotację, wydaje licencje członkowskie oraz certyfikaty dla partnerów w swoich projektach. Prowadzi też własny sklep internetowy, w którym można kupić m.in. biegowe podręczniki czy oryginalną koszulkę techniczną lekkoatletycznej reprezentacji kraju (cena – 20 euro, czyli ok 90 zł). Tym, co dla nas jest tu najważniejsze, organizatorzy większości biegów w Niemczech (a także wydarzeń mających charakter lekkoatletyczny) wnoszą opłaty na rzecz DLV od każdego uczestnika swojej imprezy, który dotrze do mety. W tej chwili jest to od 0 do 30 eurocentów (część imprez jest zwolniona z płatności).

Środki na opłatę dla DLV, organizatorzy uzyskują zwykle z opłaty startowej, a więc bezpośrednio od uczestnika. 30 eurocentów to ok 1,30 zł. Pakiety startowe w Niemczech to wydatek od kilkudziesięciu do kilkuset złotych (wpisowe do Berlin Maraton, który stosuje się jednak przede wszystkim do wytycznych IAAF i World Marathon Majors, to obecnie 98 euro, a więc ponad 420 zł).

1,30 zł to niewiele – można by rzec. Już wkrótce może być to jednak ok. 4,30 zł. Pod koniec września niemieckie portale biegowe doniosły, że od 2016 roku lenno organizatorów dla DLV ma wynosić już 1 euro od każdego biegacza w wieku 20 lat i więcej, przekraczającego linię mety. Dla wielu organizatorów biegów w Niemczech to kilkuset procentowa podwyżka. Tę związek argumentuje m.in. chęcią zwiększenia inwestycji w biegi rekreacyjne.

Plany DLV – jak nietrudno się domyślić – wywołały wśród niemieckich biegaczy i organizatorów spore oburzenie. Choć nie tak ogromne jak w plany PZLA w Polsce – w sondażu poczytnego portalu www.marathon4you.de 60% czytelników uznało zaproponowaną kwotę za „za wysoką”, 33% za „do przyjęcia”. A prezydent German Road Races nazwał te działania... wielką szansą na dalszy rozwój biegów masowych w Niemczech.

Jak niemiecki system ma się do biegów amatorskich w Polsce?

Bezsprzecznie związek DLV z biegami w Niemczech zaistniał w świadomości tamtejszych biegaczy amatorów dużo wcześniej niż relacje PZLA z biegami masowymi wśród rodzimych szuraczy. DLV od wielu wielu lat doradza i pomaga organizatorom i biegaczom w zakresie organizacji imprez i samego przygotowania się biegacza do startu, np. w formie broszur. Sama wyznacza też standardy w tym zakresie poprzez np. konferencje metodyczne, których efekty są upowszechniane. Choć może nie tak szeroko, jak można by sobie to wyobrażać.

W Polsce zaś zadaniem PZLA była do tej pory głównie opieka nad sportem profesjonalnym i imprezami mistrzowskimi dla profesjonalistów. Konia z rzędem temu organizatorowi biegów amatorskich czy biegaczowi, który wykorzystywał lub wykorzystuje na co dzień z powodzeniem wiedzę lekkoatletycznej centrali z zakresu organizacji imprez czy treningu. Przykłady takie jak ten z Bydgoszczy, gdzie sędziowie okręgowego ZLA zepsuli ewidentnie amatorską imprezę pokazują, że wsparcie PZLA nie zawsze przynosi zamierzone skutki. Jako bliski obserwator, a często i uczestnik działań biura organizacyjnego PZU Festiwalu Biegowego stwierdzam wprost, że pomijając bezcenne uwagi i wsparcie ze strony p. Andrzeja Puchacza, pełnomocnika PZLA ds. biegów górskich (związek tej osoby z centralą jest raczej wymuszony przez tę drugą stronę dynamicznym rozwojem biegów górskich niż naturalny, PZLA wciąż nie wspiera finansowo kadry biegów górskich) jak i zamierzchłe już kalendarzowo „działaczowanie” dyrektora Festiwalu w PZLA moje koleżanki i koledzy z pokoju obok hodowcami jeszcze nie zostali.

Nie twierdzę przy tym, że system niemiecki to wzór. System, w którym to federacja skupia w swoim ręku całą władzę nad biegami amatorskimi i czerpie z tego powodu korzyści, nie jest najlepszy dla rozwoju amatorskiego biegania. Zdecydowanie nie jest – obecna sytuacja w środowisku biegowym w tym kraju i krytyka podnoszona pod adresem finansowych aspektów działalności DLV potwierdza to, że ta władza sięga w tym aspekcie zbyt daleko. Ale taka a nie inna pozycja związku nie wzięła się znikąd. Nie można pominąć oczywiście zasług samych organizatorów i biegaczy, ale nie byłoby – najprawdopodobniej – tak fantastycznego rozwoju niemieckich biegów, gdyby nie organiczna praca działaczy DLV i konsekwencja w działaniu. Efekty? W premierowym dla biegowych Niemiec 1964 roku pobiegło w tym kraju łącznie 18 000 osób, w 2013 roku już 2 248 241!

I to właśnie różni DLV od PZLA – Niemieccy działacze wraz z klubami najpierw zbudowali od podstaw biegi amatorskie i teraz sukcesywnie rozwijają ten system - pewnie i na tym zarabiając, a swoimi działaniami zyskali legitymację od biegaczy. PZLA zaś od zawsze zajmowała się wyłącznie zawodowcami i robiła to chyba nie do końca po myśli tych ostatnich. Należy zapytać gdzie był PZLA, gdy polscy organizatorzy biegów walczyli o każdego uczestnika maratonu (w 2002 roku w Maratonie Warszawskim pobiegło tylko 307 osób), a gdy przyszła nad Wisłę światowa koniunktura na bieganie, w pocie czoła zabiegali o partnerów i sponsorów by jak najlepiej spożytkować ją dla dobra dyscypliny?

GR