Marathon Amsterdam Ambasadora. „Nogi miały jeszcze siły”

  • Biegająca Polska i Świat

Po Orlen Warsaw Marathonie nastąpił u mnie czas kilkudniowego roztrenowania, a zarazem poprawiania błędów jakie zrobiłem podczas stosowania własnej diety. Potem nastąpił etap biegania pod krótkie dystanse do 10 km i wskoczenia ponownie w treningi pod maraton. Maraton jesienny był najważniejszym startem w całym sezonie.

Paweł Góralczyk, Ambasador Festiwalu Biegów

Otwartym pozostawało pytanie - gdzie pobiec. Mam sporo znajomych z Krakowa i na samym początku wchodziły 3 maratony. Rozważałem Poznań, Lizbonę i Amsterdam. Pytałem znajomych, którzy biegali już w Lizbonie o trasę i... szybko odpuścilem tę imprezę. Zadecydował pofalowany profil, liczne zbiegi i podbiegi. Analizowałem te składowe, bo chciałem pobiec po rekord życiowy.

Zadecydował...

Analizowałem też Ranking Najlepszych Polskich Maratończyków, pierwszą 100 setkę zestawienia, by zobaczyć gdzie padają najlepsze wyniki i w jakich miastach. Pojawił się kilka razy Maraton Poznań, z kolei TCS Amsterdam Marathonu do setnego miejsca nie miał żadnego wyniku poniżej 2:39:00. Postanowiłem publicznie zapytać o profil trasy TCS Amsterdam Marathon i - jak się okazało - jest to podobno drugi najbardziej płaski maraton w Europie - na pierwszym miejscu jest oczywiście maraton w Berlinie, podczas którego regularnie padają rekordy świata.

Podczas 6. PZU Festiwalu Biegowego w Krynicy spotkałem się z zaprzyjaźnionymi zawodnikami Eskadry Kraków - Piotrem Majcherem, Beatą Majcher, Piotrem Szopa. Omówiliśmy sprawy dotyczace TCS Amsterdam Marathonu. Zgłosiłem ostateczną decyzje do sponsora, a zarazem swojego pracodawcy - TMT WADOWICE (budownictwo) oraz do swojego klubu - KS AZS AWF KRAKÓW, a także trenera Tomasza Brachmana. Gdy zapadły ostateczne decyzje co do wyjazdu, ruszyliśmy z przygotowaniami i szacowaniem kosztów. 18 października zbliżał się nieubłaganie. 

Dzięki koledzy!

Tak naprawdę... nie miałem czasu się niczym zając. Na budowie pracuje po 8 lub 9 godzin dziennie, po czym co drugi dzień wykonuję 2-godzinny trening w drugim zakresie – po takiej dawce człowiek marzył już tylko o odpoczynku. Do tego dochodziła sprawność obowiązkowa. Dlatego dziękuje obu Piotrkom za zorganizowanie wyjazdu.

Do Amsterdamu wyruszyliśmy w piątek zaraz po 7:00 rano z Krakowa. Jechaliśmy osobowym samochodem. Po drodze było kilka postojów. Mieliśmy wynajęty hotel 40 km od Amsterdamu - nazywa się Van der Valk Hotel Amersfoort, w mieście Amersfoort, a cena pokoju to około 30 euro za osobodzień. Zameldowaliśmy się, zjedliśmy śniadanie. Potem posiedzieliśmy trochę, omówiliśmy następny dzień.

Ubogi... tylko pakiet

W przedstartową sobotę spaliśmy ile się dało, by zregenerować się po podróży. Po śniadaniu i kawie pojechaliśmy do Amsterdamu odebrać pakiety startowe i zwiedzić trochę miasta. Do stolicy dojechaliśmy szybko. A więc pakiety startowe, potem EXPO zlokalizowane w dwóch dyżych halach sportowych. Pasta Party było późno,m bo od 18:00 do 20:00. Pakiet startowy szału nie wywołał, nawet powiem, że jak na 70 euro to było ubogo. Był numer startowy, woda. Reszta to ulotki i chip - w razie konieczności udzielenia pomocy służba medyczna miała dane biegacza już pod ręką.

Kolejny punkt pobytu to Olympisch Stadion, skąd następnego dnia startował i kończył się maraton. Była też wizyta i w samym centrum. Grzechem było nie udać się na Red Light District (czerwona ulica) gdzie można było popatrzeć na „co nieco” przed startem. Zaraz obok czerwonej ulicy i w samym centrum są Coffee Shopy, gdzie można legalnie zakupić marihuanę. Można, ale nie trzeba.

Potem udaliśmy się do znanego kościoła Oude Kerk, gdzie pośrodku dzielnicy stoi niewielki pomnik... prostytutki z brązu. Był też czas Wesołe Miasteczko, znów w centrym. I kanały wodne gdzie - są w całym Amsterdamie, co mi się bardzo podobało. Amsterdam - jeżeli chodzi o sport – to aktywne miasto. Bardzo dużo ludzi jeździ na rowerach, są tu tysiące kilometrów ścieżek rowerowych.

Powrót do hotelu. Warunki bytowe na 4 gwiazdki. Po kolacji znów narada, dotycząca już samego maratonu.


Oblężenie!

Wstaliśmy o 6:00 rano. Śniadanie i wymeldowanie z hotelu. Jedziemy do Amsterdamu. Kiedy docieramy na miejscu widzimy, że miasto jest wręcz oblężone przez biegaczy! Ludzie parkowali gdzie się dało, nawet na trawnikach. Udaliśmy się pod Olympisch Stadion.

Oddanie rzeczy do depozytu, życzenia udanego biegu i wejście na stadion, gdzie odbywa się start. Czas 3:39:00 dawał mi start z pierwszego sektora – tu trzeba było mieć poniżej 2:40:00. Moi koledzy Piotr Majcher i Piotr Szopa startowali z 2 sektora - powyżej 2:40:00.

Kiedy byłem już przygotowany do startu popatrzyłem na rękę - „PRZYPOMNIJ SOBIE, GDZIE BYŁEŚ 3 LATAT TEMU JAK ZACZYNAŁEŚ, A GDZIE JESTEŚ TERAZ”. I drugi tekst - „ZESRAJ SIĘ, A NIE DAJ SIĘ”. Przede mną stała światowa czołówka maratończyków, walczących o minimum olimpijskie. Były emocje, a stres zamieniał się na waleczność. Pozostało mi się przeżegnać.

Wystartowaliśmy

Trener Tomasz Brachman rozpisał mi taktykę na odcinki 5-kilometrowe. Czasy, w jakich powinienem się znaleźć na danym pomiarze czasu.

Na początku zamieszanie - każdy się chciał rwać do przodu. Na 8. km biegliśmy przez Pałac Królewski (Koninklijk Paleis). Długi odcinek wzdłuż rzeki, dobrych ładnych pare kilometrów. Z trasy za wiele nie pamiętam, nie było czasu na oglądanie. U mnie cały maraton polegał na myśleniu o trzymaniu pulsu i odpowiedniej prędkości, by nie spalić maratonu już na początku. „Im wolniej zaczniesz tym szybciej skończysz” - powtarzałem.

Rozpisany czas na 35. kilometrze – 2:09:20. Miałem 2:09:31.

Na znaczniku wziąłem trzeci żel, po czym... płuca zaczęły odmawiać współpracy. Nagle oddech stał się bardzo krótki i bardzo intensywny. Uczucie było takie, jak by mnie ktoś dusił i nie mogłem nabrać powietrza. Nie wiedziałem co się dzieje, ale walczyłem do końca. Pierwszy raz maiłem kłopot z oddychaniem. Nawet postanowiłem wyrzucić kolejny żel, bo nie do końca zjadłem poprzedni. A miałem wziąć jeszcze jeden, by włączyć „maksa” na ostatnich 2,2 km.

Na 41. kilometrze wspierała nas Beta Majcher, która w tym roku przebiegła w Anglii 100 km. I setki tysięcy innych kibiców, na całej trasie.

Bardzo szkoda mi tego maratonu. Zwłaszcza końcówki, bo była moc w nogach. Ale im bardziej próbowałem się zaprzeć, ciśnienie w głowie rosło i coraz mocniej doskwierał mi ból.

„Maksa” nie będzie

Kiedy wbiegałem na Olympisch Stadion i na bieżnię, zbierało mi się na wymioty. Po pierwsze – chciałem już stanąć i spokojnie opróżnić żołądek. Ale przecież to było 175 metrów przed metą – i jak tu stanąć. Pomyślałem, że nie włączę „maksa”, ala spokojnie dobiegnę do celu i może nie zwymiotuje. Potem żałowałem tej decyzji. Zwymiotowałem 100 metrów przed metą. Na mecie. I za metą jeszcze 2 razy...

Jak się później okazało, było to powodem zbyt dużej ilości wody na trasie i zmieszania jej z żelami. Kawas żołądkowy. Na mecie czekałem na Przyjaciela Piotra Majchera wybiegał 2:54:06.

Pogoda nie dopisała, jak dla mnie. Wolę cieplejsze warunki. Tu padał delikatny deszcz. Bolała mnie pachwina, ale co tam. Gdy usiadłem z Piotrkiem i zdjąłem buty, niedowiedzalem oczom. Plama krwi na skarpetce. Nic nie czułem w trakcie biegu...

Piotr Szopa ukończył maraton z wynikiem 3:16:57. Beata Majcher przybiegła do nas, do całej trójki, by żłożyć gratulacje. Potem udaliśmy się do szatni, na kąpiel. Nogi były zmęczone, ale miały siły biec dalej...

Maratończycy ciągle przybywali na linie mety. Imprezę ukończyło w sumie 12 338 osób.

Ostatecznie WYBIEGAŁEM 2:37:19, co dało mi 71. miejsce w OPEN. Zostałem też pierwszym Polakiem. A Polska obsada była bardzo silna – aż 18 osób złamało 3 godziny! Zaraz za mną uplasował się Piotr Ślęzak z wynikiem 2:38:50.

Po wszystkim można było spokojnie nabrać oddechu. Udaliśmy się na zakupy by kupić pamiątki dla bliskich. Ok. godziny 16:00 udaliśmy się w drogę powrotną do domu. Jechaliśmy całą noc i opowiadaliśmy swoje wrażenia z biegu…

Oficjalne wyniki z TCS Maratonu Amsterdam 2015: TUTAJ

Paweł Góralczyk, Ambasador Festiwalu Biegów