Leszek Walczak jest jednym z czterech biegaczy-organizatorów Koleżeńskiego Maratonu Leszno. W rozmowie z naszym portalem przekonuje, że lubuskie miasto żyje nie tylko żużlem.
Zobacz nasze podsumowanie Koleżeńskiego Maratonu Leszno >>>
Jak to się stało, że biegacze stali się organizatorami Maratonu Koleżeńskiego?
Wszyscy jesteśmy czynnymi maratończykami. Niektórzy z nas mają na swoim koncie kilkadziesiąt przebiegniętych dystansów o długości 42,195 m. Są też tacy, którzy przebiegli ponad 100 maratonów. Ja do tej pory przebiegłem ich dziewięćdziesiąt dziewięć? Oprócz maratonów biegamy także ultramaratony, zarówno w kraju, jak i za granicą.
W Lesznie imprez biegowych jest jednak jak na lekarstwo?
Kilka lat temu w naszym maratońskim gronie zrodził się pomysł, aby w Lesznie zorganizować maraton. W czwórkę z kolegami biegaczami wzięliśmy się ostro do pracy. I tak w 2009 roku odbył się w naszym mieście I Koleżeński Maraton Leszno; nazwaliśmy go koleżeńskim, ponieważ po koleżeńsku go zorganizowaliśmy i chcieliśmy zachęcić do udziału w nim szerokie grono kolegów biegaczy.
Impreza się przyjęła?
I bardzo nas to cieszy. Z roku na rok wzrasta frekwencja. W tym roku odbyła się czwarta edycja, w której gościliśmy ponad 600 biegaczy. Cieszą nas pochlebne opinie o naszym maratonie. Chcemy organizować kolejne edycje. Staramy się integrować środowisko biegaczy, stworzyliśmy stronę internetową www.maratonleszno.pl, na której umieszczamy informacje o różnych biegach, nie tylko o naszym maratonie.
Leszno jednak bardziej kojarzy się z żużlem niż z bieganiem?
Mamy jeszcze mocny sport szybowcowy (śmiech). Ale poważnie mówiąc, zawsze w Lesznie była liczna grupa osób biegających, brakowało tylko zawodów. Dlatego stwierdziliśmy, że my sami musimy zorganizować bieg. Nie chcieliśmy organizować go w mieście, tylko w lesie. Trasa Koleżeńskiego Maratonu prowadzi po malowniczej pętli, jest w 80% zacieniona. I to jest cały jej urok. Przez 4 kolejne lata maraton odbywał się w temperaturze ponad 30 stopni i tylko dzięki drzewom, w cieniu których się biegło, upał nie był tak dokuczliwy.
W naszym kraju nie ma zbyt wielu maratonów, które nie odbywają się w mieście. Skąd pomysł, żeby zorganizować go w lesie?
Trasa jest prosta, prowadzi ścieżkami leśnymi, dobrze utwardzonymi. Niektórzy kiedy dobiegają do mety, są zachwyceni, mówią, że można tu biegać samemu i naprawdę się ?wyłączyć? od codziennych spraw. Klimat Wielkiej Dębiny jest niepowtarzalny.
Ale Maraton Koleżeński to nie tylko 42195 metrów, ale także imprezy towarzyszące dla tych, którzy przymierzają się do maratonu. Organizujemy w ramach naszego spotkania także ćwierćmaraton i półmaraton. Widzimy, że zwiększa się liczba biegaczy na tych dystansach. Jest moda na bieganie i w naszej imprezie uczestniczy wiele nowych osób. Do tego formuła pętli pomaga w tym, aby nikt nie czuł się sam na trasie. Jest to motywujące dla początkujących biegaczy, nie muszą się obawiać, że zostaną sami na końcu. W ramach Maratonu organizujemy także marsz nordic walking na dystansie 10 i 20 km.
Czy w Lesznie trudno jest o sponsorów imprezy biegowej?
Tak, z roku na rok jest coraz trudniej. Mamy wiernego głównego sponsora, którym jest firma Sporting, i kilku drobnych. Wsparcie mecenasów jest bardzo cenne, bez niego trudno by nam było pokryć wszystkie koszty związane z przygotowaniem i przeprowadzeniem maratonu. Bardzo cenimy sobie też pomoc wolontariuszy.
To nie była Wasza ostatnia impreza w tym sezonie?
Zgadza się. Organizujemy zimowy bieg na dystansie 10 kilometrów. Jest to bieg prawie górski, na terenach morenowych. Formuła jest prosta, biegacze zapisują się godzinę przed biegiem, a po przebiegnięciu trasy wszyscy otrzymują medal i ciepły posiłek.
W przyszłym roku V jubileuszowy Koleżeński Maraton. Czego można życzyć?
Udanego maratonu, może jeszcze lepszego niż poprzednie edycje. Nie ukrywam, że liczymy, że znajdzie się ktoś, kto tak jak ?nasza czwórka?, po koleżeńsku pomoże nam w organizacji.
Oby tak się stało.
Rozmawiał Robert Zakrzewski