Gediminas Grinius to znakomity ultra biegacz górski z Litwy, bardzo dobrze znany w Polsce. Przez kilka lat, jako żołnierz kontyngentu NATO, mieszkał i pracował w Szczecinie, uczestniczył w wielu polskich biegach.
Dwukrotnie startował w Biegu 7 Dolin na Festiwalu Biegowym w Krynicy: w 2012 r. zajął szóste miejsce, a rok później był drugi, ze świetnym czasem 9:02:50 (przegrał o 5 minut z rekordzista trasy Węgrem Csaba Nemethem). Trenując w naszym kraju wygrał m. in. Transgrancanarię 125 km i Ultra-Trail Mount Fuji 169 km (2015), zajął też drugie miejsce w prestiżowym cyklu UTWT (Ultra-Trail World Tour).
3 lata temu, po zakończeniu wojskowego kontraktu, wrócił na Litwę. To kraj, żartobliwie mówiąc, niezbyt górzysty, ale Gediminasowi nie przeszkodziło to w uzyskiwaniu świetnych wyników. W 2016 roku triumfował w UTWT, zajmując m. in. doskonałe drugie miejsca w Lavaredo Ultra-Trail 122 km i Ultra-Trail du Mont-Blanc 170 km. Rok później wygrał 110-kilometrowy bieg w Turcji – Cappadocia Ultra-Trail.
Żywiołem 40-latka z położonego niedaleko Wilna i Kowna miasteczka Wiłkomierz (Ukmerge) są zatem góry i bardzo długie dystanse. Łatwo zatem wyobrazić sobie zdumienie, w jakie wprawiła nas obecność Gediminasa Griniusa na liście startowej elity… La Verticale de la Tour Eiffel, biegu po schodach na szczyt Wieży Eiffla w Paryżu!
Byliśmy zdziwieni tak bardzo, że rozmowę z Gediminasem zaczęliśmy od pytania, czy to aby na pewno on sam (czy może tylko zbieżność imienia i nazwiska).
– Tak, to ja – odpowiedział rozbawiony Litwin. – Rzeczywiście biegłem na wieżę Eiffla. Biegłem, a raczej… wchodziłem – przyznał ze śmiechem. – To bieg zupełnie nie dla mnie – powiedział już nieco poważniej.
Start w wyścigu na szczyt Wieży Eiffla przydarzył się Griniusowi trochę przypadkowo. – Mieliśmy w Paryżu spotkanie Teamu Vibram, który od kilku lat reprezentuję. To była dobra okazja, żeby spróbować czegoś zupełnie nowego i zabawić się na biegowo. Nigdy do tej pory nie startowałem w rywalizacji na schodach! – opowiada.
Przeżycie było duże. – Wspinaczka na wieżę nie była dla mnie łatwa. W sobotę zrobiłem 18 km, a wcześniej przez 3 tygodnie w ogóle nie biegałem, bo wychodzę z kontuzji. Pomyślałem jednak, że jak jest sposobność, to warto liznąć czegoś nowego w bieganiu. Schody to dla mnie „terra incognita” (ziemia nieznana – red.). Znalazłem się nagle w świecie sportu Usaina Bolta, w którym liczą się przede wszystkim ostry start i szybkość. Ja tych cech za bardzo nie posiadam, ale zawsze fajnie jest stawić czoło nowemu wyzwaniu i sprawdzić się w czymś nieznanym.
Choć na początku rozmowy Litwin stwierdził, że „schody to coś zupełnie nie dla niego”, potem przyznał: – Nawet mi się podobało to bieganie. To całkiem inny sport niż ten, który ja uprawiam. Nie przypadła mi tylko do gustu pogoda: było bardzo zimno i wietrznie, a ja zdecydowanie wolę biegać w cieple, nawet upale. Mój organizm lepiej funkcjonuje w takich warunkach.
W stawce ponad 80 zawodników, Gediminas Grinius zajął 27 miejsce, pokonał 1665 stopni w czasie 11:11 min. Do zwycięzcy Piotra Łobodzińskiego, absolutnego mistrza towerrunningu, stracił 3:17, z drugim Polakiem, Mateuszem Marunowskim przegrał o nieco ponad pół minuty.
– Powiem ci jeszcze coś zabawnego – dodał Gediminas Grinius. – Obiecałem mojemu trenerowi, że nie będę zbyt mocno cisnął, że bieg na Wieżę Eiffla będzie zabawą. Ale okazało się, że po 5 minutach staje się nieważnym, czy mocno biegniesz, czy spokojnie, wolno idziesz. Wtedy już mocno cierpisz i nie ma miejsca na radość. Musisz przekroczyć swoje granice, wyjść ze strefy komfortu. I pojawia się paradoks: masz dość, idziesz coraz wolniej, a jednocześnie uświadamiasz sobie, że musisz cisnąć jak najmocniej, żeby jak najszybciej dotrzeć na szczyt i żeby skończyło się już to cierpienie, to straszne uczucie palenia w łydkach i płucach – opowiadał ze śmiechem. – Bardzo chciałbym kiedyś powtórzyć taki towerrunning – przyznał jednak Litwin.
A kiedy lubianego i cenionego przez polskich biegaczy Litwina ponownie zobaczymy na trasie jakiegoś biegu w naszym kraju? – Mój kalendarz biegowy jest zawsze ułożony na 2 lata do przodu. Wiem zatem, gdzie wystartuję w 2019 i 2020 roku. Nie ma w tych planach głównego startu w żadnym z polskich biegów. Myślę jednak często o Chudym Wawrzyńcu i Biegu 7 Dolin, bo to moje ulubione imprezy w Polsce. Jeśli więc w moim kalendarzu, także zawodowym, znajdzie się w terminie tych imprez jakieś wolne miejsce, to chętnie wpadnę do Krynicy na Festiwal Biegowy – powiedział na zakończenie Gediminas Grinius.
Piotr Falkowski
zdj. La Verticale de la Tour Eiffel