Biegi transgraniczne wzbudzają zainteresowanie. Bo to zawsze coś nowego i ciekawego, pobiec podczas jednego maratonu albo nawet dyszki przez terytorium dwóch państw. A gdyby pobiec przez trzy? To całkiem proste! Wystarczy wystartować w Goral Marathonie na Trójstyku, czyli miejscu, gdzie zbiegają się granice Polski, Czech i Słowacji. Tuż obok polskiej Jaworzynki…
Goral jest inny od typowych maratonów. Nie tylko dlatego, że start odbywa się na górskiej łące, na mecie gra góralska kapela a zwycięzcom fanfary wygrywa góralska trombita. Tutaj nawet maraton to… nie maraton a ultra. Pełny Goral liczy 50 km a „półmaraton” 26 km (choć uczestnicy twierdzą, że zegarki pokazały 24 km).
Imprezie biegowej towarzyszy międzynarodowy Goral Fest, który trwa już od wczoraj. Nic więc dziwnego, że na Trojmedzie przyjechało bardzo wielu turystów, nie tylko tych związanych z bieganiem. Mogą tutaj posłuchać góralskich kapel, odwiedzić kiermasz rękodzieła, skosztować miejscowego jedzenia, zobaczyć przemarsz górali z trzech krajów i, oczywiście, pokibicować biegaczom. Ci ostatni przyjechali nie tylko z trzech państw współorganizujących bieg, ale także z Austrii czy Niemiec. To znak, że Goral Marathon cieszy się coraz większą renomą.
Bardzo wiele osób zdecydowało się na start w ostatniej chwili. Na stronie firmy mierzącej czas jeszcze dzień wcześniej było zgłoszonych 55 uczestników półmaratonu. Dzisiaj wystartowało… 126. Podobnie było w minimaratonie, który tutaj ma 6 km i dzieli się na kategorię biegową i nordic walking. Zapisy przyjmowano właściwie do ostatnich minut przed startem.
Fakt ten z pewnością przyczynił się do późniejszego zamieszania podczas ogłoszenia wyników, kiedy okazało się, że kilka osób „przeskoczyło” do innej kategorii wiekowej i, co gorsza, zostało w niej wezwanych na podium. Sama dekoracja została opóźniona o 1,5 godziny a i tak przerwano ją, by wyjaśnić pomyłki…
– Było fajnie. Przede wszystkim to piękne miejsce, wspaniałe góry, nasze wspólne Beskidy – podsumował po biegu Piotr Orian, który pokonał dystans „półmaratonu”. – Trasa dobrze oznakowana, wystarczająca liczba osób. Fajne jest to, że wystartowali też rowerzyści, przyjechali zawodnicy nordic walking, biegacze górscy i nie tylko. Widać rejestracje z różnych państw, różnych stron Polski.
Faktycznie, wśród polskich biegaczy byli przedstawiciele Śląska, Wielkopolski a nawet Pomorza! Wielu skorzystało z okazji do startu spędzając urlop w Beskidzie Śląskim.
– Trasa mieszana, większość asfaltu. Ale widokowo było pięknie! Miejscami biegło się z widokiem na całą okolicę – zachwycał się Piotr Orian. – Warunki były trochę ekstremalne, bo taka temperatura dla dłuższego biegu jest trudna. Do 15. kilometra było trochę cienia, ale później już patelnia.
Mimo wielu ogromnych plusów, są też niedociągnięcia: – Mamy zastrzeżenia do biegów dziecięcych, które miały być o 9:00 a ostatecznie odbyły się w południe. Klasyfikacja dzieci małych i dużych razem też jest dziwna, regulamin był inny… A teraz problemy z dekoracją zwycięzców, mamy już ponad godzinę opóźnienia.
Organizator przepraszał za niedociągnięcia, tłumacząc, że nie popełnia błędów tylko ten, kto nic nie robi. Trudno się nie zgodzić. Bo takie czy inne potknięcia giną w ogromie dobrej roboty, którą tutaj wykonano. A wszystko i tak przyćmiewa niesamowita atmosfera biegu, podczas którego czy się biegnie polską, czy czeską albo słowacką stroną granicy, wszędzie można liczyć na wyrazy wsparcia i oklaski. Wyraźnie czuć jedność, wśród mieszkańców regionu Trójstyku i wśród międzynarodowej grupy biegaczy.
KM