Krzysztof Gosiewski zainwestował w medal Mistrzostw Polski. Ma tylko medal

Brak najlepszego zawodnika w Polsce w składzie reprezentacji na nadchodzące ME w Biegach Przełajowych w Bułgarii oraz interpretacja zasad kwalifikacji na tę imprezę to kolejne gorące tematy, którymi żyje aktualnie środowisko biegowe.

Z Krzysztofem Gosiewskim, seniorskim Mistrzem Polski w Biegach Przełajowych A.D. 2014 oraz jego trenerem Błażejem Stankiewiczem, rozmawiał Robert Zakrzewski.

Złoty medal Mistrzostw Polski ma dla pana chyba słodko-gorzki smak. Radość ze zwycięstwa w Krakowie przeplata się z brakiem powołania na Mistrzostwa Europy, mimo wypełnienia podstawowego wymogu złotego medalu. Zdaniem trenera blokowego odpowiedzialnego za biegi długodystansowe, nie wykazał się pan „dyspozycją startową”, która również była wymagana przez PZLA. Co pan na to?

Krzysztof Gosiewski: Wydaje mi się, że poziom mistrzostw był dobry, bo biegliśmy w granicach 3 minut na kilometr. Trasa była nierówna, ciężka, wystawały z niej małe „wulkany”, ale cross taki jest. Jest trudno.

Jechałem do Krakowa z nastawieniem, że uda się wywalczyć kwalifikacje, po cichu wierzyliśmy w to z trenerem. Wcześniej pojechaliśmy na obóz w Jakuszycach. Trenowaliśmy tam z Marcinem i Tomkiem Lewandowskimi. Zainwestowałem w przygotowania swoje ostatnie pieniądze, bo w sporcie trzeba inwestować. Inaczej nic się nie uda. Wierzyłem, że Mistrzostwa Polski otworzą nowe drzwi, pojawią się nowe perspektywy. Z jednej strony udało się, bo złotego medalu nikt mi nie zabierze, z drugiej zaś nie zostałem powołany do kadry.

Błażej Stankiewicz: Jeśli PZLA chce wszystko zabezpieczyć, to regulamin powinien być lepiej skonstruowany. Nie zatrudnia się przecież sędziego od „wrażeń artystycznych”, który opowie o tym co i jak wyglądało i czy się podobało. Jasno zaznaczamy, że na zawody pojedzie zawodnik, który np. jest sklasyfikowany w międzynarodowym rankingu na długim dystansie, w biegu na 10 km plasuje się w pierwszej „30”, a w półmaratonie w pierwszej „20”, oraz że zdobywa złoty medal Mistrzostw Polski. Wtedy sprawa jest jasna i na zawody pojadą ci, którzy potwierdzą swoją wysoką dyspozycję.

Z drugiej strony zamyka to jednak drogę młodym zawodnikom, którzy mogliby się wybić. Tak jak Krzysiek. On w Krakowie pobił rekord życiowy na 10 km, mimo że to był przełaj. Wcześniej najszybciej pobiegł 30:20 na trasie nieatestowanej. Teraz trzeba znaleźć złoty środek i ubrać go w słowa. Słowa przelać na papier, dokument upublicznić i respektować.

Obserwowałem rywalizację w Krakowie z podwójnym zainteresowaniem, bo w kategorii młodzieżowej startował mój drugi podopieczny Bartosz Kotłowski. Niestety wystartował w Krakowie z podwyższoną temperaturą nie mówiąc mi o tym. I nie ukończył rywalizacji. Mówię o tym, bo wyjeżdżając na zawody powiedziałem, że „za dwa tygodnie obaj wystartujecie w Bułgarii”. I tak by pewnie było, ponieważ Bartek również był super przygotowany, w końcu trenują razem i mieli wspólny cel. Po zejściu Bartka z trasy został tylko „Łysy” (Krzysztof Gosiewski – red), który biegł spokojnie za czołową grupą. W zwycięstwo uwierzyłem po 6. kilometrze, kiedy Krzysiek rozpoczął swój występ.

Tu dotykamy jednej z najciekawszych kwestii, czyli dyspozycji zawodnika na trasie. Trener kadry uważa, że był gorszy od najlepszych młodzieżowców, więc nie ma po co go powoływać...

Błażej Stankiewicz: Krzysiek szedł bardzo równo i biegł w okolicach dobrze znanego wszystkim Tomka Szymkowiaka (olimpijczyk z Pekinu na 3000m z przeszkodami – red.). Gdzieś na 5. kilometrze wyprzedził Tomka. Był to pierwszy sygnał, że jest dobrze. Grupa się porwała, bo młodzieżowcy zaczęli swój finisz. Jest to naturalne, skoro do mety zostało im 1,5 km. Krzyknąłem do Krzyśka „idź za grupą” i wtedy on zaczął mocniej pracować. Po zawodach trener Zbigniew Rolbiecki powiedział, że mój zawodnik na ósmym kilometrze był 25 sekund za pierwszym młodzieżowcem i to świadczy o jego niskim poziomie. Tak nie było i są na to dowody w postaci zdjęć. Mało tego wersja dla zarządu PZLA to już 40 sekund. Myślę, że dziś będzie to minuta lub półtorej.

Proszę zadać sobie trochę trudu i policzyć czasy i obejrzeć zdjęcia z rywalizacji zgodnie z nieprawdziwą wersją, czyli straty 40 sekund do pierwszego młodzieżowca, „Łysy” ostatnie 2 km przebiegł w czasie nieco ponad 5 minut. I prawie pobił rekord Polski na tym dystansie! Tym bardziej go trzeba zabrać na Mistrzostwa Europy, bo wygra i zdąży się przebrać zanim przybiegnie drugi zawodnik! Ktoś kto w takim tempie biega 9. i 10. kilometr, jest naprawdę mocny.

Panie Krzysztofie ma pan 26 lat, lekką atletykę uprawia zaledwie od trzech. Wcześniej trenował pan wioślarstwo. Czy tam zasady kwalifikacji są bardziej przejrzyste?

Krzysztof Gosiewski: Tam również zasady kwalifikacji są niejasne. Można powiedzieć, że jest jeszcze gorzej niż w biegach. Raz miałem jechać na zawody międzynarodowe, ale był telefon do klubu, że jestem za niski, więc pewnie za słaby. Wioślarze często nie jeżdżą na imprezy, bo mają złe parametry, nie takie jakie są w tabelach, które opracowali mądrzy ludzie...

 

Czy dyscyplina sportu, którą wcześniej uprawiał Krzysztof, pomaga mu w bieganiu?

Błażej Stankiewicz: Krzysiek ma zdolność wytrzymywania biegów długich. Zawodnicy, którzy z nim rywalizowali, mają już swoje sukcesy i wyniki. Jeśli ktoś jest głodny sukcesu, to idzie w ciemno. Myślę, że właśnie dlatego przegrali. Z punktu fizjologii wioślarstwo na pewno było dobrym zapleczem. Jest to bowiem dyscyplina cykliczna, oparta na zdolnościach wytrzymałościowych. Dodatkowo dochodzi wytrzymałość siłowa, więc może dlatego Krzysiek ma taką moc w przełajach. Gdy mieszkał w Ełku, potrafił rywalizować w przełajach z mieszkającym tam Michałem Smalcem, który też odnosił sukcesy w bieganiu. Wtedy jeszcze nie trenował, ale zawsze miał ochotę, żeby uprawiać ten sport.

Mam pod sobą wielu studentów wioślarstwa i wiem, że oni biegają brzydko. Krzysiek przemieszcza się bardzo naturalnie. Gdy miał u mnie zaliczenie biegu na 1500m na stadionie żużlowym, zrobił to w 4 minuty i 16 sekund. Pamiętam, że zacząłem stukać w stoper i sprawdzać, czy aby się nie zepsuł. To było dla mnie niepojęte, niejeden zawodnik musi potrenować, żeby osiągnąć taki wynik.

Później Krzysiek dał się namówić i pojechał na Akademickie Mistrzostwa Polski. Na bieg w 30 stopniowym upale przyszedł prosto z pociągu. Założył długie czarne getry, jak to mają w zwyczaju wioślarze, i wygrał swoją serię w czasie 9:08. Pewnie by i pobiegł poniżej 9 minut, ale sam by chyba nie wiedział o co tu chodzi. Takie były jego początki...

Jak wpłynęła na pana cała ta sytuacja?

Krzysztof Gosiewski: To wszystko mnie jedynie motywuje. Większość polskich zawodników zdobywa medale, bo robi im się pod górę. To mnie tylko napędza. Zrobiłem wszystko by biegać i będę to robił dalej. Tak jak mówiłem, zainwestowałem w to wszystko. Wiedziałem, że po obozie może być ciężko, ale najwyżej pożyczę od trenera parę groszy. Byle dalej trenować. Taką miałem siłę woli. Nawet nie zakładałem, że skończę trenować. Tym bardziej teraz, bo wiemy, że zmierzamy w dobrą stronę.

Otrzymał pan duże wsparcie od biegaczy, powstał nawet list otwarty w obronie pana wyniku. Zaskoczyła pana taka reakcja?

Krzysztof Gosiewski: To faktycznie było bardzo przyjemne, gdy odezwał się do mnie redaktor Łukasz Panfil i przedstawił sytuację. Wielu z moich rywali i kolegów było w podobnej sytuacji. My się ścigamy tylko na danym dystansie i w danym czasie. Ja wsparłbym tych ludzi tak samo. Nie jestem w tym środowisku zbyt długo, ale czytałem o podobnych problemach. Taką solidarnością można wiele osiągnąć.

Co teraz przed panami?

Błażej Stankiewicz: Zastanawiamy się co robić. Nie wiemy po co nam forma w grudniu. Krzysiek jest teraz w dyspozycji wyższej niż 100%, bo przepracował mocno listopad. Teraz muszę go trochę „ostudzić”.

Na wiosnę chcemy pobiec 10 000m na bieżni, potem Mistrzostwa Polski seniorów na 10 000m oraz Mistrzostwa Polski na 5000m. Na koniec sezonu spróbujemy z półmaratonem. Może to trochę za szybko, ale chcę zobaczyć jak Krzysiek będzie wyglądał na tym dystansie. Ostateczna decyzja jednak zależy od czasu na 10 km. Jeśli nie będzie zadowalający, to poczekamy.

Czego życzyć panom na nowy rok?

Błażej Stankiewicz: Najważniejsze dla biegacza jest zdrowie. Mój trener Wiesław Perszke mawiał, że nie ma znaczenia czy masz formę czy nie, bo jak możesz trenować, to ją zbudujesz. Z kolei znajomi Kenijczycy mawiali: „nam potrzeba tylko jedzenia i czasu na trening i spanie, musimy się najeść, żeby mieć siłę na trening, a jak potrenujemy, to zarobimy”. Wynika z tego, że przydało by się i trochę pieniędzy, żeby dalej pić ten ohydny sok z buraka.

Dziękujemy wraz z „Łysym” za zainteresowanie sprawą, wiemy, że jest to tylko burza i za chwilę pył opadnie. Jednak warto dla chwili poczucia wspólnoty w świecie biegaczy. Do zobaczenia na zawodach, pozdrawiamy.

RZ

fot. Archiwum Krzysztofa Gosiewskiego