Maraton z niezgłoszonym zającem? W USA dyskwalifikują!

Ashley Rollins, biegaczka i trenerka z Austin w Teksasie wymarzyła sobie start w maratonie bostońskim. Ponieważ na przeszkodzie stały jej głównie względy sportowe i rosnące wymagania organizatorów względem minimów kwalifikacyjnych, postawiła na start z osobistymi, niezgłoszonymi do biegu pacemakerami. Nie sądziła, że to nielegalne.

Podczas grudniowego California International Marathon (CIM), jednego z oficjalnych biegów kwalifikacyjnych do Bostonu, Ashley Rolins nabiegała fantastyczny rekord życiowy – 3h28’ (poprawiła się o blisko 20 minut).

– W Sacramento postawiłam wszystko na jedną kartę, jakby miał to być mój ostatni bieg w życiu. Wyłączyłam się z życia, pracy… to miał być mój bieg – wspomina biegaczka grudniowy start w Kalifornii, który ułożył się dla niej perfekcyjnie. Równe tempo, właściwe nawadnianie i motywacja od znajomych dały kapitalny rezultat.

– Pamiętam, że przez ostatnie 6 mil ani raz nie spojrzałam na zegarek. Wiedziałam, że muszę cisnąć… Gdy wpadłam na metę i zerknęłam na zegarek, rozpłakałam się – opisuje Ashley Rollins. Dodaje, że kluczem do tamtego biegu była przede wszystkim „głowa”.

Co najważniejsze dla ambitnej biegaczki, uzyskany rezultat pozwalał ubiegać się o numer startowy w Bostonie. Dwuminutowa zaliczka względem minimum pozwalała realnie myśleć o biegu z Hopkington na Boylston Street.

Szczęście biegaczki trwało niemal równo miesiąc. Podczas weryfikacji wyników organizatorzy biegu w Sacramento odkryli, że biegaczka skorzystała z pomocy nieautoryzowanego pacemakera, który przebiegł z nią połowę dystansu. Sprawę miał zgłosić anonimowy biegacz, który zwrócił uwagę na stosowny zapis w regulaminie imprezy. Gospodarze CIM, wsparci m.in. szefem słynnego serwisu marathoninvestigation.com Derekiem Murphy’m, którego jeszcze przed biegiem zaprosili do pracy w komisji sportowej biegu, nie mieli wyjścia i unieważnili wynik Ashley Rolins.

– Tak, miałam plan by dać się poprowadzić w Sacramento, by skupić się wyłącznie na sobie. Uwierzyłam i zaufałam osobom, z którymi trenuje przez cały rok, że razem damy radę powalczyć (o minimum - red.). Pierwszą część pobiegłam z jednym z kolegów. Na półmetku, w strefie zmian sztafet, dołączyła do nas jeszcze koleżanka. Razem, choć nieco rozdzieleni dystansem, dobiegliśmy do mety – relacjonuje Ashley Rolins.

– Było mi trudno pogodzić się z tą sytuacją – podkreśliła biegaczka. Między wierszami przyznała, że nie wiedziała o obostrzeniach dotyczących "zająców" i że nie chciała nikogo oszukać. Podkreśliła, że bardzo chciała tego wsparcia, głownie z pobudek mentalnych.

Długą rozmowę z biegaczką dotyczącą jej nieudanej przygody z Maratonem Bostońskim można posłuchać w podcaście Running Rogue: TUTAJ. W podcaście wziął udział także sam Derek Murphy, który – jak się ukazuje – biegowe hobby tropienia maratońskich oszustów przekształcił w zarobkową pracę.

Wracając do nieautoryzowanych pacemakerów. Polskie biegi uliczne, nawet te w randze Mistrzostw Polski, pełne są biegających duetów, najczęściej w formule kobieta z mężczyzną. Co prawda regulaminy imprez mówią np. o „przebywaniu na trasie maratonu bez ważnego numeru startowego” jako o czynności niedozwolonej, niemniej nikt nie weryfikuje się przebiegu rywalizacji, o czym wielokrotnie przekonywaliśmy się na własne oczy śledząc z bliska przebieg biegów ulicznych. 

Polskie bieganie nieprzepisowe. „Ludzie robią nieprawdopodobne rzeczy”

Tymczasem przepisy IAAF są w tym względzie klarowne - bieg z zającem, który "nie uczestniczy w tej samej rywalizacji", którym jest "zawodnik zdublowany" lub "taki który niebawem zostanie zdublowany" oraz z zającem elektronicznym (z wyłączeniem osobistych zegarków z GPS, które jednak nie mogą przesyłać danych na zewnątrz w czasie rzeczywistym), jest zakazany. 

red.

źródło: Podcast Running Rogue / IAAF Competition Rules 2018/19

fot. Archiwum wikimedia