Za uczestnikami Iron Run już piąty bieg. Rano startowali w 64-kilometrowym ultramaratonie. Skutki widać gołym okiem. Coraz trudniej im wstać z krzeseł, kilka schodków do pokonania to już wyzwanie. Niektórzy chodzą na sztywnych nogach, a jednak o 19:00 stawili się na starcie swojego kolejnego biegu i co więcej, trzy kilometry uznali za przyjemność.
- Te trzy kilometry były wielką przyjemnością. Dobrze mi się biegło, w przeciwieństwo do ultramaratonu, na którym się trochę męczyłam, po drodze zgubiłam picie. Długie odcinki biegłam więc bez picia i trochę mnie to wymęczyło - wyjaśniała Patrycja Bereznowska, która jeszcze nie wyrobiła sobie opinii, czy takie są dla niej.
- Myślę, że odpowiedź na to pytanie przyniesie dopiero maraton - dodała zawodniczka, którą na razie zakwasy omijają.
Trzy kilometry nie były również wyzwaniem dla Wojciecha Jagiejczyka.
- Od środy jestem przeziębiony, więc biegnę na limit. Trochę szkoda, bo planowałem powalczyć o jakieś fajniejsze miejsce. Teraz jednak wiem, że pozostaje mi dobra zabawa i oglądanie widoków. Z tego powodu nie mam problemów z zakwasami – mówił krakowianin.
Na ultramaratonie i 3000m dzisiejsze wyzwania się nie kończą. Przez Iron Runnerami jeszcze 5-kilometrowy bieg i to o on może zaważyć na jutrzejszej formie. Nie ze względu na dystans, ale z powodu późnej pory. „Piątkę” biegną o 22:05. Na starcie Koral Maratonu pojawią się już o 8:40.
IB