Jakub Nowak patrzy już tylko w przyszłość. „Dobrze, że nikt nie zaproponował mi amputacji”

  • Festiwal biegowy

Jakub Nowak to tegoroczny brązowy medalista Mistrzostw Polski w biegu przełajowym oraz Mistrz Polski AZS w półmaratonie. Ale te sukcesy były - jak sam przyznaje - jedynie nagrodą pocieszenia. Zawodnik z Warszawy liczył przede wszystkim na udany debiut w maratonie. Niestety z powodu długotrwałej kontuzji plany musiał przenieść na 2015 rok.

Rozmowa Roberta Zakrzewskiego

Jeszcze w styczniu tego roku, tuż po Biegu Chomiczówki rozmawialiśmy o Twoich planach na 2014 rok i starcie w pierwszym maratonie w karierze. Miałeś bardzo ambitny cel - złamanie 2:13:00. Ostatecznie nic z tego nie wyszło...

Tego sezonu, nie licząc końcówki, która był dla mnie dużym zaskoczeniem, nie mogę zaliczyć do udanych. Wszystko zaczęło się obiecująco. Pomimo zimowych warunków, bez problemu zwyciężyłem w Biegu Chomiczówki, uzyskując dobry czas (47:32 na 15 km - red). Później spontanicznie podjąłem decyzję, żeby na własny koszt przygotowywać się do sezonu w Portugalii. Udało się załatwić dobre warunki, aby w marcu zadebiutować w barcelońskim maratonie. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, forma rosła i wszystko zapowiadało się bardzo dobrze.

Kiedy zaczęły się problemy?

Wróciłem do kraju pod koniec lutego i czekały mnie jeszcze trzy dni intensywnych treningów. Ostatniego dnia miałem biegać 4 x 4 km. W przerwie między odcinkami poczułem kłucie w nodze. Udałem się do fizjoterapeuty, który mnie trochę ponastawiał, rozluźnił i tak pojechałem na start do Irlandii na 5 km.

Skusiła mnie bardzo mocna obsada, zawodnicy z Europy i USA. Na miejscu zrobiłem tylko lekki rozruch, a następnego dnia miał się odbyć bieg. Mieliśmy do pokonania pięć okrążeń. Po trzech byłem jeszcze w czołówce, ale dwa ostatnie pozostawiły mnie bez szans na dobry rezultat. Po zakończeniu zawodów nie byłem w stanie ruszać nogą i dojść do hotelu. Czułem taki ból, że nie mogłem spać w nocy. Noga bolała mnie non stop, niezależnie od tego, czy była zgięta czy wyprostowana. Nie znalazłem sposobu, by załagodzić ból. W kraju zacząłem odwiedzać fizjoterapeutów i lekarzy. Straciłem pół roku. Musiałem odwołać start w maratonie...

Jak walczyłeś z kontuzją?

Problem w przypadku mojej kontuzji, czyli urazu pasma biodrowo-piszczelowego polegał na tym, że lekarze i fizjoterapeuci nie potrafili mi powiedzieć jak przeciwdziałać jej objawom. Polecono mi rolować to pasmo, ale niewiele mi to dawało. Po półtora miesiąca od pojawienia się urazu myślałem, że jest już dobrze, więc zacząłem truchtać. Po dwóch tygodniach kontuzja wróciła. Znów zaczęło się kombinowanie jak zaradzić problemowi. Mimo licznych konsultacji nie udało mi się dostać żadnej skutecznej wskazówki. Wziąłem więc nogę „na przetrzymanie”, bo stwierdziłem, że jeśli dam jej czas na regenerację, to ból ustąpi. Faktycznie tak się stało...

Co robiłeś w „wolnym czasie”?

Zacząłem aktywnie… uczęszczać na studia (śmiech). Przy normalnym trybie treningowym jest to trudne i przepadają często zajęcia. Studiuję Technologię Energii Odnawialnej na SGGW. Jest to kierunek, powiedziałbym, dosyć ścisły. Przez kontuzję mogłem więc być na wszystkich zajęciach i wykładach. Włączyłem się też w organizację imprez biegowych, w tym Orlen Warsaw Marathon, podczas której koordynowałem wolontariat. Chciałbym jeszcze raz podziękować wszystkim wolontariuszom, z którymi współpracowałem podczas tej imprezy.

Okres kontuzji minął mi więc pod znakiem zajęć około sportowych niż na treningach zastępczych. Nie chciałem spowodować nawrotu kontuzji.

Żadnej siłowni?

Starałem się rozwijać tylko mięśnie grzbietu, brzucha, ręce. Jeden z fizjoterapeutów powiedział mi to, że cały uraz rozchodzi się od mięśni na wysokości lędźwi i je też należy rozluźniać, a nie obciążać. Jeśli więc zebrać wszystkie diagnozy, jakie zostały mi postawione, to chyba pozostałoby mi leżenie w łóżku (śmiech).

Jeśli jeden z czołowych polskich biegaczy ma problem z uzyskaniem profesjonalnej pomocy w przypadku kontuzji, to co mają powiedzieć amatorzy…

Akurat kontuzja pasma biodrowo-piszczelowego to trudna sprawa, cieżko się leczy ten uraz. Gdy spotykałem się z biegaczami często pytali „a co ty robiłeś na tą dolegliwość?”. Jeden z chłopaków, który bardzo dobrze wypadał w przełajach i zdobył kilka medali Mistrzostw Polski, już od ponad półtora roku nie jest w stanie wznowić treningów z powodu nawracającej kontuzji. Gdy rozmawiamy z sobą dochodzimy do wniosku, że najlepszym i jedynym sposobem na walkę z kontuzją jest rolowanie. To jest nasz jedyny pomysł co mamy z tym robić. U mnie niestety ani lekarze ani fizjoterapeuci nie potrafili wystawić recepty na walkę z urazem. Dobrze chociaż, że nikt nie zaproponował amputacji (śmiech).

Do biegania wróciłeś dopiero w sierpniu. Bardzo brakowało Ci regularnych treningów i zawodów?

Powrót był ciężki, bo do treningów wróciłem mocnym akcentem. Pod koniec sierpnia, razem ze swoim trenerem Markiem Jakubowskim i klubem LŁKS Prefbet Śniadowo Łomża pojechałem do Szklarskiej Poręby. Bardzo mnie tam „nosiło”, bo wszyscy wychodzili na mocne treningi, a ja miałem jedynie rozbiegania. Dostawałem od trenera polecenie pokonania 10 km i wolne popołudnie, podczas gdy chciałem wycisnąć z siebie jak najwięcej podczas tego obozu. Krew mnie zalewała, gdy słyszałem, że mam pójść na basen, zamiast na trening. Po obozie klub poprosił mnie o start podczas ligi na początku września. Byłem bardzo zaskoczony rezultatem tego biegu – 1500m pokonałem w równe cztery minuty. Oczywiście sporo mnie to kosztowało, bo prawie rok nie miałem „kolców” na nogach i założyłem je tylko na start. Zakwasy czułem prawie dwa tygodnie...

Jak teraz wyglądają Twoje treningi?

Nadal polegają na rozbieganiach i drugich zakresach. Jesienią, oprócz biegów ulicznych nie ma już znaczących startów. Tylko w tym roku nietypowo rozegrano przełajowe mistrzostwa kraju. Starty w biegach traktuję obecnie jako kontrolę formy, jako pewne zastępstwo dla treningów. Wiadomo zresztą, że najlepszym treningiem jest start. W Mistrzostwach Polski wystartowałem głównie dla drużyny - zdobyliśmy złoto, a do tego 3 medale indywidualne.

Największy plus tego sezonu?

Dla mnie osobiście największym zaskoczeniem był start w Biegnij Warszawo, gdzie pobiegłem 30 minut i 14 sekund, zajmując czwarte miejsce i będąc drugim z Polaków na mecie. Jest to, skromnie mówiąc, rewelacyjny czas jak na moją kontuzję. Wiele osób było w szoku, że udało mi się tak pozbierać i mocno pobiec. Szkoda więc, że przytrafiła się kontuzja, bo mógłbym powalczyć o całkiem niezłe rezultaty w tym roku...

Myślisz wciąż o debiucie w maratonie?

Planuje go na wiosnę, prawdopodobnie podczas Orlen Warsaw Marathon. Rozważam z trenerem mocne przygotowania. Chcę pojechać na długi obóz zagraniczny do USA w okresie zimowym. Oczywiście wszystko zależy od kwestii finansowych - nie mam sponsorów, więc będę musiał szukać środków na opłacenie treningów. Nie będzie to łatwe, ale jeśli jest ryzyko, to jest zabawa. Może uda mi się zadebiutować z dobrym wynikiem i znajdą się sponsorzy, którzy pomogą mi w drodze na Igrzyska.

Cel jest ambitny...

Mając w perspektywie Rio oraz minima kwalifikacyjne, jakie stawia przed nami PZLA, i pamiętając jak to było w przypadku Igrzysk w Londynie i Pekinie, to w maratonie trzeba będzie pobiec pewnie ok. 2:10:30. Zrobienie minimum na Igrzyska nie jest więc najłatwiejsze, bo to specyficzna konkurencja, z bardzo obciążającym dystansem. Maratonu nie na praktykować tak często jak choćby biegów na 10 km. Dwa starty w ciagu roku i już. Ale chciałbym spróbować. Minima na 5000 i 10 000m są na poziomie rekordu Polski, a wiadomo, że u nas od lat do tych czasów nikt się nie zbliża. Zresztą odbywa się bardzo mało biegów stadionowych na tych dystansach. Żeby pojechać na Igrzyska, na 10 000m trzeba wybiegać 27:50 - jedyny w Europie bieg na tym dystansie to Puchar Europy. A żeby tam pojechać, trzeba przekonać do siebie PZLA. Bywa to trudne…

Jakie są koszty zagranicznego obozu przygotowawczego dla zawodnika takiego jak Ty?

Żeby opłacało się jechać, należy zaplanować minimum 6 tygodni. Najdroższy jest bilet do USA - do Albuquerque w Nowym Meksyku - ceny wahają się między 3 a 4 tysiące złotych. Koszt wyżywienia i zakwaterowania jest podobny.

Twój najlepszy rok to 2012. Wtedy ustanowiłeś wszystkie swoje rekordy życiowe. Miałeś najlepszy wynik w Polsce na 5000m – 14:02,00 z Koblencji. Co było takiego specjalnego w tamtym sezonie i czego zabrakło, by kolejne lata też należały do Ciebie?

To był czas kiedy przeniosłem się z Warszawianki do Prefbetu. W Łodzi rozegrano wtedy Akademickie Mistrzostwa Świata w biegach przełajowych, w których zająłem 17 miejsce. Bardzo zależało mi na starcie w tych mistrzostwach. Przyjęliśmy z trenerem mocny plan treningowy, było kilka obozów, wspierała mnie też uczelnia oraz AZS. Podczas przygotowań mogłem skupić się tylko na treningu, a nie na szukaniu pieniędzy i startów.

Sam czułem się w bardzo dobrej dyspozycji, miałem zrobioną bazę wytrzymałościową. Później trener zaczął wprowadzać więcej treningów szybkościowych. Wynik z Koblencji był tego efektem. Starałem się jeszcze o start w Pucharze Europy, ale nie dostałem zgody od związku. Szkoda, bo byłem wypoczęty po wcześniejszych imprezach, gdzie pobiłem rekordy życiowe i byłem w stanie pobiec jeszcze szybciej. Chwilę później złapałem za to kontuzję Achillesa, co zakończyło mój sezon.

W kolejnym roku uraz powrócił i nie pozwolił osiągnąć tak dobrych rezultatów. Mam nadzieję, że przy technologicznym wsparciu firmy Nike, uda się wreszcie ominąć urazy, które mnie zapewne napotykają i w sezonie 2015 uzyskać dobre rezultaty. Wierzę, że stać mnie na wynik w granicach 2:12:00 - 2:14:00 w maratonie. Wciąż jednak najbardziej lubię biegać 5 km i do tego dystansu mam pewien sentyment.

Czy według Ciebie istnieje szansa, żeby w najbliższym czasie ktoś pobił rekord Polski na 5000m Bronisława Malinowskiego - 13:17,69 z 1976 roku?

Przeglądając tabele rekordów Polski w biegach długich to, poza wynikiem Henryka Szosta w maratonie, większość rekordów ma już swoje lata. W ostatnich latach najbliżej do rekordu na 5000m zbliżył się Łukasz Parszczyński - 13:38,19 w 2013. W dystansie to prawie 150 metrów. Problemem jest to, że u nas nikt nie trenuje pod 5000 i 10 000m na stadionie. Tych startów w kraju jest mało. Na „piątkę” ścigać się można przy okazji mistrzostw Polski, jednak jest to bieg po medale, więc nikomu nie zależy na uzyskaniu dobrego czasu.

To samo dotyczy 10 000m - wyniku powyżej 30 minut na, dającego złoty medal, nie nazwałbym górnolotnym. Jest to poważny problem, bo szykowanie się na jeden start, bez możliwości dalszych sprawdzianów formy jest trudne. Tak jak mówiłem, o wynik najłatwiej powalczyć na Pucharze Europy, ale nawet złoty medal Mistrzostw Polski nie daje przepustki na start w tej imprezie. Natomiast na komercyjny miting z czasem powyżej 29 minut nikt nas nie przyjmie. Nie ma wsparcia dla młodych zawodników długodystansowych, sami muszą kombinować i szukać biegów ulicznych, gdzie się rozdrabniają...

Żałujesz tego Pucharu Europy?

To nie jest taka łatwa i jednostkowa sprawa. Myślę tu w kontekście Krzyśka Gosiewskiego, o którym było ostatnio głośno, a który ostatecznie pojechał na Mistrzostwa Europy. Może warto zastanowić się czy PZLA nie mógłby zrobić ukłonu w stronę zawodników i w przypadku uzyskania wyników na poziomie minimum B, albo całkiem przyzwoitych jak na europejskie warunki, po prostu otworzyć możliwość startu na własny koszt. Jeśli są gotowi, to trzeba dać im szanse. Dla każdego zawodnika jest to prestiż, a dodatkowo informacja dla potencjalnych sponsorów. Myślę, że wpłynęłoby to na rozwój biegów długich w Polsce. Ja byłem gotów pożyczyć pieniądze, żeby pojechać na Puchar Europy. Zależało mi na tym starcie, bo chciałem uzyskać dobry wynik. W tym roku PZLA pozwoliło kilku zawodnikom bez minimum pojechać na Mistrzostwa Europy i jaki mamy rezultat? Medale, których nikt się nie spodziewał. Może warto częściej ryzykować...

Czego Ci życzyć w Nowy Roku?

Zdrowia, bo jeśli ono będzie to i trening będzie szedł w dobrą stronę. Natomiast kiedy zdrowie się psuje, to zawodnik psychicznie podupada. Mam nadzieję, że jeszcze nieraz porozmawiamy po dobrych występach. Pozdrawiam i życzę wszystkim biegaczom owocnego w rekordy życiowe i świetne starty przyszłego roku! Do zobaczenia na trasach biegowych!

Rozmawiał Robert Zakrzewski