Za nami już 4. Roztoczański Międzynarodowy Maraton Jaworów-Lubaczów. Trasę z Ukrainy do Polski przemierzyła w całości blisko setka osób, w tym Ambasadorka Festiwalu Biegowego Jolanta Augustyńska. Poniżej krótkie podsumowanie imprezy pióra naszej biegaczki, powyżej zdjęcia.
Tegoroczny start maratonu oraz sztafety maratońskiej przewidziano w Jaworowie na Ukrainie. Finiszowe metry biegacze pokonywali na Rynku polskiego Lubaczowa. Na liście startowej maratonu widniało tuż przed startem 138 nazwisk, na mecie sklasyfikowano 79 osób. Zmagania ukończyło także 6 sztafet.
W przeddzień startu w Lubaczowie można było odebrać pakiety startowe, zjeść smaczny makaron na pasta party oraz kiełbaskę z ogniska. Zbiórkę w dniu zawodów, z racji konieczności przejazdu do Jaworowa, wyznaczono już na godz. 5:30. Dwoma autobusami przejechaliśmy do Jaworowa, przekraczając granicę w Budomierzu.
Z Jaworowa ruszyliśmy tuż po godz. 10:00 czasu ukraińskiego, tuż po krótkich przemowach organizatorów. Trasa, tak jak zapowiadali organizatorzy, była po części asfaltowa (około 14 początkowych kilometrów po ukraińskiej stronie oraz na pełnej długości polskiego odcinka maratonu) a po części gruntowa (ok 10 km po stronie ukraińskiej). Podawana deniwelacja wynosiła 67 m.
Start, jak i pierwsze godziny biegu, przypadł zawodnikom w pełnym w słońcu. Było ciepło. Na szczęście punkty z wodą były gęsto rozstawione – pierwszy już na około 4. kilometrze (jedna z rodzin wystawiła własny stołeczek, na którym był dzbanek z wodą i kilka szklanek). Na brak napojów i innych odżywczych artykułów na trasie nie można było narzekać, tak po stronie ukraińskiej jak i polskiej.
Pogoda - jak przepowiadali synoptycy - miała się zmienić około południa. I tak się stało. Najpierw było to zwiększenie zachmurzenie i lekki wiatr (niestety w twarz a nie w plecy), by niedługo przerodzić się w silniejsze podmuchy i opady deszczu. Dało się też odczuć ochłodzenie.
Po wbiegnięciu na metę w Lubaczowie każdy zawodnik mógł skorzystać z masażu i natrysków. Otrzymywał też kupon na kiełbaskę, napój jak i dwudaniowy obiad.
Dekoracja zawodników odbywała się już w strugach deszczu – momentami niemal ulewnego.
Zwyciężyli zawodnicy z Ukrainy, dobrze znani też z polskich tras: Eduard Hapak (czas 2:37:55) i Viktoriia Bondarenko (3:19:01). Pełne wyniki znajdziecie w festiwalowym KALENDARZU IMPREZ.
A teraz opowieść bardzo subiektywna...
Do Lubaczowa wybraliśmy się w czwórkę: Jan, Łukasz, Jacek i ja. Dla chłopaków był to drugi start w tym maratonie, dla mnie drugi start...w ogóle w maratonie. Trójka z nas to Ambasadorzy Festiwalu Biegowego!
Start w pełnym słońcu i kilkanaście kilometrów przemierzonych w pełnym słońcu – to nie były moje ulubione warunki biegowe. Dodatkowo miałam okazję przed 10. kiloemtrem zapoznać się z kolką w trakcie zawodów. To moje pierwsze takie doświadczenie. Na szczęście Agnieszka pomogła mi przełamać kryzys - słyszałam, że kryzys u maratończyka pojawia się po 30 km! -, została troszkę ze mną i udzieliła kilku wskazówek, tak, że powoli, około 15. kilometra, wróciłam już do rytmu.
Biegłyśmy razem do około 37. kiloemtra. Do mety dotarłam już sama. Od około 38. kilometra warunki atmosferyczne znacznie się pogorszyły. Gęsia skórka na rękach dobitnie o tym świadczyła. Mimo, że pod wiatr, z deszczem uderzającym w twarz, biegło mi się wciąż dość dobrze. Nie czułam zmęczenia nóg. Pierwszy raz założyłam opaski kompresyjne - nie wiem czy to ich zasługa czy nie, ale w ogóle nie czułam zmęczenia.
Niedługo jednak dały o sobie znać stopy. Ból odbitych paznokci aż do końca był dość mocno odczuwalny.
Biegłam do mety już cały czas w samotności. Ukształtowanie terenu czasem pozwalało obserwować w oddali innych biegaczy, w innym miejscu stwarzało wrażenie bycia jedyną osobą na trasie.
Metę osiągnęłam po ponad czterech godzinach biegu (4:04:56), zajmując 46. miejsce w klasyfikacji open.
Tak jak mówił Łukasz przed startem – ten maraton jest mały, kameralny, bez wątpienia ma swój niepowtarzalny urok, ale dla debiutanta nie jest to dobry wybór. Znacznie lepiej, jak choćby w Bratysławie (mój pierwszy maraton – 3:39:57), jest mieć biegaczy w zasięgu wzroku, niemal na wyciągnięcie ręki.
Bardzo sympatycznie wspominam kibiców i wolontariuszy z trasy - tak po naszej jak i ukraińskiej stronie. Wiwatujące dzieci, całe rodziny zagrzewające do walki, śpiewające kobiety w regionalnych strojach powiewające flagi polskie i ukraińskie….. to właśnie tworzy jedyny w swoim rodzaju klimat tej imprezy.
Uważam, że organizatorzy spisali się na medal. Jedyny niedosyt to pogoda, która nie pozwoliła w pełni cieszyć się w trakcie dekoracji. Tylko czy można tu kogoś winić?
Jolanta Augustyńska, Ambasadorka Festiwalu Biegów
Przypominamy, że 4. Roztoczański Międzynarodowy Maraton Jaworów-Lubaczów zaliczany jest do Ligi Festiwalu Biegów. Wyniki biegu zostaną ujęte w klasyfikacji "Najlepszy maratończyk"