"Góry dla szybkości w płaskim ultra". Dominika Stelmach wraca do sprawdzonych rzeczy i... jest do wzięcia. Ambitne plany na 2020 rok

Comrades Marathon w pierwszej i Mistrzostwa Świata na 100 km w drugiej połowie roku – to najważniejsze starty w 2020 roku Dominiki Stelmach. Czołowa polska biegaczka przygotowala swój wstępny kalendarz, który doskonale znany w Polsce słynny litewski biegacz Gediminas Grinius skomentował krótkim: „Looks very ambitious”.

Rzeczywiście, plany 37-letniej zawodniczki z Warszawy „wyglądają bardzo ambitnie”, a jak to zwykle u niej – są w nich biegi najróżniejszego typu. W rozmowie z nami biegaczka twierdzi jednak, że ma jasno ustalone priorytety, a urozmaicone bieganie ma służyć sukcesom w asfaltowych biegach ultra.

– Comrades 90 km w RPA to najbardziej prestiżowy i najbardziej „kasowy” ultramaraton na świecie, w którym można zarobić duże pieniądze, co jest - nie ukrywam - bardzo ważne. Startowałam w tym roku, ale byłam chora i zajęłam piąte miejsce. W przyszłym roku moim celem jest top 3, czyli ścisłe podium – zdradza Dominika.

– Z kolei „setka” to jedyny płaski dystans ultra, na którym są notowane oficjalne rekordy świata czy Europy. Na mistrzostwach świata w Holandii moim celem jest przede wszystkim rekord Europy (Tatiana Żirkowa z Rosji 7:10:32 w 2004 r. - red.). Rekord świata Japonki Tomoe Abe (6:33:11 z 2000 r. - red.) to wynik z kosmosu, jest na poziomie bardzo starego rekordu Polski mężczyzn (6:22:33 Jarosław Janicki w 1995 r. - red.)!

Rekord świata to rzeczywiście wynik z innej galaktyki, jedyny na światowej liście wszech czasów poniżej 7 godzin. Drugi rezultat w historii to 7:00:28 innej biegaczki z Japonii Norimi Sakurai. Wynik zbliżony do wyczynu Tomoe Abe to marzenie Dominiki Stelmach. – W tym tempie (3:57-3:58/km) przebiegłam 68 km na Wings for Life. Lubię szybkie bieganie w drugim zakresie i... będę w to celować!

Kalendarz startów Dominiki Stelmach w sezonie 2020 jest, jak zwykle u niej, bardzo urozmaicony. Zawodniczka twierdzi jednak, że nie będzie to kolejny rok „łapania wszystkich srok za ogon”.

– Zdecydowanym priorytetem będzie to, co wychodzi mi najlepiej, czyli szybkie ultra asfaltowe do 100 km. W górach będę robiła siłę. Nie planuję jeszcze być tam strasznie mocną i walczyć o sukcesy, ale poprzednie lata pokazały, że startowanie w górach zawsze wpływały pozytywnie na moje wyniki na ulicy. Wypracowana siła poprawiała moją szybkość. Chcę się więc w górach pokazać i zaistnieć w okolicach czołowej „dziesiątki”, ale najważniejszy będzie asfalt i mistrzostwa świata na 100 km, bo na płaskiej trasie w Holandii mogę skutecznie powalczyć – twierdzi.

Początek maja to w kalendarzu Dominiki Stelmach start w Wings for Life. To już tradycja, tym razem zawodniczka będzie walczyła o zwycięstwo w Australii. – Wygrałam WfL już pięć razy, mam w nagrodę kolejną fajną wycieczkę, tym razem na Antypody, więc... dlaczego mam nie pojechać? Ale nie jest to na pewno bardzo ważny element w moim przyszłorocznym planie.

Kalendarz Dominiki Stelmach zawiera krótkie biegi uliczne, uliczny maraton, asfaltowe ultra, biegi terenowe i górskie na tzw. długim dystansie i ultra, skyrunning w Tatrach i Dolomitach, bieg po schodach na wieżę Eiffla, mistrzostwa Polski i świata oraz prestiżowe cykle Golden Trail World Series i Ultra-Trail World Tour... Można by zażartować, że brak tylko startów na bieżni.

– Wszystko jest jednak "z głową", sensownie poukładane – twierdzi zawodniczka i tłumaczy: – Zaczynam rok od krótszych, szybkich startów: ulicznych jak Bieg Chomiczówki i przełajowych jak Ultra Kamieńsk czy cykl City Trail, bo początek sezonu podporządkowuję płaskiemu maratonowi. W kwietniu wystartuję chyba w Dębnie. W grę wchodzą też Łódź i Kraków, a może... Two Oceans Marathon w RPA?

– Nie podjęłam jeszcze decyzji, ale najbardziej pasuje mi termin maratonu w Dębnie: pierwsza niedziela miesiąca. Miałabym wtedy 3 tygodnie do górskich MP na Wielkiej Prehybie. Plan na maraton to poprawienie rekordu życiowego 2:37:09. Nie nastawiam się już jednak, jak w tym roku, na 2:29, tylko myślę realnie o 2:34-2:35 – deklaruje zawodniczka.

– Nadal będę kontynuowała współpracę z trenerem Mariuszem Giżyńskim, bo zwłaszcza w kontekście maratonu okazała się dla mnie bardzo cenna. Liczę też na jego wsparcie w przygotowaniu do Comrades Marathonu. Kilka lat temu szkoleniowcem Mariusza był Leonid Szwiecow, który dwa razy (2007-08) wygrał bieg w RPA i to zarówno w dół, jak i w górę, jest też rekordzistą trasy pod górę. Zdradzę też po cichutku, że Mariusz Giżyński obiecał mi start w Comrades w 2021 roku... – uśmiecha się Dominika Stelmach.

– Taki start sezonu ma sens: mam szybkość i nie chcę jej tracić, a jeśli chcę budować swój drugi zakres na ultra i bieganie w granicach 3:50-4:00/km to trening maratoński dobrze temu zrobi. Dołożę znowu do niego rower i spinning, które na ostatnie pół roku zarzuciłam, a trenować będę głównie w Polsce, bo Kenia w tamtym roku mi się nie sprawdziła. Jedynie w lutym będę przez 10 dni w RPA, bo prowadzę tam obóz. Po powrocie pobiegnę TUT (Trójmiejski Ultra Track) na 68 km. Przez 3 lata, gdy startowałam w TUT, poprawiałam życiówkę w maratonie. W tym roku w Gdańsku nie pobiegłam i... rekordu życiowego nie było – śmieje się. – Krótko mówiąc: wracam do sprawdzonych wcześniej rozwiązań!

W planie Dominiki Stelmach ponownie pojawia się „liga mistrzów” w biegach górskich, czyli cykl Golden Trail World Series. Miała w nim uczestniczyć już w tym roku, ale marząc o kwalifikacji olimpijskiej w maratonie szybko zrezygnowała. - Z trzech wybranych biegów najbardziej zależy mi na Sierre-Zinal. Fajnie byłoby wejść do czołowej dziesiątki, ale jeśli się nawet nie uda, to ważne będzie poznanie tras, by powalczyć w cyklu na poważniej w kolejnym sezonie, gdy skupię się na górach.

W kalendarzu Dominiki Stelmach jest też wyjazd do Chamonix i start w 102-kilometrowym CCC. – Wyjazd pod Mont-Blanc stoi na razie pod dużym znakiem zapytania. Wszystko będzie zależało od MŚ na „setkę”, które są 2 tygodnie później. One są dla mnie najważniejsze i jeśli będę czuła, że CCC wpłynie na moją dyspozycję w Holandii, Alpy odpuszczę – deklaruje biegaczka, choć nie ukrywa, że bardzo chciałaby wreszcie ukończyć jeden z biegów UTMB. – Ciężko jednak zrobić wszystko, a jeśli będę musiała wybrać, wybiorę oczywiście MŚ.

A na koniec sezonu przyjdzie pora na przyjemność, którą dla Dominiki Stelmach będzie wyjazd na bieg cyklu UTWT w tureckiej Kapadocji. – To już koniec sezonu, forma będzie wybrzmiewała, ale tam jest bardzo pięknie. Cieszę się także na bieg skyrunningowy w Dolomitach oraz Sierre-Zinal w szwajcarskich Alpach. Na pewno sprawią mi ogromną frajdę, bo są głównie pod górkę – śmieje się zawodniczka, która zawsze podkreśla, że uwielbia biegać pod górę i jest w tym mocna, za to zbiegi to jej „pięta achillesowa”.

Dominika Stelmach ma plany bardzo ambitne. Nie ukrywa, że część z nich jest uzależniona od sponsorów i kwestii finansowych, bo kilkanaście miesięcy temu, marząc o wywalczeniu awansu na igrzyska olimpijskie w Tokio, zrezygnowała z pracy i przeszła na biegowe „zawodowstwo”. Teraz mówi: – Jestem do wzięcia! Startuję, chyba z powodzeniem, w górach, a nie reprezentuję żadnego teamu i nigdy w żadnej grupie nie biegałam, więc... nie jestem zdesperowana, ale gdyby ktoś mnie chciał, jestem otwarta na rozmowy. Sponsorów nigdy dosyć, bo pomysły na kolejne lata mam ciekawe, a wiele zależy od sponsorów i pieniędzy. Nigdy nie ma pewności, czy w biegach z wysokimi nagrodami uda się pobiec tak, by dobrze zarobić – kończy Dominika Stelmach.

Piotr Falkowski