GP Gdyni w Biegach Górskich z dwoma zwycięzcami na finał [ZDJĘCIA]


Górska trasa wiodąca leśnymi ścieżkami gdyńskiej dzielnicy Pustki Cisowskie oraz piękna, słoneczna pogoda. W takich warunkach został rozegrany ostatni, piąty etap Grand Prix Biegów Górskich w Gdyni. Dla uczestników startujących na dystansie 5 lub 10 km była to już ostatnia szansa, by poprawić wynik i spróbować zająć miejsce na podium przynajmniej w swojej kategorii.

Z takim zamiarem do biegu na dystansie 5 km podszedł Daniel Tatrocki.

- To mój piąty bieg w tej serii i myślę, że będzie dobrze. Na razie, po czterech startach jestem na pierwszym miejscu w swojej kategorii i myślę, że jest szansa, by dzisiaj dobiec na dobrej pozycji - powiedział nam Daniel, którego intuicja nie zawiodła. Do mety dobiegł na drugiej pozycji ustępując jedynie Łukaszowi Keslinke (21:49).

Nie wszyscy jednak walczyli o zwycięstwo. Dla Julii Kończyk, bieg był okazją, by po wakacjach wrócić do regularnych treningów.

- Raczej nie poprawię swojego wyniku, bo nie trenowałam. Nie było czasu. Wakacje przeszkodziły w bieganiu. Teraz będę wracać do formy po wakacjach - powiedziała nam przed startem Julia, która bieg ukończyła w zaplanowanym przez siebie czasie 43:36.

Ta sztuka nie udała się Rafałowi Lipowi, który mimo, że z czasem 24:54 zajął 11. miejsce, był swoim startem rozczarowany.

- Bywało lepiej, ale moim głównym problemem jest cukrzyca i to od wahań cukru zależy, jak ułoży mi się bieg. Dzisiaj poziom cukru był zbyt wysoki, a mięśnie zakwaszone. Nie udało mi się poprawić wyniku z poprzedniego biegu- mówił rozczarowany Rafał, który już planował kolejny start w rewanżu.

Bieg nie ułożył się również Monice Okrój.

- Mój najgorszy w życiu czas. Kiepski dzień. Jeszcze kilka dni temu biegło mi się znakomicie, a dzisiaj, tuż po starcie było coraz gorzej. Zbiegając z ostatniej górki, niefortunnie postawiłam nogę i wygląda na to, że ją skręciłam - mówiła nam Monika w drodze do punktu medycznego.

Na dystansie 10 km faworyt był tylko jeden, ale zwycięzców dwóch. Zwycięzca trzech biegów w edycji 2014 r. i rekordzista trasy Robert Sadowski miał przerwę w bieganiu, ale na starcie w Pustkach pojawił się w doskonałej formie, a rywale zadbali, by nie mógł się oszczędzać.

- Tempo dzisiaj było dobre, chociaż jestem po roztrenowaniu i dopiero wracam do biegania. Rafał [Wolak] bieg mocno. Na szczęście nikt nam nie zagrażał. Postawiliśmy potraktować bieg, jak mocny trening i przebiec całą trasę szybkim, równym tempem. Jestem z tego biegu naprawdę zadowolony - mówił pan Robert po przekroczeniu mety z czasem 43:19. Rafał Wolak przybiegł z identycznym czasem i również zajął pierwsze miejsce.

- Warunki były idealne, a my po prostu cieszyliśmy się biegiem, podziwialiśmy widoki, a w międzyczasie rywalizowaliśmy jak zawsze - wyjaśnił Rafał.

Zarówno zwycięzcy jak i pozostali uczestnicy mogli liczyć na gorący doping kibiców. Przydawał się zwłaszcza na długich, wymagających podbiegach. Atmosfera tych zawodów powodowała, że już na mecie pojawiał się żal, że do następnej edycji przyjdzie poczekać do wiosny.

IB