Kilian Jornet szybszy od Toma Erika Heimena, chociaż sam nie wierzył, że to możliwe.
Do nietypowego pojedynku doszło na zboczu norweskiego Romsdalhorn. Na szczyt obaj weszli tak samo – pieszo, po bardzo stromej i technicznej „drodze”. Panowie obrali jednak inny sposób powrotu. Słynny ultramaratończyk zrobił to jak zawsze, zbiegając w dół. Norweski base jumper skoczył w dół ze spadochronem.
Osiągnięć Katalończyka przedstawiać nie trzeba. Erik Heimen wśród biegaczy nie jest specjalnie znany, ale to czołowa postać norweskiego base jumpingu czyli skoków z podłoża stałego (np. z budynku, anteny, szczytu górskiego, mostu). Na swoim koncie ma ponad 2000 takich prób. Podczas spadania w dół rozwija prędkości do 220 km/h.
Zgodnie z oczekiwaniami, na etapie „w górę” Kilian Jornet miał sporą przewagę. W końcu to doświadczony biegacz górski, o ponadprzeciętnych umiejętnościach, a Heimen był dodatkowo obciążony swoim sprzętem. Wszystko rozstrzygnęło się na drodze w dół. Tu także biegacz okazał się szybszy od skoczka, chociaż różnica nie była duża.
Jornet zameldował się na mecie po 52 minutach i 26 sekundach Heimen ukończył wyzwanie w 53 minuty i 55 sekund. Na różnicy zaważyła przewaga Jorneta podczas wspinaczki.
Do tego niecodziennego pojedynku doszło latem, ale dopiero teraz można zobaczyć film z przebiegiem rywalizacji i trasą, którą obrali panowie. Zaplanowali również szereg prezentacji i spotkań, by tym doświadczeniu opowiadać.
Zaledwie 10-minutowy film w pełni oddaje emocje, jakie towarzyszyły obydwu uczestnikom wyzwania. Ale… nie powtarzajcie tego w domu.
IB