Maciej Florczak: "Robię to co mi przynosi radość, satysfakcję i poczucie wolności"

  • Biegająca Polska i Świat

W tegorocznym Baikal Ice Marathon, który odbędzie się w niedzielę 6 marca, wystartuje pokaźna grupa polskich biegaczy, co najmniej siedmiu (organizatorzy nie publikują listy zgłoszeń). Obok wspomnianych przez nas wcześniej Piotra Hercoga, Bartosza Mazerskiego i Ireneusz Jałoza, jest także Wojtek Grzesiuk z Polskiego Związku Alpinizmu, Łukasz Zdanowski - 10. zawodnik Grana Tatr 2015, Emilia Romanowicz - biegaczka i biegaczka narciarska, blogerka (fitkuchnia.pl) oraz Maciej Florczak z Gorzowa Wielkopolskiego – biegacz górski, maratończyk i ultramaratończyk, finiszer Trans GranCanarii Advanced w 2015 r. (83 km, 17:29:35). Udało nam się porozmawiać z Maciejem.

Nasz bohater przyznaje, że tego typu impreza to dla niego nowość, ale wierzy we wskazówki udzielone mu przez Roberta Sadowskiego, który w ubiegłym roku ukończył tę jedną z najtrudniejszych imprez biegowych na świecie

Dlaczego akurat Baikal Ice Marathon?

Maciej Florczak: To realizacja pomysłu sprzed kilku lat. Razem ze znajomymi zaczęliśmy biegać, pasja zaczęła się rozwijać, coraz dłuższe dystanse, dłuższe maratony, ultramaratony. Usłyszałem o tym maratonie, znalazłem stronę internetową, zapisałem się, zostałem zakwalifikowany, namówiłem kolegę. Też się zakwalifikował i jedziemy. Zacząłem szukać osób, które już tam były, żeby mi powiedziały z czym to się je. Rozmawiałem z Hanią Sypniewską i Robertem Sadowskim. Powiedzieli, że to przygoda życia. Nie było się co zastanawiać.

Konsultował pan start z Robertem Sadowskim. Czego się dowiedział?

Przede wszystkim, że warto jechać, że można spodziewać się diametralnie różnych warunków, że pogoda zmienna, że trzeba obawiać się wiatru, choć dla mnie to akurat dodatkowy bodziec.

Jak z nim rozmawiałem narzekał na gogle, buty, mówił, że poschodziły mu paznokcie. Jest pan na to przygotowany?

Tak, oczywiście. Miałem i odmrożenia, przede wszystkim nóg. Tego się nie obawiam. Jestem przygotowany.

Skąd u pana takie ciągoty w kierunku ekstremalnych wyzwań?

Ciężo to nazwać ekstremalnymi wyzwaniami, bo prawdziwi ekstremaliści by się w tym przypadku uśmiali. Ale lubię adrenalinę, ryzyko, przestrzeń i walka. Walka z samym sobą, to jest coś co od najmłodszych lat mi towarzyszy. To jest to.

Próba charakteru - tego pan poszukuje w takich przedsięwzięciach?

Szukam czegoś mogę sam siebie sprawdzić, nie - być sprawdzanym przez inne osoby.

Kiedy zaczął pan biegać i jak zaczął stopniowo rozwijać to zainteresowanie?

Zacząłem późno - pięć lat temu. Wcześniej ostro chodziłem po górach, wspinałem się, od 2006 roku mocno jeździłem w MTB, byłem w półprofesjonalnym teamie, mieliśmy jakieś sukcesy drużynowo. Wtedy miałem własną firmę i dużo łatwiej mogłem sobie zagospodarować czas, żeby jeździć na zawody czy na chodzenie po górach. W czasach kryzysu moja firma musiała się zwinąć. Wróciłem na morze - mam wykształcenie mechanika okrętowego. Po dwóch latach pięcia się w drabince oficerskiej znalazłem się na jachcie i tam zacząłem biegać. Wciągnął mnie ten biegowy zew przygody. Tak jak start na Bajkale. Takie starty dają też usprawiedliwienie, że muszę gdzieś pojechać tak jak teraz na Syberię. To bardzo wygodne.

A bieganie po asfalcie?

Jeśli jest to zupełnie nowe miejsce, jest fajna ekipa i jest to związane z wyjazdem z rodziną. Tak, wtedy sobie pobiegnę. Dwa lata temu zrobiłem tak w Barcelonie, pojechaliśmy w trzy rodziny, dwie osoby wystartowały w maratonie. To miły dodatek. Ale taka sytuacja, że ktoś jedzie na drugi koniec Polski, startuje w maratonie i wraca, to nie jest moja bajka. Góry, ultramaratony górskie - to mnie bawi, rzeczy jak teraz ten Bajkał. Musi być coś nowego coś ekstra. Dlatego potem może będą jakieś piaski, dżungle.

Co to znaczy być biegaczem ekstremalnym?

Fakt, że startuję w Baikal Ice Marathon i ukończyłem Trans Gran Canaria na poziomie advanced nie znaczy, że jestem ultramaratończykiem i biegaczem ekstremalnym. Robię to co mi przynosi radość, satysfakcję i poczucie wolności. Dalej chodzę po górach. Dwa lata temu z przyjaciółmi zdobyliśmy Kazbek w Kaukazie. Z jednym z nich pobiegnę po Bajkale. Są fajne trasy, fajni ludzie, to mi wystarcza.


Jaki jest pański rekord w maratonie?

3h37'.

Jakieś jeszcze ciekawe starty w górach pan zaliczył? Gdzie noga poniosła?

W Polsce pobiegłem maraton na Chojniku, Forest Run, bieg w Mosinie, Górski Półmaraton Ślężański. Z zagranicznych - Trans Gran Canaria, w ubiegłym roku w marcu, chyba największa górska przygoda. Tych startów nie mam zbyt wiele. Sporo biegam sam. Praca na yachcie to jest zwykle miesiąc na morzu i miesiąc w domu, wiele imprez mi ucieka, ale rekompensuję to sobie tym, że jestem w różnych miejscach. Jak przypływamy do wyspy to załoga już wie, że szykuje się do wbiegnięcia na najwyższy szczyt. Ustawiam wachty tak, żeby także mi wszystko pasowało i biegnę.

Jakie szczyty pan w ten sposób zdobył?

Wbiegłem na Etnę, Wezuwiusza, najwyższe szczyty Istrii, Capri, również greckich wysp Kos i Rodos. Czasami są to biegi 20-30 kilometrowe a czasami krótsze. Jest dużo błądzenia, bo nie ma map, nie zawsze z portu, do którego przybijamy wiedzie droga na najwyższy szczyt. Czasem to bardziej bieg na orientację. Ale to mnie bawi. Adrenalina, niepewność, wyzwanie, walka. To nie jest bieganie w kieracie, którego nienawidzę. Jak widzę, że maraton jakiś ma pętlę to od razu rezygnuję.

Wróćmy do Baikal Ice Marathon. Zna pan trasę?

Mniej więcej tak, ale ona jest zmienna. Wiem, że to zależy od warunków - spiętrzenia lodu, bo ta pokrywa tam cały czas pracuje, szczelin. Co kilka dni otrzymujemy od organizatorów brief, wiemy co tam się dzieje.

Czego się pan najbardziej obawia - pękającego lodu, zimna, wiatru, niedźwiedzi?

Zwierząt się nie boję. W zasadzie to jest dziwne, bo ja się niczego nie obawiam.

Nawet trochę, tak po ludzku?

Może obawiam się wiatru, bo wiem, że tam mocno wieje i ludzie właśnie z tego powodu się wycofują.

W zeszłym roku w Bajkale załamał się lód pod synem byłego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. utonął. Boi się pan takiej sytuacji? Myślicie o takich rzeczach - lód się załamie i cześć, najgłębsze jezioro świata.

Przede wszystkim Janukowycz nie startował w zabezpieczonym maratonie, to była samowolka i wchodzenie na lód, który może się załamać. Wierze, że organizatorzy tak wszystko przygotowali, że nie będą nam groziły żadne zewnętrzne niebezpieczeństwa. Zresztą dlatego liczba uczestników jest ograniczona do 120, żeby organizatorzy mogli w każdej chwili zareagować jeżeli komuś coś się przytrafi.

W jakim stopniu ekstremalny maraton to wyzwanie dla organizmu a w jakim dla ducha? To bardziej strawa fizyczna, czy duchowa?

Zdecydowanie duchowa. Ciało zawsze można przygotować. To kwestia treningu. Ale charakter to już trzeba mieć. Nie zgadzam się natomiast z twierdzeniem o upośledzeniu czy braku instynktu samozachowawczego. Bardzo fajnie powiedział wybitny himalaista Wojciech Kurtyka - kto się przestaje bać, ten ginie. We wspinaczce ryzyko jest ogromne, w ekstremalnym bieganiu, można się połamać, poturbować, ale na skałce ryzyko czeka na każdym kroku i nie ma miejsca na najmniejszy błąd. Trzeba się bać, ale ten strach ma mobilizować do większej koncentracji a nie paraliżować.

Można to przełożyć na wypadki podczas maratonów górskich, ludzie mdleją, tracą przytomność.

Najczęściej to efekt słabego nawodnienia...

Tak, ale tego się nie czuje. Na Transgrancanarii człowiek nie wie, że traci wodę, bo tam się nie poci, woda od razu paruje. Wieje tam gorący wiatr znad Afryki, który sprawiał, że nie byłem mokry, kiedy tam startowałem. To było dziwne wrażenie. Pić trzeba i to dużo. Zresztą zawsze, startując w ekstremalnych imprezach trzeba być przygotowanym na każdą ewentualność, poznać tajemnicę tych zawodów, bo ryzyko jest spore.

Co pan czuje podczas ekstremalnych zawodów - jest chęć rywalizacji z innymi, ze sobą, z czasem, ciekawość?

 

Ciekawość to przede wszystkim. Rywalizacja - tak, jak biegniemy ze znajomymi to też się pojawia. Trochę próżności w tym jest, nie ukrywam, ale to też spróbowanie samego siebie, sprawdzenia swoich możliwości. Do tego dochodzi odkrywanie świata, poznawanie nowych ludzi.

Jak się zmusza organizm do dalszego wysiłku podczas ekstremalnych zawodów, kiedy jest się na granicy wytrzymałości?

Trzeba chwilkę odpocząć, potem wstać i pobiec dalej.

Jak wyglądają przygotowania do takiego maratonu, można się do czegoś podobnego w ogóle przygotować?

Pod względem fizycznym - oczywiście, że tak. W internecie można znaleźć metody treningowe, żeby przygotować się do półmaratonu, maratonu, ultramaratonu, maratonu górskiego, dopasować czynniki typu waga i ćwiczyć. Jest kwestia tylko utrzymania się w tym rygorze. Najważniejsze to zmusić się do harmonogramu ułożonego przez kogoś kto się na tym zna.

Czuje pan już swój organizm, wie na co go stać?

Czuję się, że rozwijam, nawet w wieku 40-kilku lat. Teraz potrafię wbiec tam gdzie jeszcze parę lat temu miałbym kłopot, żeby wejść czy wjechać na rowerze. To jest bardzo budujące, nie ukrywam.


Jak często pan trenuje, jakie dystanse pokonuje przed Baikal Ice Marathon?

Staram się robić około 200 kilometrów miesięcznie, czyli około 50 kilometrów tygodniowo, więc nie jest to strasznie dużo. Rozbijam to na 2-3 biegi krótsze tygodniowo, 10-15-kilometrowe, w różnym tempie, interwałowe na wytrzymałość, do tego jedno dłuższe wybieganie w weekend - 20-30 kilometrów, najczęściej jest to związane z wyjazdem w góry. Robię trochę tych przewyższeń. Co rano rozciąganie - nie ćwiczę jogi, ale wiele elementów zaczerpnąłem i czuję, że bardzo pomagają. Jeżeli jestem w morzu i stoimy na redzie, nie mogę biec to wtedy wskakuję do wody i przepływam z kilometr, dwa.

Siłownia?

Nie.

Trening mentalny?

Nie.

Specjalna dieta?

Racjonalna. Nie jestem żadnym wegabonem, wegetarianinem. Staram się nie używać cukru za dużo. Przed startami karbo, makarony. Te rzeczy.

Pogoda w Polsce raczej nie przygotowała pana do startu na lodzie przy minus 20 stopniach...

Prognozy wskazują, że będzie jakieś -11 stopni Celsjusza, więc nie jest źle. Wytrzymam.

Ale lodu brakło, a to jednak inna technika biegania.

Tego się trochę obawiam, ale tydzień temu pojechałem w Tatry, nie było świeżego śniegu, trasy były oblodzone i na takim lodzie sobie pobiegałem. Przez cztery dni zrobiłem około 100 kilometrów po oblodzonych ścieżkach. Wypróbowałem buty, które kupiłem na Syberię, przyzwyczaiłem się do nich.

Sprzęt sprawdzony?

Sprzęt sprawdzony w Tatrach i skonsultowany z ludźmi, którzy już biegli w poprzednich latach oraz z jadącymi tam teraz - powinno być dobrze.

Jaki ma pan cel w Baikal Ice Marathon - tylko ukończyć czy coś więcej?

Ukończyć i nie być ostatni. Zdaję sobie sprawę, że biegam krótko, a tam startują wyjadacze, mam swój wiek, więc nie stawiam sobie celów, które mogłyby mnie zabić lub uszkodzić. Chcę się dobrze bawić i miło spędzić czas ze znajomymi.

Aklimatyzacja była?

3 dni na miejscu i 4 dni w pociągu do Irkucka. Musi starczyć. Ponieważ jest z nami Piotr Hercog, który zna się na biegach jak mało kto, będziemy się stosować do jego rad i pouczeń.

Będziecie musieli uważać, Sadowski mówił mi, że był cały czas śledzony przez organizatorów i milicjantów, jeden polazł za nim nawet do kibla. 16 osób to już może być próba obalania systemu...

Tego się nie obawiam. Będzie niemile zdziwiony jak zaczną wychodzić aspekty polityczne. Na to nie jestem przygotowany. Że mogą śledzić? Rosja to kraj szpionów, oni są tego nauczeni.

Jaki jest koszt takiej wyprawy?

Wpisowe jest drogie - 550 euro, zawiera za to opłatę startową, dwa noclegi, dwudniowe wyżywienie oraz transport z lotniska w Irkucku do hotelu i z powrotem. Do tego dochodzi koszt dojazdu z Warszawy do Irkucka - samolot do Moskwy i bilet na Kolej Transsyberyjską. Kolejne 450 euro, plus to co wydamy w ciągu tygodnia w Rosji.

Po Bajkale ma pan w planach podobne starty? Niedługo Maraton Piasków. Żar pozwoliłby zapomnieć o syberyjskich mrozach.

Zobaczę. Tydzień po Bajkale jest Zimowy Ultramaraon Karkonoski, na który się zapisałem. Jeżeli będę w dobrej kondycji to liczę, że uda mi się wystartować.

Regeneracja po Baikal Ice Marathon może być dłuższa?

Nie, to tylko maraton. Kręci mnie też maraton pod Everestem - to jest moje największe marzenie. Do tego Patagonia. Słowem - kręci mnie nowe i to gdzie jest daleko. Busz, pustynia, Nowa Zelandia, Gwadelupa - obojętnie, byle daleko. Marzy mi się także przebiegnięcie grani Tatr, znam ją dobrze, ale nigdy nie przebiegłem. Clu - pojechać, rywalizować i poznać nowych ludzi.

Ma pan jakieś ulubione trasy biegowe wokół Gorzowa Wlkp.?

Mam ich wiele. Nie brakuje tam przecież pięknych lasów i widowiskowych tras wokół jezior. Są też i górki - Murawy, Bogdaniec

Ma pan jakieś rady dla biegaczy amatorów, którzy chcieli by podjąć takie wyzwanie jak Bajkał?

Sam się czuję amatorem, dopiero zaczynam lizać ultra i ekstremalne biegi. Rady? szukać przyjemności, nawet w pokonywaniu bólu, monitorować swoje treningi, zliczać kilometry i czasy, wtedy dopiero zaczyna się trenować a nie próbować coś robić na siłę. Warto znaleźć biegaczy na swoim poziomie i z nimi biegać, wtedy pojawi się zdrowa i rozsądna rywalizacja. No i warto dokręcać sobie śrubę, ale to z czasem, w pierwszej kolejności - kilometraż i systematyczność.

Prywatnie o sobie?

Maciej Florczak, rocznik 1968. Szczęśliwie żonaty z pierwszą i jedyną żoną. dwójka dzieci - Jagóda (16 lat) i Maciej Junior (11 lat). Synka wprowadzam w biegi (do 10 km) a razem z resztą rodzimy jeździmy na nartach lub desce.

Rozmawiał DZ

fot. Archiwum prywatne Macieja Florczaka / BIM / Masaki Nakamura 


Od redakcji:

W ubiegłym roku Robert Sadowski pobiegł w Baikal Ice Marathon dla 13-letniego Przemka Wojdy, chłopca urodzonego z przepukliną oponowo–rdzeniową. Biegacz ponownie apeluje o pomoc dla Przemka.

Można dla chłopca przeznaczyć 1 procent swojego podatku.

1. Wpisujemy w rozliczeniu KRS 0000037904

2. W polu "informacje uzupełniające": 4661 Wojda Przemysław

lub wpłacić darowiznę na konto Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą" Bank BPH S.A 61 1060 0076 0000 3310 0018 2660, tytułem: 4661 Wojda Przemysław - darowizna na pomoc i ochronę zdrowia.

Zachęcamy!