Trenując do maratonu już na 8 tygodni przed startem staram się uważać na to, aby nie przesadzać z fast-foodami, tłustymi i ciężkostrawnymi daniami. Organizm w tym okresie jest narażony na niesamowite obciążenia dochodzące do 200 km tygodniowo i należy uważać, aby nie dokładać mu jeszcze „ciężkim” jedzeniem. W tym czasie często jem dania wysokowęglowodanowe, ale również węglowodanowo-białkowe. W internecie jest wiele przykładów na gotowe potrawy – czy to makarony, czy ryż z kurczakiem. Ale najważniejszy jest jednak okres bezpośrednio przed startem.
Uczestnicząc co tydzień w biegach na 5 czy 10 km zawsze pamiętam, żeby dzień przed biegiem wypić jakiś carboloader, aby nawodnić odpowiednio organizm i podbudować poziom glikogenu. W takim przypadku największy nacisk kładę zawsze na porządną kolację. Zdarza się, że jest to pizza, z założeniem, żeby ograniczyć sosy i ciężkie składniki. Oczywiście nie mówimy teraz o maratonie, bo tam takie rozwiązanie nie wchodzi w grę. Można również zjeść dobry makaron.
Start do biegu jest zazwyczaj w okolicach południa. Wówczas rano jem bardzo skromne śniadanie. Zazwyczaj jest to pół bułki z miodem lub dżemem i do tego pół banana. Moje racje żywnościowe ze względu na niską wagę są oczywiście okrojone, dlatego należy dobierać dawki według swoich potrzeb. Do tego godzinę przed rozgrzewką jem galaretkę, która w przypadku zbyt małego śniadania zaspokoi nasze potrzeby. Lepiej podczas biegu czuć lekkie ssanie niż potem cierpieć ze względu na kolki czy bóle w brzuchu.
Wielu zawodników po biegu wypija od razu shake'i białkowe. W moim przypadku zazwyczaj zjadam jakiś białkowy batonik, który ma pomóc naszemu organizmowi w lepszej regeneracji postartowej. Z pewnością lepiej zregenerowani podejdziemy z większymi zapasami sił do następnego startu!
Artur